I

897 49 21
                                    

Był koniec stycznia. Szare chmury kłębiły się nad horyzontem, ledwo przepuszczając promienie słoneczne, które same w sobie nie dawały za wiele światła. Codzienna mżawka doprowadzała do depresji, a temperatura oscylowała gdzieś pomiędzy zimno i zimniej. Londyn zdecydowanie nie nastrajał do wychodzenia na dwór. Z tym większą chęcią odwróciłam się od okna i odstawiłam kubek po kawie. Wróciłam do pakowania walizki. Ten trzydniowy wyjazd spadł mi z nieba, nawet w styczniu Malta była lepsza od Londynu. Co prawda jechałam tam służbowo, a temperatura pewnie nie będzie wyższa niż 15 stopni, ale i tak zabrałam strój kąpielowy. Może uda mi się skorzystać z basenu na miejscu. Dawno nie pływałam, moja kondycja zaczęła drastycznie spadać. Kilka dobrych lat zajął mi powrót do sylwetki sprzed ciąży i nie chciałam tego zmarnować.

Zastanawiałam się, czy w trzy dni ogarnę wszystkie zaplanowane sprawy. Nie obraziłabym się na dłuższy wyjazd, ale musiałam wkrótce wracać ze względu na inne zobowiązania. No i dzieci. W połowie lutego zaczynały się ferie w Polsce, już nie mogłam się doczekać, aż do mnie przyjadą. To był nasz czas – ferie zimowe. Bez żali ze strony mojego ex, tylko dzieci i ja. Nie miałam jasnego planu, co będziemy robić w tym roku, ale mam jeszcze chwilę, aby to ustalić. Natalia dzwoniła do mnie ostatnio, wspominała coś o wyjeździe w ciepłe miejsce. Im zima w Polsce też dawała popalić.

Trzy godziny później siedziałam już w samolocie do La Valletty, próbując ogarnąć rzeczywistość za pomocą notatnika i laptopa. Mój kalendarz pękał w szwach, sama nie wierzyłam, że udało mi się rozwinąć firmę na Wyspach i utrzymać ją już dwa lata. Teraz po raz pierwszy leciałam na Maltę, miałam nadzieję, że na miejscu nie będzie żadnych niespodzianek, załatwiłam telefonicznie i mailowo wszystko, co mogłam, ale część rzeczy trzeba było ogarnąć na miejscu. Miałam zarezerwowany pokój w małym pensjonacie w centrum Valletty, choć czekała mnie przejażdżka po wyspie w celu obejrzenia kilku lokalizacji. Musiałam wybrać potencjalne miejsca na sesję fotograficzną, którą chcieli mieć moi klienci, zapewnić noclegi im, ich gościom i obsłudze wesela. Para zarezerwowała kilka lokalizacji, ale na miejscu musiałam sprawdzić, czy wszystko wygląda jak na zdjęciach, i zdać relację młodym, żeby mogli zdecydować gdzie chcą mieć przyjęcie. Całe szczęście, że do wesela było jeszcze pół roku, a Malta nie była specjalnie popularna. Zajęta planowaniem, nie zauważyłam, że lot zbliża się ku końcowi. Na wezwanie pilota zamknęłam laptopa i zebrałam notatki. Podekscytowana czekałam na wyjście z samolotu.

Pogoda mnie nie zawiodła, było słonecznie i ciepło. Wynajęłam zarezerwowany wcześniej samochód i skierowałam się w stronę stolicy wyspy. Droga upłynęła mi szybko, widoki były prześliczne i obiecałam sobie, że jeszcze tu wrócę, może przyjadę z dzieciakami. W Valletcie dość łatwo znalazłam pensjonat i rozpakowałam się. Pokój nie był luksusowy, ale czysty i miał wyjście na niewielki balkon łączący dwa przyległe pokoje. Miałam nadzieję, że drugi pokój będzie pusty, ale miła pani w recepcji powiedziała, że kilka dni temu wynajął go jakiś człowiek. No cóż, może w takim razie nie będzie chciał się socjalizować z sąsiadką zza ściany.

Dyskretnie wyjrzałam na balkon. Stał tam stolik i dwa krzesła, oba obecnie puste, ale drzwi do pokoju obok były uchylone. Widok jaki rozciągał się z balkonu sprawił, że zapomniałam o sąsiedzie i zapatrzyłam się, w rękach wciąż trzymając części garderoby. Stałam tak dłuższą chwilę, gdy usłyszałam ciche skrzypnięcie drzwi obok i na balkon wyszedł mężczyzna. Przydługie rudawe włosy skręcały się w loki, które niecierpliwym ruchem odgarnął do tyłu. Niebieskie jak niebo nad Weroną oczy spojrzały na mnie przelotnie zza kwadratowych oprawek okularów, gdy wyciągał papierosa z paczki, którą niedbale rzucił na stolik.

- Robi wrażenie, prawda? – spytał, zapalając papierosa. Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową. Poznałam go w jednej chwili. Przede mną stał znany aktor, przez niektóre fanki nazywany Pan Perfekcja. Tom Hiddleston. Przez ostatnie dwa lata nie zmienił się zbytnio, może tylko stał się bardziej melancholijny, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Zorientowałam się, że się na niego gapię i skarciłam się w duchu. Stara, a głupia!

- Tak. Już żałuję, że przyjechałam na tak krótko, bo na pewno nie zwiedzę nawet połowy tego, co bym chciała. Pewnie w ogóle nie będę miała na to czasu – rozgadałam się, chcąc zatrzeć pierwsze niezbyt pochlebne wrażenie. – Ale nawet trzy dni wystarczą, żeby się trochę rozgrzać przed powrotem do zimy. Przepraszam, rozpakuję się i lecę do pracy – wycofałam się do swojego pokoju, przymykając drzwi. Przez chwilę stałam z zamkniętymi oczami i opanowywałam oddech. Uspokój się idiotko. Czemu nie mógł się ogolić? Z tą brodą był tylko bardziej seksowny, a ja lubiłam brodatych. Nigdy nie byłam jego zagorzałą fanką, ale gdy zapuścił brodę, stał się dla mnie bardziej interesujący. A teraz jest moim sąsiadem. Nieprzespane noce murowane... i tylko szkoda, że nie z nim.

Odłożyłam trzymane w ręce fatałaszki i rozłożyłam laptopa. Połączyłam się z siecią i natychmiast usłyszałam dźwięki przychodzących e-maili. Spojrzałam na zegarek, do spotkania na pierwszej sali weselnej miałam jakieś półtorej godziny, więc postanowiłam odpisać chociaż na kilka z nich. Dziesięć minut później usłyszałam lekkie pukanie w szybę drzwi balkonowych. Podniosłam głowę i ponownie napotkałam to niebieskie spojrzenie, jak z reklamy nieba we Włoszech. Lekko się uśmiechnął, stojąc w progu.

- Gdyby pani wychodziła, proszę zamknąć drzwi na balkon. Wieczorem może padać deszcz.

- Dziękuję – powiedziałam, ale jego już nie było. Wróciłam do odpisywania na maile. Opornie mi to szło, biorąc pod uwagę, że umysł miałam zajęty facetem z pokoju obok. Jednak zmusiłam się do dyscypliny. Nie fantazjuj, kobieto, za stara jesteś na takie rzeczy. A poza tym, za wysokie progi.

Gdy wychodziłam, spotkałam go w holu, jak zabawiał rozmową właścicielkę. Tyle w tym było niewymuszonej swobody, aż mu pozazdrościłam. Nigdy nie byłam dobra w small talk, więcej działo się w mojej głowie, niż wychodziło na zewnątrz. Nie wiedziałam, jakie tematy są na czasie, ani nie czułam się zbyt pewnie w żadnym, by zaczynać rozmowę. Zapytana odpowiadałam i czasami, czasami iskra porozumienia zaskakiwała od razu, ale przeważająca większość przypadków kończyła się moim milczeniem i końcem znajomości.

Rozmyślając, skierowałam się do The Phoenicia Malta. To była jedna z lokalizacji wybrana przez parę młodą na przyjęcie weselne. Usytuowany nieopodal Fontanny Trytona i murów miejskich, luksusowy neoklasycystyczny hotel, stanowił spełnienie marzeń mojej panny młodej. Miał baseny i ogrody, dwa bary i salę balową przekształconą w restaurację. Po uzgodnieniu z kierownikiem hotelu zrobiłam dokumentację fotograficzną, otrzymałam wymiary sali i interesujących mnie lokacji, a także cennik i proponowane menu. Ustaliłam datę ostatecznej rezerwacji i byłam gotowa do zwiedzenia Ogrodów Barraka – jednej z najbardziej znanych atrakcji Valletty, gdzie również można było urządzać przyjęcia weselne. Tam ceny były już ustalone, miałam tylko zrobić zdjęcia i obejrzeć lokację osobiście.

Wolnym krokiem spacerowałam po Valletcie, podziwiając zabytki. Wstąpiłam na kawę do kawiarni obok Castille Place, a potem kontynuowałam spacer i po krótkiej chwili stałam przy wejściu do Górnych Ogrodów. Ich piękno mnie zachwyciło. Spędziłam godzinę, robiąc zdjęcia i notatki. Słońce przygrzewało i nawet w cienkim kardiganie było mi gorąco. Pomyślałam o ślubie tutaj w lipcu. Pięknie, ale nie ma gdzie się schować przed palącym słońcem. Sprawdziłam średnie temperatury w lipcu. 31 stopni Celsjusza. Gdybym miała wybierać, zrezygnowałabym z Ogrodów Barraka, mimo ich niewątpliwej urody. Zjechałam zewnętrzną przeszkloną windą na nabrzeże. W małym zaułku z widokiem na port znalazłam niewielką knajpkę serwującą sycylijskie potrawy. Postanowiłam zatrzymać się tu na obiad. Wszystkie stoliki były zajęte, ale przy jednym z nich zauważyłam mojego sąsiada z pokoju obok. Podeszłam wolno, a on podniósł na mnie swoje piękne oczy, które tym razem miały kolor burzy.

- Czy mogę się przysiąść? – spytałam, pewna że mi odmówi. Wyglądał, jakby miał ochotę być teraz sam. On jednak skinął głową i podniósł się, by odsunąć mi krzesło. Usiadłam, z obawą, że teraz on odejdzie, ale usiadł naprzeciwko. Jego wzrok nieco się rozpogodził, na usta wypłynął półuśmiech.

- Śledzi mnie pani? – mrugnął do mnie. Uśmiechnęłam się.

- Jasne, w końcu dowiem się, co jada pan na obiad. Zawsze o tym marzyłam – roześmiał się głośno, odrzucając głowę do tyłu. Pochylił się nad stolikiem, wyciągając dłoń w moją stronę.

- Jestem Tom – podałam mu rękę i mocno uścisnęłam. Nie chciałam, żeby całował moją dłoń, a ponoć tak właśnie robił z kobietami, które poznawał. Co za dużo szczęścia, to niezdrowo. Jego ciepła dłoń pewnie objęła moją. Zawsze lubiłam jego dłonie o długich palcach. Zdecydowanie bez żadnego całowania...

- Sylvia.

Zmęczony pocałunkami/ T.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz