[zakończone, w trakcie poprawy]
❝ Ludzie ingerują w świat bogów, a bogowie w świat ludzi ❞
Czy XXI wiek jest dobrym czasem dla bogów greckich? Oczywiście, że tak. Tylko jak ich konflikty, wojny, romanse, dzieci, nadprzyrodzone moce i olśniewająca ur...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Ta noc była jednym, wielkim koszmarem.
Nie dość, że z obawy przed napaścią nawet nie zmrużyłem oka, to na dodatek wciąż myślałem o nim. Czarnowłosy bóg, któremu wyglądem bliżej do napakowanego sterydami nastolatka niż przynoszącej śmierć kostuchy, pojawił się w moim życiu dopiero kilka godzin temu, a już zdążył w nim nieźle namieszać.
I żeby było jasne, pomimo słów jego i mojej matki nadal nie wierzyłem w to, że mogę mieć jakikolwiek powiązania ze starożytnym greckim bóstwem. Dziwne uczucie, zupełnie jakby ktoś chciał mnie na siłę wsadzić w jedną z fantastycznych książek Ricka Riordana, towarzyszyło mi przez cały czas i to tylko dlatego, że moja sytuacja życiowa jakimś niesamowitym zbiegiem okoliczności pasowała do całej tej historii jak ulał.
Ale mity to tylko starożytna grecka tradycja przekazywana z pokolenia na pokolenie, więc bycie synem brodatego faceta, który w tamtych czasach z pomocą wideł władał wodą, zwyczajnie nie wchodziło w grę. Co prawda nie wiem, jak racjonalnie wytłumaczyć obecność w moim życiu obecność ostatnich zjawisk, ale chciałem się już pozbyć polujących na mnie facetów w czerni, przerośniętego nastolatka pozorującego na boga śmierci i zacząć żyć jak dawniej.
Kiedy na wyświetlaczu elektronicznego budzika pojawiła się rzymska jedynka, niebieskim kocem, który mama wydziergała mi na drutach, gdy byłem jeszcze małym dzieckiem, nakryłem się po sam czubek głowy, sapiąc z bezsilności. W końcu znużony zamknąłem powieki, a w mojej głowie zaświtała myśl.
A jeśli naprawdę jestem potomkiem człowieka i boga?
Uwierz w nią. Dopuść do siebie prawdę, chłopcze.
Słysząc nieznajomy głos, natychmiast otworzyłem oczy. Ku swojemu przerażeniu, już nie znajdowałem się w dobrze znanym mi od lat pokoju. Właściwie, to nie znajdowałem się w żadnym znajomym mi miejscu, tylko w pogrążonej w ciemności nicości.
Nie mogłem jednak zbyt wiele czasu poświęcić na roztrząsanie czy to jawa, czy może rzeczywistość, bo gdy tylko tuż za moimi plecami rozległ się ochrypły jęk, od razu zerwałem się do biegu. Bose stopy w zetknięciu z lodowatą wodą wydawały głośne plaski, które w pochłoniętym ciszą miejscu były niemal jak wskaźnik, której czerwony grot wskazywał centralnie na mnie.
Nie wiem nawet, ile metrów czy kilometrów zdążyłem przebiec, gdy jęk zastąpiony został przez ciche westchnienia słyszalne coraz bliżej, aż w końcu poczułem na nagiej skórze dotyk i to bynajmniej nie jeden. Setki lodowatych dłoni zaciskające się na nieosłoniętych ramionach sprawiły, że włosy stanęły mi dęba, ale wtedy jeszcze bardziej skupiłem się na swoim celu, jakim było wydostanie się stąd. Niestety, coraz to nowsze głosy dopadały do mnie, ciągnęły za ubranie i szeptały w kółko jedno słowo, tworząc przerażający mętlik szeptów.
Uwierz.
Po kilku minutach, a może godzinach, nie mogłem już dłużej biec. Moja płuca odmawiały mi posłuszeństwa i nie mogłem zrobić nic głupszego, niż zatrzymanie się. Głosy wcale nie zamierzały dać mi spokoju, początkowe westchnienia zamieniły się w ostre warknięcia, które raniły nie tylko psychicznie. Moja głowa nagle ostrym szarpnięciem niewidzialnej siły została pociągnięta do tyłu, aż wrzasnąłem z bólu. Tymczasem właściciele głosów nie ustawały w dręczeniu mnie; czułem, jak ich szpony mocnymi cięciami rozrywają mi skórę ramion, szyi i twarzy, ale nie miałem nawet sił krzyczeć o pomoc.