Rano obudziły mnie krzyki. Otworzyłam oczy, ale od razu tego pożałowałam. Dotarło do nich bowiem zbyt ostre światło słoneczne. Rozejrzałam się dookoła, co sprawiło mi trudność.
- Co to do cholery ma znaczyć?- spytał William wskazując na mnie i blondyna.
- Obiecuję ci, że to ma racjonalne wyjaśnienie.- szybko wstałam z kolan blondyna, który właśnie w tym momencie się obudził.
- Słucham zatem.- chłopak był zdenerwowany.
- No dobra, nie ma.- spuściłam wzrok.- Ale do niczego nie doszło!
- A może po prostu jej nie wystarczasz kolego.- uśmiechnął się Andy, a ja wiedziałam, że to nie był dobry moment na takie teksty.
- A więc jednak?- William pomógł wstać blondynowi ciągnąc go za koszulkę. Po chwili jego zaciśnięta pięść znalazła się na policzku Andyego. Ten nie był mu dłużny i popchnął go dosyć mocno przez co czarnowłosy wylądował na stoliku. W tym momencie do pomieszczenia wbiegli Mikey, Brooklyn i Rye, którzy od razu rozdzielili kłócących się.
Zaprowadziłam Williama na górę do łazienki, chociaż szczerze mówiąc miałam wrażenie, że nie chciał mojej obecności. Po wyjęciu z apteczki potrzebnych rzeczy, zaczęłam opatrywać ranę chłopaka. Między nami panowała cisza, ale William ciągle mi się przypatrywał nie ukrywając tego.
- Przepraszam.- odezwałam się wyrzucając wacik do kosza.
- Spałaś z nim kiedykolwiek?- wypalił.
- N-nie, dobrze wiesz, że nie umiałabym cię zdradzić.- spuściłam wzrok.
- Nie spojrzysz mi nawet w oczy.- szepnął.- Nie wierzę ci.- popchnął mnie lekko, przez co moje plecy spotkały się ze ścianą. Chłopak wyszedł zostawiając mnie samą z myślami i wyrzutami sumienia, jednak w tym momencie naprzeciwko mnie pojawił się Andy. Zamknęłam oczy nie chcąc na niego patrzeć.
- Wyjdź.- wyszeptałam.
- Nawet jeśli wygonisz mnie siłą, wejdę oknem.- stwierdził.- Dziwny zbieg okoliczności, już drugi raz pobiłem się z kimś o ciebie.
- Nie żałuję tego co wczoraj się stało, ale to nie jest fair wobec Williama, więc tu kończy się nasze wzajemne prowokowanie.- otworzyłam oczy, jednak od razu mój wzrok powędrował na kafelki.
- Wiedziałem, że jeden pocałunek nie zmieni naszej relacji.- posmutniał i odwrócił się w stronę drzwi by po chwili opuścić pomieszczenie.
Cały dzień spędziłam w pokoju nie chcąc aby ktokolwiek rozszyfrował moje myśli. Kilkukrotnie wyganiałam z niego nawet moje przyjaciółki. Sama nie wiedziałam czego mi potrzeba. William był moim chłopakiem i to on pozwolił pozbierać mi się po obozie, za to przy Andym czułam się zupełnie inaczej. Kochałam go, nienawidziłam i potrzebowałam w jednej chwili. Prawdą było to, że w Williamie szukałam wszystkiego co miał Andy, aby tylko poczuć się przez chwilę jak trzy lata temu. Nie zauważyłam jednak, że są zupełnie inni. Wiele razy przyłapałam się tego dnia na myśleniu o blondynie. Sama nie wiedziałam czy to dobrze czy też nie.
- Myślałem, że śpisz.- mruknął William wchodząc do pokoju. Było po trzeciej.
- Nie potrafię.- powiedziałam cicho.
- Powiedzmy, że ci wierzę.- podszedł bliżej i zamknął mnie w szczelnym uścisku.
- Przepraszam.- wyszlochałam.
- To ja przepraszam, zachowałem się beznadziejnie.- westchnął.- Rozmawiałem z tym blondaskiem. Wyjaśnił mi, że poszliście na spacer i to on zaczął cię całować.- przecież to nie była prawda. Dlaczego to zrobił?
- T-tak było.- wysiliłam się na uśmiech.
- Cieszę się, że między nami jest już dobrze.- chwycił mój podbródek i pocałował w usta.
Chłopak zrzucił z siebie ubrania i położył się na łóżku przykrywając kołdrą. Po chwili usłyszałam ciche chrapanie co oznaczało, że zasnął. Ja jednak nie potrafiłam się w tej chwili ruszyć. Stałam i czułam na sobie ogromne poczucie winy. Andy jest zbyt dobrym człowiekiem jak na mnie. Nawet jeśli odeszłabym od Williama, nie zasługiwałabym na blondyna. Musiałam się z tym pogodzić. Niezależnie od tego czy chciałam w to uwierzyć czy nie.
CZYTASZ
I Hate Camps 2 |A.Fowler|
FanfictionGdy uczucie silne jak skała zostaje zniszczone, los nie puści tego płazem. Grupa przyjaciół spotyka się po kilku latach, aby na nowo zbudować coś co zostało zniszczone - więź, znajomość, a nawet zaufanie. Jednak czy dorosłe życie pozwoli im znów poc...