|4k|
[...] czy wiesz, że bogowie śmierci jedzą tylko jabłka?
~ "Death Note" Tsugumi Ōba
Dłoń dziewczyny przesunęła się kilka centymetrów ponad moje kolano. Jej zęby zacisnęły się na dolnej wardze, umalowanej na delikatny, fioletowy kolor. Paznokcie miała tak samo turkusowe, jak ostatnio. Błądziły teraz po materiale moich spodni pod ławką, na której prawie że leżałem, totalnie znudzony wykładem. Na szczęście ostatnim wykładem dzisiejszego dnia. Spojrzałem na Sanę. Jej zarumienione policzki mówiły same za siebie, ale dopiero, gdy chwyciłem jej szczupłą dłoń i zdjąłem ją ze swojej nogi, stała się naprawdę czerwona.
- Przepraszam - wyszeptała, nie patrząc w moją stronę. Do końca zajęć został kwadrans. - Chyba nie powinnam. Postawiłeś sprawę jasno... - mruknęła, poprawiając włosy. Czarny kosmyk, jak zwykle trafił za ucho.
Pod dłonią trzymałem notatki, które wysłała mi poprzedniego wieczoru. Lekkie wyrzuty sumienia wystarczyły, by posłać jej miły uśmiech, ale dla niej to było za mało.
- Tae - zaczęła, łapiąc mnie mocniej za dłoń. Jej była chłodna. - Możemy porozmawiać?
- Przecież rozmawiamy.
- Ale tak poważnie.
- Pewnie - odparłem i oparłem brodę na ławce. Chciało mi się spać. Wczoraj za dugo grałem z Jeonggukiem w te głupie gry, a potem po nocy musiałem powtarzać materiał na wejściówkę.
Na szczęście, wykładowca darował nam ostatnie dziesięć minut. Gdy wyszliśmy, udałem się prosto do automatu z kawą. Sana szła za mną, lekko przygaszona. Jej szare spodnie opinały jej szczupłe nogi, a sweterek zasłaniał dekolt i brzuch, nie to co ostatnio. Ale wyglądała ładnie. Miała pomalowane rzęsy, przez co jej oczy wydawały się większe. Gdy automat wypluł moją kawę usiadłem z nią na bufecie, pod jednym z okien. W pobliżu była tylko grupka chłopaków z kierunku budownictwa, więc mogliśmy spokojnie porozmawiać. Mogłem przygotować się mentalnie na tą konfrontację.
- Słuchaj - zaczęła znów, patrząc na mnie. Mój wzrok wbity był w żółty kubek z parującym napojem. - To, co stało się w piątek... to była dla ciebie tylko jednorazowa przygoda? Wiem, że wtedy byliśmy oboje trochę pijani, ale wolałam jeszcze raz zapytać. No wiesz. Czy mam u ciebie jakieś szanse?
- Sana, to nie takie proste. Szanse to jest złe słowo. Jesteś świetną dziewczyną, ale ja szukam chyba czegoś innego - odparłem ostrożnie, smakując gorącą kawę. Za mało cukru, pomyślałem. Dziewczyna wydawała się smutna. - Właściwie to głupio mi, że tak cię potraktowałem.
- Nic złego nie zrobiłeś - rzuciła, spuszczając wzrok. - Wiedziałam, czego chcę.
- Dostałaś to?
- Nie do końca.
- Przykro mi, ale nic więcej z tego nie będzie.
- Nie podobam ci się?
- Nie o to chodzi - powiedziałem, wyciągając do niej rękę przez stół. Złapałem jej chude palce, dotknąłem świecącego lakieru. - Jesteś bardzo ładna, ale
ale nie jesteś Park Jiminem, ani Jeon Jeonggukiem, pomyślałem, nie masz penisa, jędrnego tyłka, masz piersi, długie włosy, jesteś dziewczyną i trochę mnie wkurzasz
- ale nic z tego nie będzie. Przepraszam.
Sana tylko kiwnęła głową, jakby moje słowa nie do końca do niej docierały. Pobladła lekko. Poczułem, jak telefon w mojej kieszeni wibruje. Niegrzecznym było od razy go wyciągnąć, więc najpierw pożegnałem się z nią, przepraszając jeszcze dwa razy, dopiero potem wychodząc z budynku.
CZYTASZ
poisoned apples | kth&pjm&jjk
FanfictionTaehyung wkraczając w dorosłe życie, zaczyna od przeprowadzki do stolicy. Chce uciec od Daegu, zostawić za sobą wszystko to, co przypomina mu o dawnej miłości i zatrutych jabłkach, którymi się karmił. Jedak jego nowi współlokatorzy przypomną mu ich...