XI

401 36 2
                                    



Podniosłam głowę i przez chwilę nie rozumiałam, co widzę. W ciemnej sali cicho mruczały monitory i inne sprzęty. Przez chwilę zastanawiałam się, co mnie obudziło z tego pięknego snu, gdzie Tom był cały i zdrowy. Rozejrzałam się w półmroku. Pozornie nic się nie zmieniło, ale przecież coś musiało mnie obudzić. Położyłam dłoń na ręce Toma, o którą wcześniej opierałam policzek i już wiedziałam. Jego ręka była ciepła, nie lodowata jak wcześniej. Chwyciłam ją wstając z krzesła, drugą ręką delikatnie dotknęłam jego czoła. Jego powieki zadrgały. Nie wiedziałam, dlaczego sprzęty milczą, skoro przecież coś się dzieje. Nie odrywałam wzroku od jego twarzy, cały czas trzymając dłoń na jego czole. Jego dłoń się nieznacznie poruszyła, a powieki uniosły się odrobinę.

- Tommy? – szepnęłam. Jego dłoń zacisnęła się na mojej. Jeden z monitorów wydał krótki pisk. Obok mnie stanęła pielęgniarka, ale widząc co się dzieje szybko wyszła. Przypuszczałam, że poszła po lekarza i bałam się, że zostanę wyproszona z sali, jak w moim śnie. Jego czoło odrobinę się zmarszczyło, a powieki zatrzepotały, jak spłoszone motyle.

- Słonko... - jego szept był tak cichy, że ledwo dosłyszalny. Zaśmiałam się, szczęśliwa, a łzy spływały mi po twarzy, gdy zdałam sobie sprawę, że ten straszny sen się nie spełnił i Tom mnie pamięta. Do sali weszła pielęgniarka, a zaraz za nią lekarz. Chciałam odsunąć się trochę od łóżka, ale Tom zacisnął rękę na mojej dłoni z zadziwiającą siłą. Lekarz tylko spojrzał i podszedł z drugiej strony do łóżka. Zaczął badać Toma, który już otworzył oczy i teraz wpatrywał się lekko zamglonym wzrokiem w lekarza, cały czas ściskając moją dłoń. Wydawało mi się, że minęły całe wieki, zanim przeniósł spojrzenie na mnie. Jego oczy miały ten kolor nieba przed burzą, który tak kochałam.

- Co się stało? – spytał całkiem schrypniętym głosem, a ja opowiedziałam mu, tyle ile wiedziałam. – Bobby? – spytał po chwili. Pokręciłam głową. Wiedziałam, że to będzie dla niego trudne, bardzo kochał tego psa.

Lekarz powiedział, że rekonwalescencja potrwa jakiś czas. Przeprowadziłam się tymczasowo do Toma i zajmowałam się nim, kiedy wrócił ze szpitala, w międzyczasie pracując z domu. Kiedy musiałam wyjść, z Tomem zostawała Emma, albo Diana. Wciąż jeszcze był osłabiony, więcej leżał, niż udzielał się w domu i byłam spokojniejsza, gdy cały czas ktoś miał go na oku. Któregoś dnia zadzwoniła do mnie moja córka z pytaniem, kiedy będzie mogła przyjechać. Powiedziałam jej, że mój bliski przyjaciel miał wypadek i muszę się nim teraz opiekować.

- Masz faceta? – zapytała, a ja wyczułam w jej głosie hamowaną agresję. Tego się właśnie bałam najbardziej – braku akceptacji ze strony dzieci. Dlatego nie chciałam im mówić o Tomie, zanim nic nie będzie bardziej oficjalne. Według pierwotnego planu na czas pobytu dzieci u mnie w czasie ferii, Tom miał wrócić do siebie. Nie chciałam, żeby dzieci widziały mnie z mężczyzną. Do tej pory nie spotykały u mnie nikogo i tym razem też tak miało być. Tom to rozumiał, nasz związek był zbyt świeży, żeby wprowadzać do niego dzieci i chociaż chciał je poznać, pozwolił mi zdecydować, kiedy miałoby to nastąpić. Ale życie pisze przewrotne scenariusze i wypadek Toma pozmieniał wszystkie plany. Teraz stałam przed dylematem i nie bardzo wiedziałam co robić. Czułam się jak wtedy, gdy podjęłam decyzję o rozwodzie i wyjeździe z Polski, a za sobą miałam zostawić nie tylko nieudany związek, ale i dzieci, które kochałam nad życie. Zupełnie tak jak wtedy wahałam się, robiłam krok do przodu i dwa do tyłu, bo przecież taka zmiana jest poważna.

- Mam kogoś – przyznałam. Natalia wciągnęła powietrze przez zęby.

- Więc ciocia mówiła prawdę? – nie zdziwiło mnie, że Marzena powiedziała Natalii o Tomie. Pewnie to była jej mała zemsta za szok, jaki przeżyła. Jak bardzo to było w jej stylu, taka małostkowość.

Zmęczony pocałunkami/ T.H.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz