Stałam przed lustrem, zestresowana jak nigdy. Dzisiaj wszystko miało się rozstrzygnąć. Ostatnia rozprawa. Podczas wcześniejszych nie było problemu z moimi zeznaniami i z czymkolwiek, ale dzisiaj po raz pierwszy od miesiąca miałam go zobaczyć. Mojego (mam wielką nadzieję że byłego wkrótce) męża. Odetchnęłam głęboko przez nos.
-Hej, nie stresuj się, kocie. Drżysz jak osika, a przecież doskonale wiesz, że wszystko będzie dobrze. On nic ci nie zrobi. - Jughead pochylił się nade mną i zagryzł delikatnie skórę na mojej szyi. Jęknęłam cicho, wyginając się do przodu, na co zachichotał i zaczął ssać i chuchać na to miejsce. Po chwili zrobiła mi się tam sporych rozmiarów malinka.
-Juggie, nie będę miała jak tego zasłonić! - Wyjęczałam, patrząc z przerażeniem na czerwonawe znamię.
-Ale czemu miałabyś to robić, skarbie? - Wymruczał. - Pokażesz mu, że już do niego nie należysz. Jesteś. Teraz. Moja. Cytrusie. - Z każdym słowem składał delikatne pocałunki na moich obojczykach.
-Jeszcze nie widziałam pierścionka zaręczynowego. - Usmiechnęłam się kpiąco, ale coś w moim sercu zaczęło topnieć. Nagle złapałam go za szyję i przyciągnęłam do siebie gwałtownie. - Kocham cię, Juggie. - Wyszeptałam w jego usta i złożyłam na nich długi, słodki pocałunek.
-Ja też żywię do ciebie podobne uczucia, milady. - Uśmiechnął się szelmowsko, kiedy oderwałam się od jego warg. - Zwłaszcza, kiedy nie dajesz mi oddychać.
-Jesteś niepoprawny, Jug. - Zachichotałam i poprawiłam mu muszkę. Spojrzałam ostatni raz w moje odbicie lustrzane i poprawiłam machinalnie włosy.
-Przestań, wyglądasz świetnie, Betts. - Obrzuciłam się krytycznym spojrzeniem. Miałam na sobie długą do kolan, dość obcisłą czarną sukienkę z szerokimi ramiączkami i kwadratowym dekoltem oraz czarny żakiet. Na nogach mimo wszystko królowały Louboutiny, których zakup wymusiła na mnie Veronica pod karą: "nigdy ci nie wybaczę złamanego serca mojego brata et cetera, et cetera." Włosy spięłam w luźny, wysoki kok, ale po chwili wahania rozpuściłam je, żeby zakryć malinkę na szyi.
-No dobra. - Odetchnęłam głęboko. - Przed nami sąd ostateczny.
•••
-Jak myślisz, jak potoczy się nasze życie? - Leżeliśmy w trawie przy rzece, delektując się ostatnimi promieniami zachodzącego słońca.
-Co masz na myśli? - Jughead odwrócił się do mnie z zaintrygowaniem.
-Co będziemy, robić, z kim je będziemy dzielić... No wiesz, takie najprostsze, najbardziej elementarne pytania. - Wzruszyłam ramionami.
-Wyczytałem gdzieś, że właśnie na takie najtrudniej jest odpowiedzieć, Betts. No bo jak odpowiesz mi na przykład na pytanie: "Kim jesteśmy i dokąd zmierzamy?" - Przewróciłam oczami.
-To, Juggie, są sentencje powtarzane przez piętnastolatków na Facebooku pod zdjęciem profilowym.
-Ale mają sens. Nie wybronisz się tym razem.
-Oh, wiesz, że cię kocham. - Opadłam znów na plecy i wpatrzyłam się w chmury, leniwie płynące nad naszymi głowami. - ale nie odpowiedziałeś mi na moje pytanie.
-Odpowiedź jest równie prosta, co pytanie. Nie wiem. Nie wiem, gdzie będę jutro, Betts, a co dopiero mówić o moim życiu za rok, dwa, za dziesięć lat. Przekonamy się, co przyniesie nam los.
-A myślisz, że to będzie coś miłego? - Wyszeptałam, patrząc na jego profil. Po chwili odwzajemnił moje spojrzenie i uśmiechnął się szelmowsko.
-Oczywiście. Mówią, że ładnym ludziom przytrafiają się dobre rzeczy. A my jesteśmy szalenie atrakcyjni. - Wybuchnęłam śmiechem, patrząc na tego wariata. Nie opuściłabym go za nic w świecie.
•••
-Proszę wstać, sąd idzie. - Podniosłam się na drżących nogach, starając się nie spoglądać w prawą stronę, gdzie między policjantami siedział on. Archie Andrews. Mój największy koszmar i zmora. Morderca.
-Sprawa, którą dzisiaj będziemy rozstrzygać, rozgrywa się pomiędzy Archibaldem Andrewsem i Elizabeth Andrews, z domu Cooper. Archibald Andrews zostaje oskarżony o wielokrotne pobicie, spowodowanie poronienia oraz o próbę zabójstwa swojej żony, Elizabeth Andrews. Co do powiedzenia ma prokuratura?
-Wysoki sądzie, dowody i zeznania bezsprzecznie wskazują na winę oskarżonego. Mamy tutaj dokumentację lekarską, która potwierdza, że Elizabeth Andrews wielokrotnie trafiała do pobliskiego szpitala z ciężkimi obrażeniami. Oczywiście wtedy mąż ofiary znajdował najróżniejsze wytłumaczenia na stan swojej żony, a ona przytakiwała mu ze strachu. Doszukaliśmy się w tej sytuacji silnych oznak przemocy fizycznej i psychicznej. Poszkodowana próbowała nawet zakończyć własne życie z powodu oskarżonego.
-Co na to adwokat pana Andrewsa?
-Mój klient nie przyznaje się do winy, wysoki sądzie. - Siedzący obok Archiego gruby człowieczek podniósł się i wycelował we mnie oskarżycielsko palcem. - Jakie mamy dowody, że ta pani tego wszystkiego nie spreparowała, próbując zniszczyć życie niewinnego człowieka, żeby być z kochankiem? - Zacisnęłam wargi w bezsilnej złości. Ja i kochanek?!
-Czyli oskarżony posądza swoją żonę o zdradę i tym tłumaczy swoją agresję?
-Nie! Wysoki sądzie, żadna agresja nigdy nie wystąpiła. Za to zdrada, a i owszem. Czy wysoki sąd widzi tego mężczyznę, siedzącego obok Elizabeth Andrews? To jej kochanek. Może to on ją tak pobił, a ta kobieta po prostu chce wymusić od mojego klienta pieniądze!
-Ta opcja jest niemożliwa. - Spokojnie przerwał mu prokurator. - Państwo Andrews spisali przed ślubem intercyzę małżeńską. Nie wiem, jak ta informacja do pana nie dotarła, bo to sam oskarżony bardzo na to nalegał. W takim razie pani Andrews nie dostanie ani grosza z majątku męża. - Adwokat wyglądał, jakby chwilowo zeszło z niego powietrze. Spojrzał się z wyrzutem na Archiego, ale ten nie zareagował w żaden sposób. Bo patrzył się na mnie. Cały czas wlepiał we mnie wściekłe spojrzenie i czułam się mimo policjantów siedzących obok niego stanowczo zbyt zagrożona. Był tak blisko...
Ocknęłam się, kiedy sędzia poprosił mnie o złożenie zeznań. Powoli weszłam na odpowiednie miejsce, w końcu odwzajemniając spojrzenie Archiego. I wytrzymałam je. Bo właśnie w tej chwili zyskałam przekonanie, że dzisiaj się od niego ostatecznie uwolnię.
•••
-Taaaak! Wygraliśmy! Wygraliśmy! Betts, ty mój ukochany Cytrusie! Wygraliśmy i nie jesteś już panią Andrews! - Jughead krzyczał i biegał ze mną na baranach po całym domu. Ja też dałam się ponieść emocjom i zaczęłam płakać ze szczęścia. Wreszcie. Wreszcie mam to za sobą. Wreszcie moje osobiste piekło się skończyło, a otworzyły się w moją stronę bramy nieba. I zrobił to bardzo przystojny, czarnowłosy anioł...
-Co tu się dzieje? - Veronica zgromiła nas spojrzeniem, wchodząc do mieszkania, ale kiedy zobaczyła nasze twarze, zaczęła piszczeć ze szczęścia. - Wygraliście! Wygraliście! Spraliście dupę temu kutasowi! To pewnie wszystko dzięki tym Louboutinom. - Parsknęłam śmiechem. - Ile ten chuj dostał?
-Osiem lat. I dożywotni zakaz zbliżania się do tego aniołka. - Jughead wskazał na swoje plecy, a ja pocałowałam go w kark.
-No to co? Spotkał was happy end? Jak w hollywoodzkich komediach romantycznych?
-Na to wygląda. - Uśmiechnęłam się wesoło, nie przeczuwając niczego złego. Bo co jeszcze mogłoby mnie spotkać?

CZYTASZ
Broken//Bughead
RomanceBetty Cooper myślała, że wygrała życie. Poślubiła swoją wieloletnią miłość, Archiego Andrewsa i zaszła z nim w ciążę. Mimo osiemnastu lat była pewna swego. Wszystko zmieniło się kiedy jej mąż okazał się innym człowiekiem po ślubie. Czy dziewczyna da...