Część 5

4.6K 221 57
                                    


Nie wrócił do domu. Tego dnia został w szpitalu i nadrabiał zaległości w papierach, które piętrzyły się od kiedy zaczął godzinami przesiadywać w pokoju Granger, gdy jeszcze była nieprzytomna. Teraz nie wyobrażał sobie tam pójść i stresował się wiedząc, że niedługo i tak będzie musiał. To jego obowiązek.

Przetarł zmęczone oczy i zamrugał nad wypisem niejakiego Carla Todda, który miesiąc temu oberwał naprawdę paskudną klątwa podczas rodzinnej sprzeczki, od swojego brata bliźniaka, z którym od lat się nie odzywał, od kiedy tamten ukradł mu narzeczoną. Z tego co Draco się orientował matka mężczyzn próbowała pogodzić ich zapraszając na swoje urodziny. Żadnemu oczywiście nie powiedziała, że będzie ten drugi, więc skończyło się pojedynkiem pomiędzy jej latoroślami. Ten drugi brat nie ucierpiał.

Draco zaśmiał się od nosem sam do siebie. Szpital aż roił się od plotek. Każdy pracownik znał najciekawsze historie, zarówno pacjentów, jak i współpracowników, a w plotkowaniu przodowała jego przyjaciółka, Paige Patel, toteż blondyn zdobywał informacje od najlepszych. Przymknął oczy i odchylił się w fotelu, by zmęczone plecy odpoczęły po kilkunastu godzinach pracy. Nie wiedział kiedy zasnął, ale obudziło go pukanie do drzwi.

- Wejść! – Powiedział lekko zachrypniętym głosem. Napił się wody z butelki stojącej nieopodal, gdy drzwi się uchyliły.

- Panie Malfoy mamy problem.

Słowa Efraina Clarka od razu go obudziły. Wstał z fotela i podążył za młodym mężczyzną.

- Granger? – Domyślił się Draco, w końcu ona sprawiała same problemy i znał odpowiedź jeszcze zanim pielęgniarz przytaknął.

Na korytarzu siedziała blondynka z rozciętym łukiem brwiowym i łzami w wyłupiastych srebrnych oczach.

- Ja tylko chciałam jej powiedzieć, że śmierć Harry'ego i Rona to nie jej wina. Przyniosłam nawet budyń – Chlipała.

- Efrain – Zwrócił się do pielęgniarza – Opatrz pannę Lovegood i odprowadź do wyjścia.

Nie miał teraz siły, ani cierpliwości do tłumaczenia byłej Krukonce, że nie wyjawili jeszcze wprost Granger co się stało z jej przyjaciółmi i na pewno nie planowali zrobić tego w taki sposób. Zagotował się ze złości i minął ją nie zaszczycając spojrzeniem.

- Co się stało? – Zapytał aurora, który wyglądał na nie mniej zdezorientowanego od Luny.

- Przyszła ta dziewczyna – Zaczął się tłumaczyć – Była tu już wcześniej, nawet rozmawiała z panem, panie Malfoy, wiec ją wpuściłem. Weszła i przez chwilę wydawało się, że to normalna wizyta przyjaciółki, ale panna Granger zaczęła krzyczeć... nic konkretnego, jakieś takie dźwięki... - Skrzywił się na samo wspomnienie – Więc wszedłem. Dziewczyna uciekła, bo Hermiona rzucała w nią czym popadnie, była wściekła. Od razu powiadomiłem pana Clarka, który poszedł po pana, panie Malfoy.

- Czy Hart już wie?

- Tak, jest w środku z panną Granger.

Otworzy drzwi. Miał w nosie, że magopsycholog może teraz przeprowadzać jakąś tam swoją sesję terapeutyczną, najwyżej przeszkodzi im w medytowaniu, rozmawianiu, bzykaniu się, czy co on tam robi ze swoimi pacjentami.

Wszedł i stanął jak wryty. Wiele spodziewał się zobaczyć w pokoju Granger, ale nie to. Pomijając pobojowisko jakie zrobiła jego pacjentka w kolejnym napadzie szału – był tam potłuczony talerz i kubek, oraz porozrzucane jedzenie, a po jego ilości, domyślił się, że nie zdążyła zjeść obiadu. Nawet wyrwane z drogiego sprzętu kable nie zmroziły mu tak żył jak szatynka stojąca w otwartym oknie na zewnętrznym parapecie.

Wypadek [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz