24. Przeze mnie on ledwie żyje

455 49 15
                                    

*niesprawdzony

Igor

Z trudem zmusiłem się do otworzenia oczu, jednak zamknąłem je natychmiast, oślepiony jasnym światłem. Czułem się w tym momencie fatalnie, bolało mnie dosłownie wszystko.

Dopiero po chwili zaczęły do mnie wracać wspomnienia tego, co właściwie się stało. Połowę pamiętałem jak przez mgłę, nie byłem w stanie przypomnieć sobie wszystkich faktów. Jednak wiedziałem jedno: byliśmy wolni. Uratowali nas.

Po chwili udało mi się przyzwyczaić do jasności panującej w pomieszczeniu. Znajdowałem się w jednej z szpitalnych sal, dookoła mnie stało mnóstwo specjalistycznego sprzętu.

— Jak się pan czuje? — spytał lekarz, który stał przy łóżku.

— Nie najlepiej. — Wyznałem, próbując poprawić się na łóżku. Syknąłem głośno, czując intensywny ból w lewym boku. — Boli mnie. — rzuciłem do niego.

— To normalne po tego typu operacji. — Wyjaśnił. — Niestety, przez uszkodzenia jakie narkotyki wykonały w pańskim organizmie, musieliśmy ograniczyć podanie środków przeciwbólowych do jak najmniejszej dawki.

— Rozumiem. — Skinąłem głową.

— Wykonamy jeszcze kilka niezbędnych badań, a po chwili będzie mógł pan zobaczyć się z bliskimi. Ewidentnie nie mogą się już doczekać rozmowy z panem — oznajmił z uśmiechem, na co tylko przytaknąłem. Cóż, nie wszystkie z tych rozmów mogą być przyjemne...

***

— Jesteś debilem. — Rzucił Dawid, praktycznie wbiegając do mojej sali. Natychmiast podszedł do mojego łóżka i przytulił mnie, ignorując te wszystkie kable. — Wiesz jak ja się kurwa martwiłem?! — Podniósł głos, odsuwając się ode mnie, a jednocześnie w jego oczach dostrzegłem ogromną ulgę i radość. — Co ci strzeliło do tego pustego łba, żeby tam iść?!

— Dostałem propozycję, myślałem, że uda mi się dokonać tej wymiany. — Spojrzałem na niego. — Mieli wziąć mnie oddać Kubę. Właśnie. Co z Kubą?!

— Jego stan był poważniejszy, niż twój — wyznał niepewnie. — Cały czas walczy o życie.

— Zabierz mnie do niego. Proszę. — Spojrzałem na niego błagalnie.

— Nie powinieneś wy...

— Wiem, że nie powinienem. — Przerwałem mu. Okej, wiedziałem, że powinienem nadal leżeć. Czułem się fatalnie, ruch nie był mi teraz wskazany. Jednak musiałem go zobaczyć. Po prostu musiałem...  — Ale zrób to. Chuj z konsekwencjami.

***

— Mogę zostać z nim sam przez chwilę? — Spojrzałem błagalnie na Izę, która dotychczas siedziała przy nieprzytomnym chłopaku. Nie wyglądała najlepiej, ewidentnie cierpiała. Bardzo.

— W porządku. — Uśmiechnęła się do mnie słabo, a po chwili opuściła salę.

Spojrzałem na poobijaną twarz nieprzytomnego chłopaka, a do moich oczu napłynęły łzy. Przecież to wszystko było tylko i wyłącznie moją winą, nikogo innego. Gdyby nie moje chore problemy, Kuba nadal żyłby beztrosko, nie przejmując się niczym, jak większość dzieciaków w jego wieku. Nie da się ukryć, spieprzyłem mu życie. Chyba rzeczywiście lepiej by było, gdyby nigdy nie dowiedział się o tym, że to ja jestem jego ojcem. Trzymałby się ode mnie z daleka i byłby całkowicie bezpieczny.

— Będzie dobrze. — Szepnąłem, ściskając jego lodowatą dłoń. — Jesteś silny, dasz sobie radę synku... — Przygryzłem dolną wargę, aby całkowicie się nie rozpłakać. Czułem się teraz tak, jak w dniu, w którym zmarł Borowski. Wszystko rozdzierało mnie od środka, miałem ochotę iść i zajebać się właśnie w tym momencie. Miałem dość tego cholernego cierpienia.

Nie wiem ile tak siedziałem, wpatrując się w jego twarz. Mogły być to minuty, a mogły być godziny. Ocknąłem się z tego dziwnego transu dopiero wtedy, kiedy drzwi od sali otworzyły się, a w środku pojawił się zmartwiony Dawid.

— Igor, powinieneś wracać na salę. — Zauważył cicho.

— Wiem — szepnąłem, wzrok cały czas mając utkwiony w Kubie. — To moja wina... Przeze mnie on ledwie żyje.

— Nie. Nie myśl tak — poprosił, układając dłoń na moim ramieniu.

— Ale taka prawda. I nawet nie próbuj zaprzeczać. — Spojrzałem na niego. — Wszyscy wiedzą, jak jest. Wciągnąłem was wszystkich w swoje bagno.

— Skoro nas w nie wciągnąłeś to teraz musimy razem z niego wyjść. — Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. — I wyjdziemy. Jestem tego pewien. Po prostu musimy trzymać się razem, tak? Pamiętasz? Naszej paczce nigdy nic nie zaszkodzi, o ile będziemy wszyscy razem.

— Dawid, nasza paczka już dawno się rozpadła. — Spojrzałem na niego z żalem. — Adrian nie żyje, Kacper jest chuj wie gdzie. Wszystko się zjebało. — Westchnąłem, przeczesując dłonią poplątane włosy.

— To nie znaczy, że nic nie można naprawić — zauważył. — Może i Adrian nie żyje. Ale myślisz, że chciałby, aby po jego śmierci nasze relacje się popsuły? Chciałby, abyśmy dalej trzymali się razem, nawet bez niego.

— Gdyby to jeszcze było takie łatwe... — westchnąłem, ponownie zerkając na szatyna. — Pozmienialiśmy się, stary. Każdy z nas się zmienił, nie widzisz tego?

— I co z tego? — Uniósł brwi. — Zmiana nie oznacza tego, że to wszystko ma się skończyć. Igor, dorośliśmy, fakt. Ale nadal jesteśmy przyjaciółmi, nadal jesteśmy dla siebie ważni. I nawet nie próbuj zaprzeczać. — Uśmiechnął się.

Odwzajemniłem jego uśmiech. Chłopak miał całkowitą rację, pomimo tego, że nieco się od siebie oddaliliśmy, nasza przyjaźń przetrwała.

Uśmiech gwałtownie zszedł z mojej twarzy, kiedy do moich uszu dobiegł ciągły pisk maszyn, do których podłączony był Kuba.

DAMNATIO MEMORIAE || ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz