Rozdział 12

64 5 1
                                    


((James POV))

- Pomyliłeś się Dumbledore! Huncwotki jednak nie wbiegły do wioski. Deportowały się parę metrów przed nią! - krzyczał od wejścia do gabinetu dyrektora Hogwartu Luke. 

- Spokojnie Luke. Przecież nic takiego się nie stało tylko piątka kobiet dała radę nam uciec. - powiedziałem siadając w fotelu tuż przed biurkiem. 

- Chłopcy to nie był mój jedyny plan. Nasz następny musi być po prostu bardziej dopracowany aby móc sobie poradzić w właśnie takich niespodziewanych sytuacjach. - stwierdziła McGonagall.

- A co w tym było niespodziewanego?! Fakt, że jednak nie wbiegły do wioski był prawdopodobny. Tylko wy mieliście taką pewność, że jednak to zrobią. A my znając je dłużej byliśmy wręcz pewni, że jednak deportują się przed wioską co by nie robić niepotrzebnego szumu. - powiedział wściekły Syriusz. Plany Dumbledore'a były coraz częściej niepowodzeniem. A już zwłaszcza jeżeli plan dotyczył Huncwotek. 


((Julie POV))

- Dobra to co teraz? - zapytała Tonks kiedy tylko wróciłyśmy do dworu.

- Szczerze mówiąc to nie wiem. Ojciec powiedział tylko o naprawie szafki. - powiedziałam. 

- Czyli teraz robimy sobie wolne. - stwierdziła z szerokim uśmiechem Veronica. 

Żeby to tylko było takie proste. Mogę się założyć, że do godziny ojciec się u nas pojawi i będzie czegoś od nas chciał. Postanowiłam jednak nie rozwiewać nadziei dziewczyn i siedzieć cicho. Weszłyśmy do środka dworu. Tam od razu ruszyłam do radia aby je włączyć aby być na bieżąco ze wszystkim. Natomiast reszta dziewczyn ruszyła do swoich pokoi aby się przebrać. 

Po kilku minutach nudnego wywodu jakiegoś czarodzieja postanowiłam pójść w ślady dziewczyn i się przebrać. Ruszyłam na górę do pokoju. Kiedy tylko się tam znalazłam związałam włosy w kucyka i wzięłam swoje ciemnozielone dresy na przebranie. Zaraz po przebraniu zeszłam z powrotem na dół. Siedziała tam Veronica z kubkiem najprawdopodobniej kawy. Włosy związała w koka i ubrała się w szary dres. 

- Mówili coś ciekawego? - zapytałam siadając obok dziewczyny. 

- Poza tym, że śmierciożercy wysadzili jakiś most to nie. - odparła dziewczyna biorąc łyk swojego napoju. 

- Nie wiesz, który most wysadzili? - zapytała Lily wchodząc do pomieszczenia wiążąc włosy w warkocza. Miała ona na sobie czarny dres. 

- Nie. Jak przyszłam to mówili kto go wysadził i ilu mugoli zginęło. - odpowiedziała dziewczyna. 

- Ilu? - spytała Evellin opierająca się o framugę wejścia do kuchni rozczesując włosy. Miała na sobie ciemnoniebieski dres.

- Na moście było około siedemdziesiąt osób. Jak na razie znaleziono czterdzieści pięć osób. Wszystkie martwe. 

- Myślicie, że Minister Magii zacznie w końcu coś robić czy pozwoli nam działać w spokoju? - zapytała Dora wchodząc do pomieszczenia. Jej włosy były upięte w kucyka, a na sobie miała różowy dres. 

- Jeżeli do tej pory jedynym jego działaniem było powiadomienie premiera mugoli i wysyłanie aurorów prosto w łapy śmierci to raczej wątpię aby cokolwiek innego teraz zrobił. - powiedziała Evellin patrząc za okno. 

- Pragnę zauważyć, że na dodatek kazał przeszukać mój dom rodowy przez co go musiałam spalić! - wykrzyknęła Veronica.

- Ktoś ci kazał? - zapytała.

- Tak.

- Kto?! - krzyknęła Lily.

- Mój instynkt przetrwania! 

- Było go nie słuchać. - powiedziałam kończąc temat.

-  A co z twoją ręką Vera? - zapytała Evellin podchodząc do nas. Moon nic nie mówiąc podniosła rękaw swojego dresu. Ręka chodź dalej była zaczerwieniona to i tak wyglądała lepiej niż na samym początku. 

- Ciekawe jak długo będzie ci się to jeszcze goić. - powiedziała Dora. 

- Nie wiem, ale i tak jest lepiej niż było. Oby tylko teraz się nie pogorszyło bo się załamie. - stwierdziła Veronica patrząc na swoją rękę. Wzruszyła ramionami po czym opuściła rękaw. Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Siedziałyśmy nie odzywając się. Jedyne co zagłuszało ciszę to radio i informacje. Trwałyśmy tak kilka minut po czym odezwała się Lily:

- Zastanawiałyście się jakoś bardziej nad propozycją Dumbledora? 

- Przez chwilę tak, ale mam dziwne wrażenie, że to tylko jakiś podstęp. Zresztą bardzo prawdopodobne, że umarłybyśmy dużo szybciej niż będąc po tej stronie barykady. - powiedziała Veronica patrząc na parę unoszącą się znad kubka. 

- Też odniosłam takie wrażenie. Zresztą Lily kiedy jesteś śmierciożercą to twoi rodzice mają jakąkolwiek szanse na przeżycie. - powiedziałam cicho. 

- Wiem. - ucięła temat rudowłosa. Potem znowu ucichłyśmy. W radio cały czas powtarzali o zniszczeniu mostu. Dopiero chwilę później usłyszałyśmy coś co nie było związane z tym zdarzeniem.

- Uwaga wiadomość z ostatniej chwili dwójka śmierciożerów, która ostatnio uciekła z Azkabanu została złapana będą teraz czekać na proces. Teraz będzie już tylko lepiej. Zapewne już niedługo zostanie złapana reszta skazany, którzy uciekli.... 

- Dwójka złapana, a zrekrutowano piętnaście śmierciożerców. - powiedziała Evellin.

- Takie głupie gatki, że nas szybko wyłapią mają tylko podnieść nadzieje. Oni widzą co się dzieje i próbują kogoś zmobilizować do działania. Szkoda, że już jest za późno. - powiedziała Veronica.

- Według paru osób nigdy nie jest za późno. - powiedziałam.

- Ciekawe. Praktycznie całe Ministerstwo Magii jest pod kontrolą Voldemorta. Nie ma już nadziei dla tych po stronie Dumbledore'a. - stwierdziła Dora.

- Chyba, że przejdą na naszą stronę. - powiedziała Veronica.

- Nie liczyłabym na to. Ci co tam zostali są tak uparci, że są zdolni zginąć byle nie być po stronie Voldemorta. - stwierdziłam przypominając sobie kto jest w Zakonie Feniksa. 

- A wiecie co się w końcu z Violin? - zapytała Evellin marszcząc brwi. Niemal natychmiast wszystkie pokiwałyśmy głowami na nie. 

- Po tym jak ojciec ją zabrał nie słyszałam o niej ani słowa. - odpowiedziałam. Nie byłam w stanie określić co dokładnie się dzieję z Courtney. Już chciałam powiedzieć dziewczyną, że pójdę do ojca zapytać o nią, ale wtedy Mroczny Znak zaczął mnie boleć. Był to jasny sygnał, że Voldemort nas wzywa.

- Serio ledwo się przebrałyśmy, a już mamy iść?! - zapytała wściekła Dora.

- Narzuć ta czarną szatę jak ja. - powiedziała Veronica. Zasłoniła kapturem twarz, a resztą szaty zasłoniła dres. Zrobiłyśmy to samo co dziewczyna nie mając siły iść się przebierać. Deportowałyśmy się z dworu prosto do rezydencji Malfoy'ów. Nic nie mówiąc usiadłyśmy na swoich miejscach. Ja siedziałam tuż obok ojca, a dalej była Veronica, później Lily, następnie Dora i na końcu naszej grupy siedziała Evellin. Co ciekawe miejsce koło niej było puste. Zwykle siedział tam Snape. Przyszedł on pięć minut po nas. Wtedy ojciec zaczął zebranie. Zapytał o misje, które zlecił. Był z czegoś bardzo zadowolony. Nie podobało mi się to.

- A więc mam dla was dzisiaj pewną niespodziankę. - zaczął powoli. - Jak pewnie większość z was pamięta kiedyś współpracowała z nami pewna Courtney. Później nas zdradziła przez co wielu z nas trafiło do Azkabanu. - powiedział, a do sali wleciała zakrwawiona Violin. Patrząc na nią teraz byłam niemal pewna, że ja sama nie dałabym rady jej zabić bądź doprowadzić do takiego stanu.

Avada Kedavra?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz