Moja ukochana dziewczyno...
Wróciłem myślami do tamtych dni, gdy słońce świeciło, a sikorki dla nas śpiewały. Budziłaś mnie rano krzycząc do ucha nazwy jakichś nieznanych mi gatunków ptaków, a ja zrywałem się wtedy z łóżka, by móc oglądać je z Tobą przy oknie. Kątem oka przyglądałem się uśmiechowi, który pojawiał się na Twojej twarzy będąc szczęśliwy, że mam kogoś takiego jak ty. Z dumą mogę uznać, że byłaś moją jedyną w swoim rodzaju znawczynią ptaków. Śmiałem się za każdym razem, gdy udawałaś ćwierkanie któregoś z nich.
Rozłąka boli, ale nie można się czymś zadręczać zbyt długo. Ciebie już nie ma, lecz wspomnienia zostały w mojej głowie. Wywiercają mi dziurę w mózgu, ale to przyjemne uczucie. Za każdym razem, gdy mogę przypomnieć sobie Twoją twarz, głos i zachowanie, czuję ulgę, że wciąż znam Cię na pamięć, jak własną kieszeń i jestem zadowolony.
Michael w trochę lepszym nastroju.
CZYTASZ
Listy, które nigdy nie zostały wysłane || M.Clifford
FanfictionListy pisane łzami, które nigdy nie dotrą do adresata... ,,Jeśli dzisiaj obudziłbym się z tobą obok mnie, jakby to wszystko było tylko jakimś pokręconym snem, przytrzymałbym cię bliżej niż kiedykolwiek wcześniej i nigdy byś się nie wyślizgnęła[...]"...