VI

428 44 10
                                    



Siedziałam w samolocie do Londynu i ponownie przeżywałam każdą chwilę wczorajszego dnia. Nie zwiedzaliśmy Malty. Poszliśmy do knajpki, w której było tak miło pierwszego dnia i przesiedzieliśmy tam kilka godzin. Trzymaliśmy na wodze nasze żądze, pozwalając sobie tylko na sporadyczne pocałunki i delikatny dotyk dłoni. To było podniecające, jak gra wstępna. Przegadaliśmy całe popołudnie, ani razu nie poruszając tematu naszych uczuć. Ciągle wracałam myślami do wersu, którego nie pozwoliłam mu powiedzieć rano, ale który i tak wyszeptał mi do ucha na tej ławce. Hamlet jak zawsze niezawodny.

W drodze powrotnej do pensjonatu wstąpiliśmy na chwilę do klubu jazzowego. Akurat jakiś miejscowy artysta miał tam mini recital. Z przyjemnością słuchałam seksownych dźwięków ballad wydobywających się z saksofonu. Siedzieliśmy wtuleni w siebie, ramiona Toma wokół mnie, moje plecy przy jego torsie i czułam się tak bezpiecznie, a muzyka prześlizgiwała się między nami jak jedwab, kusząc swym pięknem i obiecując rozkoszną noc.

- Przegrałaś – szepnął nagle Tom. – Wcale się nie nudziłem wczoraj z tobą w pracy – szczerze mówiąc zdążyłam zapomnieć o naszym małym zakładzie.

- I co ja biedna zrobię? – zadrwiłam lekko. – Jaka była nagroda za wygraną? – zaśmiał się cicho, bardziej poczułam wibracje jego ciała, niż to usłyszałam.

- Myślę, że ci się spodoba – przeszedł mnie dreszcz, na co mocniej mnie objął. – Idziemy już? – tym razem ja się zaśmiałam.

- Aż tak ci się spieszy? – nie odpowiedział, ale poczułam jego wargi na szyi, delikatne drapanie jego brody, ciepły oddech na karku i wilgotny język znaczący szlak w stronę mojego ucha. Splótł palce z moimi i szeptał mi miłosne wersy. Zamknęłam oczy, opuszkami palców gładząc jego dłoń. I tam, w tym klubie, otulona ciemnością, zmysłową muzyką i jego ramionami, przeżyłam najpiękniejszą, najbardziej romantyczną i zmysłową chwilę swojego życia.

Noc była znowu magiczna, a ranek przyszedł za szybko. Przez chwilę Tom namawiał mnie, żebym została jeszcze chociaż jeden dzień, ale nie mogłam sobie pozwolić na taki luksus. Czekała na mnie firma, tysiąc spraw do załatwienia i przygotowanie się na przyjazd dzieci. Musiałam ogarnąć się psychicznie, czułam się całkiem odsłonięta, wszystkie emocje miałam na wierzchu. Jeśli mieliśmy z Tomem być razem po jego powrocie do Londynu, musiałam to sobie wszystko poukładać w głowie.

Londyn przywitał mnie zimnym wiatrem i mokrym śniegiem, który jednak zaraz topniał, tworząc pod nogami paskudną breję. Prosto z lotniska pojechałam do domu, gdzie mieściło się też moje biuro. Moja pracownica Valerie już dzwoniła, że dzisiaj nie przyjdzie, załatwiała coś w terenie. Siadłam od razu do zaległych maili i z przerażeniem zobaczyłam, że cała skrzynka jest zawalona. Dwa dni nie zaglądałam tam, bardziej zajęta swoimi emocjami, niż pracą w związku z którą pojechałam na Maltę. Z poczuciem winy zaczęłam odpisywać, jednocześnie przerzucając wszystkie zdjęcia wykonane na Malcie. Zanim wyślę je mojej młodej parze, będę musiała powybierać te, na których jest Tom. Przetarłam twarz dłonią. Później o nim pomyślę, teraz muszę skupić się na pracy.

Prowadziłam jednocześnie kilka par i mimo, że zima nie była popularną porą roku na zawieranie ślubów, miałam też do obsłużenia kilka innych eventów, a praca nad każdym ślubem musi być wykonana niezależnie od pory roku. Wiele z tych ślubów odbędzie się latem, ale już teraz trzeba zrobić pewne kroki, a to właśnie należało do moich obowiązków. Pracowałam już kilka godzin, a na dworze zapadł zmrok, gdy odezwał się dzwonek telefonu. Subtelne dźwięki saksofonu sprawiły, że uśmiechnęłam się, odbierając.

- Wiesz, ile jest agencji wedding plannerskich w Londynie? – usłyszałam zamiast powitania. Roześmiałam się.

- Pewnie trochę, a co?

Zmęczony pocałunkami/ T.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz