Rozdział 4 - Podróż na Nessę

431 10 38
                                    

Silne słońce, które wisiało wysoko na niebie zwiastowało nadejście lata, które w tej części globu potrafiło dość mocno dać się we znaki mieszkańcom. Mimo iż czas zdawał się na chwilę stanąć w miejscu, po zmieniającej się aurze, wokół dało się odczuć upływające dni, które dziewczyny spędzały wraz z Audenianami. Był to trudny okres dla młodych przyjaciółek. Codziennie wyglądały za okno nie mogąc uwierzyć, że spędzają tu ostatnie swoje chwile, by po raz pierwszy móc wrócić do swojego prawdziwego domu. Mimo iż w ciągu tych kilku tygodni dostały wystarczająco dużo dowodów na to, iż nie są Ziemiankami, wciąż trudno było im zaakceptować swoje pochodzenie. Kiedy któregoś słonecznego dnia Kalet oznajmił im, iż w ciągu doby okręt ich ojca doleci do orbity Ziemi poczuły niepokój, ale i swego rodzaju fascynację. Wszystko to co działo się wokół nich było niczym nierealny film, przez co ich wyobrażenia Nessy prześcigały się w przeróżnych wizjach. Nie miały okazji się przygotować do wylotu, wszystkie ich rzeczy osobiste zostały w mieszkaniu Seri, a młody książe wyraźnie zabronił im zabrania pamiątek. Najbardziej cierpiała na tym Lea, której ciężko było zaakceptować fakt pożegnania się ze wszystkimi swoimi artefaktami, które do tej pory pełniły bardzo ważną funkcję w jej życiu. Był to jednak zamierzony cel, Kalet chciał, żeby przyjaciółki porzuciły wspomnienia o swoim dotychczasowym życiu, które było bardzo oderwane od realiów Nessy.

Kiedy nastał tak długo oczekiwany przez młodych wojowników dzień, potężny okręt flagowy Audenian zawisł nad planetą przysłaniając tym samym część słońca. W całym domu panowała ciężka atmosfera w oczekiwaniu na wahadłowiec, który miał ich zabrać na ogromny statek. Każdy z niecierpliwością zerkał w kierunku nieba chcąc dostrzec zbliżający się do nich punkt. Młode przyjaciółki czuły podekscytowanie wymieszane ze strachem, które rosło wraz z upływem czasu.

- Ile będziemy jeszcze czekać? - zapytała Seri podchodząc do ogromnych, oszklonych, tarasowych drzwi. Lea jednak jedynie wzruszyła ramionami, po czym obie ciężko westchnęły.

- Nie wiem czy chcę aby wylądowali...- mruknęła po chwili Lea podciągając kolana pod brodę. Seri delikatnie pogładziła ją po kręconych lokach chcąc dodać jej otuchy.

- Wszystko będzie dobrze, nic złego nas tam nie spotka...- powiedziała bez przekonania nie chcąc martwić przyjaciółki. - Obiecuję ci to...

Lea otworzyła lekko usta lecz kiedy chciała coś odpowiedzieć usłyszała rytmiczne kroki zmierzające w ich kierunku. Ich oczy skierowały się w stronę wojowników, którzy jednak minęli ich bez słowa wychodząc na zewnątrz.

- To chyba już.... - mruknęła pod nosem Seri i z uwagą przyglądała się wojownikom.

- Spójrz! - powiedziała Lea wskazując niewielki obiekt na nieboskłonie. Były tym tak podekscytowane, że nie spostrzegły kiedy dołączyła do nich Elaina.

- Chodźcie nie ma co zwlekać. Wahadłowiec zabierze nas na okręt. W końcu trochę cywilizacji - powiedziała z zadowoleniem czarnowłosa audenianka. Dziewczyny posłusznie poszły na taras i z bliska przyglądały się lądowaniu kosmicznego statku. Nie przypominał on jednak tego, którym przylecieli kilka tygodni temu wojownicy. Ów statek był o wiele mniejszy i mniej skomplikowany. Srebrny opływowy kształt, pełen migających światełek i niewidocznych napędów, prawie bezszelestnie wylądował tuż przed bramą luksusowej willi. Dziewczyny podchodziły do niego z rezerwą. Kiedy tylko właz stanął przed nimi otworem, wyszło z niego kilku wojowników, którzy skłonili się przed Kaletem zapraszając go na pokład. Lea trzymając się tuż za Seri spoglądała na to wszystko mając wrażenie, że czas zwolnił, sekundy trwały minuty. Serce biło jej coraz szybciej, wiedziała, że nadszedł ten czas kiedy wszystko zmieni się już na dobre. Kiedy cała piątka przekroczyła wysuwany właz, oczom dziewczyn ukazał się obraz rodem z filmów, które niegdyś oglądały podczas długich wieczorów. Wnętrze było bardzo jasne, w kolorach srebra i bieli, przechodząc niedużym korytarzem weszli do pomieszczenia, w którym znajdowały się rzędy siedzeń. Fioletowe kubełkowe fotele okazały się niezwykle wygodne i kiedy zapieli dziwne, biodrowe pasy, statek delikatnie uniósł się nad powierzchnią Ziemi. W pomieszczeniu nie było okien, przez co owa podróż wydawała się jeszcze bardziej odrealniona. Przez cały ten czas nikt nie odezwał się nawet słowem, przez co głucha cisza zakłócana była jedynie bardzo cichymi pomrukami pracujących silników. Ogromny metalowy potwór zacumował tuż przy orbicie planety, wlatując przez ogromny właz na macierzysty statek. Załoga jak i pasażerowi nie odczuli jednak hamowania. Wszystko toczyło się swoim wolnym, leniwym, niczym niezakłóconym rytmem.

DNAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz