18. Igor pragnie śmierci

460 50 8
                                    

Powracam ✨

Igor

— I co ja mam teraz z tobą zrobić? — mężczyzna spacerujący po pomieszczeniu spojrzał na mnie z wyraźną pogardą. — Wszyscy dookoła pragną twojej śmierci, wiesz? Nabroiłeś tak bardzo, że każdy chce cię zabić.

— Więc zrób to — poleciłem pewnie. Starałem się grać niewzruszonego tym wszystkim, jednak w środku byłem wręcz przerażony, poważnie. — Na co czekasz? Zabij mnie i będziesz miał święty spokój — zauważyłem.

— Na to przyjdzie czas — oznajmił. — Zabicie cię sprawi, że osiągnę coś tylko na chwilę. A ja chcę osiągnąć to na zawsze, rozumiesz?! — podniósł głos, podchodząc bliżej mnie. — Chcę żebyś cierpiał. Chcę cię wykończyć, powoli. Zniszczę ci całe życie, tak, jak ty zniszczyłeś je mi! Zniszczę twoją rodzinę, twoich przyjaciół, wszystko, rozumiesz?! — wrzasnął popychając krzesło, na którym siedziałem tak, że wylądowałem twarzą na ziemi. Auć.

— Ja nic ci nie zrobiłem — jęknąłem, kiedy podeszwa jego buta wylądowała na moim policzku, tym samym jeszcze bardziej przyciskając moją twarz do ziemi. — Nie tobie.

— Zrobiłeś. Jednak najwyraźniej nie zdajesz sobie z tego sprawy — pokręcił głową, cmokając z dezaprobatą. — Jednak mam dla ciebie pewną propozycję — rzucił. — Możesz uratować swoją rodzinę. A nawet życie swoje i twojego synalka.

— Co to za propozycja? — zaciekawiłem się. W tym momencie byłem gotowy zrobić dosłownie wszystko, aby uratować bliskich. Niezależnie od tego, jak wielką cenę będę musiał za to ponieść.

— Jak zapewne wiesz, to wszystko opiera się wokół handlu — zaczął, odsuwając się ode mnie. Podniosłem na niego wzrok, cały czas uważnie obserwując jego sylwetkę. — Handlu prochami, bronią, czasem innymi, mniej cennymi przedmiotami. Jednak skupmy się na tym pierwszym — wyszczerzył się szeroko, opierając się o nieduże biurko znajdujące się w pomieszczeniu. — Przewóz narkotyków z zagranicy jest wyjątkowo ryzykowny, musimy chwytać się wszystkich sposobów, nawet tych niebezpiecznych. Jednak do tego wszystkiego brakuje ludzi — oznajmił, uważnie mi się przyglądając. Próbowałem się podnieść do góry, jednak skrępowane z tyłu ręce wyjątkowo mi to utrudniały. Rozmawianie z nim, kiedy leżałem na ziemi, nie należało do najprzyjemniejszych rzeczy.

— Co dokładnie masz na myśli? — uniosłem brwi.

— Teoretycznie nie jest to zbyt skomplikowane. Twoim jedynym zadaniem będzie przetransportowanie pewnej ilości narkotyków — wyjaśnił. — Jeśli dobrze się spiszesz, czytaj, jeśli nie zdechniesz, zrobisz to po raz kolejny. Do czasu, aż przestaniesz być nam potrzebny. Wtedy cię wypuścimy.

— Nie boisz się, że wtedy węzwę policję?

— Nie zrobisz tego — zaśmiał się. — Jeśli chociaż spróbujesz skontaktować się z kimkolwiek, już więcej nie zobaczysz gówniarza — zagroził. — Ewentualnie może pozwolę zobaczyć ci jego ciało, kiedy już potnę je na kawałeczki.

Przełknąłem głośno ślinę, wpatrując się w mężczyznę przerażony. Nie jestem pewien jak to wytłumaczyć, jednak wiedziałem, że był zdolny do czegoś takiego. Nie mogłem pozwolić, żeby zrobili Kubie jeszcze większą krzywdę. Po prostu nie mogłem.

— Jeśli chcesz uratować chłopaka, a przy okazję resztę swoich dzieciaków, rób to, co każę. W innym przypadku może zrobić się nieciekawie.

Dawid

— Macie coś? — zaciekawiłem się, zerkając Oskarowi przez ramię, wprost na ekran stojącego przed nim laptopa.

— Nic. Niestety — westchnął głośno, upijając kilka łyków trzymanego w dłoni energetyka. — Nie ma nic, żadnego punktu zaczepienia. Straciliśmy nawet sygnał telefonu Kuby, zarówno komórka, jak i karta, musiały zostać zniszczone.

Mężczyzna brzmiał na całkowicie załamanego tym wszystkim. Nie dziwiłem mu się, chyba każdy z nas przeżywał tą sytuację niezwykle dotkliwie. Przysięgam, tylko znajdę Bugajczyka, a sam go zapierdolę. Jak można być takim debilem i aż tak ryzykować?!

— A co z telefonem Igora? — zmarszczyłem brwi. — Na pewno miał go przy sobie. Próbowaliście go namierzyć?

— Też nic — westchnął po raz kolejny. — Tym razem wszystko zdaje się być perfekcyjnie dopracowane, dopięte na ostatni guzik. Nie chcą, abyśmy ich znaleźli.

— Boję się — wyznałem szczerze. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i spojrzał na mnie smutno.

— Ja też — rzucił cicho. — Ba, ja jestem przerażony. Chyba po raz pierwszy nie wiem, co mam robić.

— Zastanawiam się tylko, dlaczego to wszystko spotyka jego — mruknąłem, siadając na krześle obok niego. — Wbrew pozorom to nie jest zły człowiek. I ty o tym wiesz.

— Cóż... Przeleciał mi żonę i zrobił jej dzieciaka. A nawet dwa — prychnął. — Idealny nie jest.

— To, że nie jest idealny, nie oznacza, że jest zły — zauważyłem. — Oskar... Mam nadzieję, że twoja prywatna uraza do niego, nie będzie miała wpływu na poszukiwania.

— Nie, nie będzie — uśmiechnął się delikatnie. — Nie muszę pałać do niego wielką miłością, żeby mu pomagać. Taka moja praca — wzruszył ramionami. — Poza tym, wiem jak ważne jest to dla Wiki. Chcę żeby była szczęśliwa.

— A on daje jej to szczęście... — przyznałem. — Nie zrozum mnie źle, nie chodzi o to, że muszą być parą — zaznaczyłem, widząc jego minę. — Po prostu od razu widać, że są dla siebie cholernie ważni. Pomimo tego, co między nimi się wydarzyło, potrafili ponownie odnaleźć wspólny język. Rzadko kiedy udaje się znaleźć dwójkę ludzi tak idealnie dopasowanych. Przeszli razem naprawdę dużo, dużo złego. Każde z nich popełniło od chuja błędów. I chyba właśnie to połączyło ich po raz kolejny. Upadali wiele razy, a mimo to udało im się podnieść i stanąć na równe nogi.

— Skoro tak bardzo do siebie pasowali, to czemu do siebie nie wrócili? — zaciekawił się. — Bo szczerze mówiąc, to niewiele ogarniam z ich wspólnej historii.

— Bez zaufania nie stworzyliby związku — zauważyłem. — Wiktoria nie była święta, Igor zwyczajnie nie umiał jej zaufać. Długo cierpiał po tym, jak go zdradziła, oszukała. Przez pierwsze kilka miesięcy kompletnie nie był w stanie dojść do siebie, nie umiał się z tym pogodzić. A leki, które brał w tym czasie tylko pogarszały jego stan. Potrafił całymi dniami nie wychodzić z łóżka, użalając się nad sobą.

— Depresja? — zmarszczył brwi.

— On choruje na depresję od szesnastego roku życia, chociaż sam nawet nie jest tego świadomy — wyznałem.

— Jak to możliwe? Nie bardzo cię rozumiem.

— On nie miał nigdy w życiu lekko. Ojciec niszczył go psychicznie, co doprowadziło go do takiego stanu — westchnąłem, bawiąc się swoimi palcami. Mówienie o tym było dla mnie cholernie trudne, w końcu chodziło o mojego najlepszego przyjaciela, mojego brata. — W dniu szesnastych urodzin próbował zabić się po raz pierwszy, wtedy powstrzymał go Adrian. Kiedy skończył siedemnaście lat, jego pierwsza dziewczyna popełniła samobójstwo. Po raz kolejny próbował się zabić, chciał do niej dołączyć, tak bardzo ją kochał. I po raz kolejny uratował go Adi. Wiesz... Odnoszę wrażenie, że tylko dzięki Borowskiemu Igor nadal żyje. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, jednak Adrian zdawał się być jego kotwicą, która trzymała go na tym świecie. W młodości Bugajczyk wiele razy otarł się o śmierć i zawsze wychodził z tego cało, a Adi zawsze był obok... — westchnąłem. — Adrian umarł, a jego miejsce zajął Kuba. Niby był tylko dzieckiem, jednak miał na Igora cudowny wpływ. Igor pragnie śmierci, a zarazem cholernie się jej boi — zauważyłem.

— Niekoniecznie — mruknął, wystukując palcami jakiś rytm na stoliku. — Niekoniecznie boi się śmierci. Możliwe, że bardziej boi się tego, co stanie się z jego bliskimi, kiedy go zabraknie.

DAMNATIO MEMORIAE || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz