Chapter 8

417 36 1
                                    


Był cichy, późny, zimowy wieczór dziewiętnastego listopada.
Amelia i Jeremy od kilku godzin już smacznie spali.
Nie przeszkadzał im nawet świszczący za oknami wiatr, ani walący o okna śnieg z deszczem, raz po raz dorzucający do zasp.

Nebu natomiast rozwalił się
na dywaniku w pokoju bliźniaków
i chrapał w najlepsze.

Jednak w ciemnej sypialni było o wiele spokojniej i ciszej niż na zewnątrz.
Tak cicho, że na wpół śpiąca Laura bez problemu usłyszała dźwięk kroków Connora, tuż przed tym jak jej mąż wsunął się pod kołdrę.

Czarnowłosa nie mogła zasnąć pomimo panującej ciemności i wszechobecnego ciepła.
Wpatrywała się w mrok myśląc o tym jak bardzo nie doceniała do tej pory tego co ma.
Jej mąż, będący androidem, traktował ją lepiej niż niejeden człowiek.

- Dobranoc skarbie.- wyszeptał Connor, całując ją w kark, a następnie wtulając się w jej plecy.

Zrobił to tak jakby po prostu cieszył się z jej obecności.
Laura nie mogła tego zrozumieć. RK800 wytrzymał już tyle jej humorów, płaczu, wątpliwości, wiecznych problemów, przy okazji oddając jej siebie samego.
Pokazał to czego nikt inny nie mógł pokazać i powiedział to o czym nikt inny nawet by nie pomyślał.

I wciąż tu był, tak po prostu.

Zielonooka wyciągnęła rękę w kierunku włącznika nocnej lampki i po chwili blade światło rozbłysło w rogu pokoju. Kobieta odwróciła się w kierunku partnera.

Jego ciemne włosy wieczorami traciły swój ład i ładowały byle gdzie byle jak, niemalże zakrywając mu oczy, które zwykła porównywać do czekoladek.
Tym razem te oczy były wpatrzone w nią z niemałym zdziwieniem.

Kobieta nie umiał jednak ubrać emocji w słowa.
Nie tym razem.
Dziś nie umiała. Dziś nie potrafiła.

Trochę jej zajęło żeby się pozbierać i po tej niezręcznej chwili milczenia po prostu pocałowała Connora.
Chciała w ten sposób wyrazić co ma na myśli choć nie bardzo jej to szło.
Dłonie brunetki zaczęły błądzić na policzkach androida, na jego szyi, karku czy uszach.

- Con...- szepnęła- Zostań ze mną na zawsze, proszę...-

Szatyn zrozumiał. Była tego pewna.
Na swój sposób ale zrozumiał.
W odpowiedzi objął jej twarz dłońmi
i zaczął całować każdą jej część. Nieśmiałe pocałunki dość szybko zamieniły się w głębokie, a Laura czuła jakby pod wpływem dotyku ukochanego miała się zaraz rozpłynąć niczym cały, znajdujący się na zewnątrz śnieg pod wpływem wiosennego słońca.

Brunetka porzuciła swoje miejsce po lewej stronie łóżka i przerzuciła nogę na drugą stronę partnera.
Jej dłonie sprawnie wsunęły się pod spód bawełnianego t-shirta szatyna
i zaczęły gładzić jego tors.
W tym samym czasie Connor bezpardonowo włożył rękę pod satynową koszulkę na ramiączkach  okrywającą korpus czarnowłosej.

Para zaczęła się pieścić coraz niżej, coraz bardziej namiętnie, coraz bardziej bezwstydnie.

Wiedzieli co to znaczy. Odrzucając wszelakie nienawistne poglądy innych ludzi, nie bali się powiedzieć, że tak. Kochają się i pragną nawzajem.

Więc kochali się. Kochali się, a teraz kochali się całym sobą łącząc dwa ciała w jedno.

- Co w ciebie dziś wstąpiło?- spytał szeptem Connor, gdy jakiś czas później brunetka znów leżała w jego objęciach.

- Nie wiem.- przyznała- Może dlatego, że chcę się upewnić, że to wszystko jest naprawdę. Że jesteś mój.-
*****
Wieczorem po odebraniu dzieci ze szkoły, Laura korzystając z dnia wolnego czytała książkę w kuchni i raz po raz upijając łyk z kakao.

Y.E.A.R T.W.OOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz