W tym rozdziale będzie trochę smutno, ale potrzebuje tego do rozwoju sytuacji, ok?
***
Mgła wisiała nad łąkami rozciągającymi się za oknami kwater dowództwa. Była widoczna tylko dzięki pełni księżyca. Srebrne światło sprawiało, że na zewnątrz było niemal jasno. Levi stał w oknie wdychając nocne powietrze. Zrobił sobie przerwę od wypełniania dokumentów. Miał już dość tej papierkowej roboty. Miał dość robienia za niańkę. Erwin wpakował go w wychowawstwo i teraz Levi miał mnóstwo dodatkowej pracy. Nie dość, że musiał użerać się z tymi bachorami, to jeszcze musiał to wszystko dokumentować. Pieprzona biurokracja.
Westchnął zaciskając oczy. Tak na prawdę nie myślał w ten sposób. W każdym razie nie do końca. Walczył z innymi myślami, które próbowały wyrwać się na powierzchnię jego świadomości. Myślał, że zagłuszy je narzekaniem, gniewem skierowanym na dowództwo.
Było to lepsze niż gniew na samego siebie. Jak mógł pomyśleć, że mógłby być szczęśliwy? On! Ha! Niedoczekanie... Oparł się o zimną, kamienną ramę okna.
On ci się podoba...
Przycisnął czoło do kamienia.
...Więc miała kogoś na oku...
Uderzył głową o ścianę.
I jeszcze raz.
Oczami wyobraźni widział kosmki jej [k/w] prześwietlane popołudniowym słońcem.
Uderzył jeszcze raz.
Widział te śliczne różowe usta, lekko rozchylone, gdy próbowała uspokoić oddech po porannym biegu.
...Jeszcze raz i jeszcze raz!
Słyszał ten perlisty śmiech, któ-
Czemu?! Czemu nie mógł pozbyć się tych myśli?! Były mu niepotrzebne, irracjonalne. Bezsensowne! Nie chciał ich!
Próbował wszystkiego: rzucić się w wir pracy, sprzątać, a chwytając się ostatniej deski ratunku obrzucał obelgami dowództwo (zajęcie poniżej poziomu). Nic nie działało dłużej niż kilka godzin. Te uporczywe myśli ciągle do niego wracały. Zdążył już wysprzątać cały swój gabinet i sypialnię oraz napisać cały raport z poprzedniej wyprawy za mury. Zaczynały mu się wyczerpywać pomysły.
Omiótł gabinet wzrokiem. Dzisiaj i tak nic więcej nie zrobi. Gdy zamykał okno, przez myśl przemknęło mu, żeby sprawdzić czy dziewczęta, którym dzisiaj pozwolił świętować dłużej, nie nadużyły jego pozwolenia – była już druga.
'Och, przyznaj, po prostu chcesz ją zobaczyć' pomyślał i natychmiast dał sobie mentalny policzek. 'Na pewno już śpią.'
Levi przeszedł po ciemku przez gabinet. Znał każdy centymetr tego pomieszczenia, więc potrafił poruszać się po nim swobodnie nawet w całkowitej ciemności. Jego ręka powędrowała do klamki. Otworzył drzwi łączące jego gabinet z sypialnią.
Oczy zaczynały mu się kleić. Zerknął tęsknie na łóżko oświetlone padającym zza okna blaskiem księżyca. Marzył o choćby jednej nocy spokojnego snu, ale wiedział, że nie ma na co liczyć. Od kilku lat nie przespał całej nocy; budził się po trzech, czterech godzinach, nie raz zlany zimnym potem. Zdarzało mu się zrywać z łóżka z krzykiem. Modlił się wtedy, żeby nikt go nie słyszał. Współczucie to ostatnie, czego potrzebował. Jakby czyjeś "przykro mi" mogło coś zmienić... Nie żeby nie wierzył w te słowa.
Po prostu nie wierzył w to, co ludzie mówili zaraz po tym: "To nie twoja wina".
Oczywiście, że to moja wina!
CZYTASZ
Najsłodsze Sny
Fanfiction[Levi x Reader] Na widok pewnego kapitana o stalowym spojrzeniu serce bije ci szybciej. Znasz swoje miejsce w szeregu i wiesz, że Levi Ackerman jest poza twoim zasięgiem. Podziwiasz go z daleka, a on robi to samo, bo jest pewien, że jego słodka kad...