Przez pierwszy tydzień byliśmy praktycznie nietykalni. Dali nam się oswoić z sytuacją jaka nastąpiła w naszym dotychczasowym życiu. Zmiana otoczenia, obowiązek pozostawienia rodziny oraz przyjaciół, masa nowych i sprzecznych z nabytą wcześniej wiedzą informacji... Dziś z samego rana odsunęłam wszelkie złudzenia tego, jak może wyglądać mój pobyt tutaj. Miałam na myśli raczej sanatorium z gimnastyką od czasu do czasu, a w rzeczywistym świecie od godziny piątej trzydzieści biegamy. Zaprawa poranna, cudowna fraza wyrazów kiedy się o niej mówi, w rzeczywistości jest to horror, kiedy zrywają cię o piątej rano z łóżka tylko po to, żeby podczas pięciokilometrowego biegu wraz z całym ośrodkiem szkolenia wylewać siódme poty. Czasami mam wrażenie, że jestem już blisko zawału, a to dopiero połowa trasy jaką przebiegliśmy.
- Dalej, miękkie kluchy! Biegiem! Co to za spacer!? Wy myślicie, że jesteście tu na wakacjach?! Może wam jeszcze drinki podać?! Ruchy! Gonić resztę!
Motywujące słowa jakimi obdarzył nas pan Fox, wcale nie sprawiły, że biegliśmy szybciej. Nienawidzę biegać. Wolę jazdę na rolkach albo rowerem. Mój brak kondycji powoli daje mi się we znaki. Pot cieknie mi stróżkami po skroniach i między piersiami, po plecach leje mi się chyba strumieniem. Mam wrażenie, że zaraz zemdleję, kiedy uczucie gorąca zalewa mi twarz.
- Wszystko w porządku? - Liam od tygodnia nie odstępuje mnie na krok, co bardzo mi schlebia.
Jest bardzo troskliwy i opiekuńczy, co urzekło mnie w brązowookim. Spełnia moje zachcianki, nawet jeśli nie mówię o nich głośno. Rozśmiesza mnie i sprawia, że czuję się dla kogoś ważna. Prawi komplementy, wypytuje o zainteresowania, dzieli się tajemnicami i historiami z dzieciństwa. Leczy moje złamane serce, które z każdym dniem zaczyna się łączyć w całość.
Niestety ptak, któremu złamano skrzydło, od razu nie poleci. Tak samo jest ze mną. Kiedy nie widzę Christophera, nie myślę o nim. Całą uwagę pochłania uśmiechnięty i zabawny Liam, którego jadaczka się nie zamyka. Gdy brunet pojawia się na horyzoncie moje serce pęka na nowo, a uczucie smutku zaczyna dominować nad pozytywnymi emocjami, które wytworzy brązowooki.
- Tak. Po prostu nie biegałam odkąd skończyłam szkołę. - Wysapałam ciężko, co kosztowało mnie więcej siły niż bym się spodziewała.
Rozejrzałam się za Tiną, która popędziła przodem. W tym tłumie ciężko było wypatrzeć znajome twarze. Kiedy tak przyglądałam się plecom moich szkolnych kolegów i koleżanek, zauważyłam, że nie każdy z nas jest mega szczupły i ma figurę Adonisa czy kształty Afrodyty. Niektórzy są po prostu bardziej pulchni i okrągli. Ci puszyści mieli lepszą kondycję niż ja i biegli szybciej ode mnie. Miałam ochotę wejść pod któryś z mijanych po drodze kamieni i spalić się pod nim ze wstydu, że jestem około pięćdziesięciu metrów za wszystkimi w grupie ślimaków, które nie mają siły biegać.
- Ruchy, blondyna! Jakby gonił cię wampir byłabyś już martwa! - Kolejny motywujący komentarz.
- Staram się. - Wysapała dziewczyna, na którą wołają po cichu "okrągła Katy".
- To staraj się bardziej! - Wydarł się pan Fox, na co dziewczyna zaszlochała głośno.
- Biegnij do tej lepszej grupy, zobaczymy się później. - Wysapałam ciężko do Liama, który tylko pokręcił głową i delikatnie przyspieszył, wyprzedzając wszystkich po kolei.
Niech ten bieg się już skończy.
***
Wykłady, jak to wykłady. Jedne są ciekawe inne niekoniecznie. Rozejrzałam się po sali, gdzie wynudzone i wytrzeszczone oczy wpatrują się w ekran przytwierdzony do ściany. Prezentacja mogłaby być bardziej kolorowa i zawierać w sobie więcej obrazków i zdjęć, to zawsze przykuwa uwagę. Nie pomaga również fakt, iż wykładowca, który przyszedł dziś do nas na zastępstwo za panią Riverę, ma monotonny i usypiający głos. Mam wrażenie, że sam siedzi tu za karę.
CZYTASZ
HEAVENSDORF
VampireNowe otoczenie, nowa szkoła, nowe wyzwania. Kiedy Anna wyjeżdża z Ravenwood, nie może liczyć na spokój i odpoczynek. Problemy jak na złość podążają za nią krok w krok w Heavensdorf, gdzie poznaje nowych przyjaciół i chłopaka o czekoladowych oczach...