VII

395 37 0
                                    


- Pieprzony Hiddleston! – krzyczała moja siostra. - Tom pieprzony Hiddleston!

- Zachowuj się – warknęłam. Od kilku minut słuchałam takich komentarzy, nie mogąc skupić się na pracy. Poprzedniego wieczoru moja siostra szybko ulotniła się, zostawiając nas samych, ale dzisiaj od rana bombardowała mnie telefonami. Ten był piąty. Pierwsze cztery odrzuciłam, co chyba wkurzyło ją bardziej, ale miałam dużo pracy. Był czwartek, na sobotę musiałam dopiąć jeden z eventów i nie miałam czasu na jej histerie.

- Jak mam się uspokoić, pieprzysz się z Hiddlestonem! – hiperwentylowała po drugiej stronie linii. – Po tych wszystkich latach!

- Daj spokój, nie jesteś już nastolatką – próbowałam być spokojna, ale od kilku lat doprowadzała mnie do szału i nie wyglądało na to, by w najbliższym czasie miało się to zmienić. – Słuchaj, nie chciałam, żebyś dowiedziała się w taki sposób.

- A jak? Z gazet? Z telewizji? Z pudelka? – roześmiałam się.

- Bo akurat pudelek jest taki wiarygodny... nie, chciałam ci powiedzieć sama, ale jakoś mniej... z zaskoczenia. I co masz na myśli, że po tych wszystkich latach?

- Dobrze wiesz. Latami się w nim kochałam. Zamieszkałam w Londynie, żeby móc go oglądać na żywo na scenie. Kupiłaś mi kubek z nim! – parsknęłam śmiechem. Kiedy jeszcze mieszkałyśmy w Polsce, na któreś Boże Narodzenie kupiłam jej kubek termiczny ze zdjęciem Toma, który trzyma kartkę z napisem „I love you". Fakt, w tym świetle moje pieprzenie się z nim było totalnie nie na miejscu.

- Jestem zajęta, możemy tę rozmowę odłożyć na później?

Moja siostra wciągnęła powietrze przez zęby. – On tam jest, prawda? Jesteś zajęta nim? - westchnęłam.

-Nie. Pracuję. A on pojechał do domu. Musi odebrać psa od siostry. Poza tym rozmawiamy po polsku. Polskiego nie zna, czuj się bezpiecznie – sarknęłam. Miałam już dość jej histerii, niech się ogarnie, nie ma już piętnastu lat. Ponoć taka dorosła, a zachowuje się jak dziecko. Jeszcze moment i zarzuci mi, że tego Toma to jej ukradłam sprzed nosa.

- Przyjedzie do ciebie ze swoim psem? – naprawdę miałam jej już dość.

- Nie. Dzisiaj nie przyjedzie w ogóle – skłamałam. Może to ją trochę uspokoi. Albo wprost przeciwnie. Nie wiedziałam już co sądzić o jej zachowaniu. Jasne, że mogła być zaskoczona, ja też bym była gdyby to ona przedstawiła mi znanego aktora jako swojego chłopaka. Ale bądźmy poważni, nie może oczekiwać, że go rzucę, bo jej nie podeszła nasza relacja. Potrząsnęłam głową, o czym ja w ogóle myślę... to wszystko jest takie świeże i w ogóle nie wiadomo co z tego wyniknie na dłuższą metę.

Dzień mijał mi szybko i kiedy późnym popołudniem wracałam do domu, miałam nadzieję, że żadnych gości dzisiaj nie przyniesie na mój próg. Poza tym jednym, którego nie mogłam się doczekać. Położyłam zakupy na blacie, kiedy rozległ się dzwonek. Pośpiesznie zdejmując płaszcz, otworzyłam drzwi. Brązowy cocker spaniel karnie siedział przy jego nodze, ale jego ogon był cały czas w ruchu. Opadłam na kolana i pogłaskałam go, a on nadstawiał się do drapania. Usłyszałam śmiech Toma.

- Oto mój pies obronny! – podniosłam się z podłogi, wpuszczając ich do środka.

- Czy pan mnie śledzi, Mr. Hiddleston? Dopiero weszłam do domu, a ty już na progu – wzięłam od niego smycz i odpięłam psu, gdy zdejmował płaszcz. Wdzięczny zwierzak podskoczył w stronę salonu, a jego pan wziął mnie w ramiona.

- Spacerowaliśmy w pobliżu i widziałem jak przyjechałaś – pocałował mnie mocno. – Od rana minęło strasznie dużo czasu.

Przytuliłam się do niego, oddając pocałunek. Jak dla mnie kolacja była całkiem zbędna, ale usłyszałam burczenie dobiegające z żołądka Toma.

- Ktoś tu jest głodny – zauważyłam, uwalniając się z jego ramion i kierując w stronę kuchni. Miałam nadzieję, że zrobiony na szybko makaron zaspokoi jego głód. Zaczęłam krzątać się po kuchni, a Tom oparł się o blat i opowiadał mi o swoim dniu. Jego młodsza siostra, Emma, która opiekowała się jego psem była bardzo zdziwiona, że wrócił tak szybko. Jeszcze bardziej zdziwiła się, gdy poprosił ją, by nikomu na razie nie mówiła, że wrócił, nawet rodzinie.

- Znienawidzą mnie – stwierdziłam, krojąc szynkę parmeńską – kiedy dowiedzą się, że to przeze mnie.

Tom pokręcił głową i zamieszał makaron. Spróbował kawałek i wyłączył gaz. Sprawnie przełożył makaron na durszlak, zachowując trochę wody z gotowania. Patrzyłam na niego z uniesionymi brwiami, jednocześnie mieszając gęstniejący na patelni sos. Zauważył moje spojrzenie i zabawnie zmarszczył nos.

- Jestem normalnym facetem. Potrafię ugotować makaron, uwierz mi. Wino?

- Tak, proszę – wskazałam mu odpowiednią szafkę, jednocześnie przekładając makaron do sosu. Już po chwili siedzieliśmy przy nakrytym stole, a Tom zaciągnął się zapachem potrawy.

- Mmm, pachnie cudnie. Czekaj, następnym razem ja gotuję. Też cię zaskoczę.

Roześmiałam się. – Czy to będzie twoje słynne bolognese? – uniósł brwi z niedowierzaniem.

- Myślałem, że nie jesteś moją fanką. Wiesz zdecydowanie za dużo, jak na nie-fankę.

- Daj spokój, sprawa była głośna. Poza tym moja siostra, pamiętasz? Wiedziałam wtedy o tobie zdecydowanie więcej, niż było mi potrzebne do szczęścia.

- Więc czemu zdziwiłaś się, że umiem odcedzić makaron? – spytał podejrzliwie, ale nie odpowiedziałam. Nie chodziło o makaron, tylko o to, jak bardzo wydawał się być u mnie zadomowiony. A przecież był tu dopiero drugi raz.

Ten wieczór był idealny, taki spokojny, tylko my, dobre jedzenie i śpiący na kanapie pies. Włączyłam stereo i w eter popłynęła spokojna bossa nova George'a Michaela. Spojrzałam na mężczyznę naprzeciwko mnie, jego niebieskie oczy były pełne ciepła, półuśmiech taki mój, długie place obejmowały nóżkę kieliszka z winem w taki zmysłowy sposób, że przeszły mnie dreszcze. Jeszcze kilka chwil i będą dotykać mojego ciała, doprowadzać mnie do ekstazy. Nie mogłam sobie wyobrazić lepszego wieczoru.

- Kocham cię, Tommy – szepnęłam, tonąc w tym jasnym spojrzeniu. Uśmiechnął się, ujął moją dłoń i pocałował końcówki moich palców.

- Chodźmy więc to celebrować – powiedział niskim głosem, który sprawił, że zapragnęłam go tu i teraz, ale tę intymną scenę przerwało nam gwałtowne wtargnięcie intruza, który obudził się i przypomniał sobie, że już sto lat od dwóch godzin nic nie jadł. – Bobby! – próbował usadzić go na miejscu Tom, ale czekoladowa torpeda miała go w nosie. Skakał wokół nas tak długo, aż Tom wstał i dał mu jedzenie, które na szczęście przyniósł ze sobą. Cała scena była taka słodka i zabawna, że nie mogłam się powstrzymać od śmiechu. Zebrałam nasze talerze i ogarnęłam kuchnię, kiedy Bobby skończył posiłek i postanowił, że przydałby mu się kolejny spacer.

Tom zebrał się, a ja wręczyłam mu dodatkowy klucz. Chciałam iść z nimi, ale wiedziałam, że były marne szanse na to, by nikt nie zrobił nam zdjęć. Nie chcieliśmy jeszcze afiszować się ze związkiem. Wszystko było zbyt nowe, zbyt nasze. Jeszcze nie ochłonęliśmy po Malcie, gdzie byliśmy tylko dla siebie i poza incydentem na basenie, Tom nie był rozpoznawany. W Londynie nie było takiej możliwości. Nie wiedziałam, czy ciągłe podglądanie mojego życia, a raczej życia Toma ze mną u boku, nie będzie ponad moje siły. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi, a jeśli nasz związek przerodzi się w coś trwałego, światła fleszy zostaną ze mną prawdopodobnie na zawsze.

Zmęczony pocałunkami/ T.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz