Siedziba Kłopotów

3.5K 371 209
                                    

Błękitne niebo i jaśniejące blaskiem słońce nagle zasłoniły ogromne, burzowe chmury, które razem ze sobą sprowadziły niepożądany mrok, przez co tłumy spacerujących ludzi pośpiesznie usunęły się do bezpiecznych domów, ewentualnie pobliskich jadłoda...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Błękitne niebo i jaśniejące blaskiem słońce nagle zasłoniły ogromne, burzowe chmury, które razem ze sobą sprowadziły niepożądany mrok, przez co tłumy spacerujących ludzi pośpiesznie usunęły się do bezpiecznych domów, ewentualnie pobliskich jadłodajni, takich jak ta znajdująca się kilkanaście metrów od rzeki Han. Te z pozoru niegroźne kule substancji w postaci pary zawsze były zwiastunem nieszczęścia i tragedii, tak jak i dzielące z nimi to samo niebo złociste pioruny, błyszczące kilka sekund na tle burzowych chmur.

— Gdzie jest ten dzieciak? — zawołał rozdrażniony pan Cheung obsługując parę obcokrajowców, postawnego, ubranego w szorty blondyna i niewielką brunetkę, którzy postanowili poszukać schronienia w jego niewielkiej knajpce. — Miał wyczyścić stoliki i zmyć podłogę! — mruknął do siebie mężczyzna, kierując się z przyjętym zamówieniem do niewielkiej kuchni, gdzie jeden z jego pomocników już układał w półmisku kimchi.

Li Cheung był Chińczykiem, który ponad czterdzieści lat temu wyemigrował z własnego kraju do Korei, szukając lepszych perspektyw życia. Jako nielegalny imigrant nie miał łatwo, a z powodu swojej sytuacji i braku znajomości języka koreańskiego, jeszcze ciężej znaleźć było mu jakąkolwiek pracę, tak więc imał się wszystkiego, do czego nie potrzebne mu było okazanie dokumentów umożliwiających pobyt. Początkowo w Korei planował zostać na kilka miesięcy, ale te jednak szybko zmieniły się w lata, gdy poznał tutaj swoją żonę, pracując jako pomywacz w jego niewielkiej restauracji. Ojciec dziewczyny początkowo był przeciwny im związkowi, ale szybko dostrzegł talent Li do gotowania i tak po jego śmierci, lokal przeszedł w spracowane dłonie Li Cheunga, który już od dwudziestu pięciu lat mógł z dumą powiedzieć, że był właścicielem jednej z lepiej prosperujących jadłodajni w Seulu. 

— Poszedł na przerwę. — odpowiedział mu krzątający się po sali pracownik, a starszy człowiek zacisnął pięści i zerknął na zewnątrz, gdzie dało usłyszeć się pierwszy grzmot. — W burzę, cholera psia mać, zgłupiał czy co? Gdzie on jest?

— Tam gdzie zawsze, proszę pana.

Li Cheung bez zastanowienia odwiązał swój biały fartuch z pasa i odłożył go na ladę, po czym wziął stary, czarny płaszcz ze stojącego obok drzwi wieszaka i wyszedł na zalany tłumem uciekających ludzi skwer, rozglądając się na boki w poszukiwaniu czarnej czupryny. Nie musiał daleko szukać, bo jego pracownik stał zaledwie kilka metrów dalej.

Osłaniając oczy przed kolejnymi kroplami deszczu, które w coraz większych ilościach zaczęły spadać z nieba, ruszył w stronę niebieskich barierek gdzie stał rzeczony chłopak, jak gdyby nigdy nic opierając brodę o metalową rurkę. Cheung jeszcze raz spojrzał na wiszące nad nimi ciemne chmury i położył dłoń na ramieniu swojego pracownika, który przekrzywił głowę w jego kierunku, wyglądając na zdziwionego obecnością swojego szefa.

— Chłopcze, robi się niebezpiecznie. — Li uśmiechnął się dobrotliwie, klepiąc go po barku. — Wracajmy do środka.

Chłopak przez kilka sekund patrzył na niego bez słowa, a potem jeszcze raz uważnie zlustrował kłębiące się fale i zachmurzone niebo. — Ma pan rację. Zbiera się na niezłą burzę! — zaśmiał się, wskazując na niebo, ale nim pan Cheung zdążył mu cokolwiek odpowiedzieć, jego pracownik już odbił się dłońmi od niebieskiej barierki i z powrotem ruszył do niewielkiej restauracji, upchniętej między dwoma solidnymi wieżowcami.

Greek Tragedy | taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz