|4,7k|
och kochanie. jesteśmy tacy sami- Spierdalaj! - krzyknął, gdy złapałem go za ramiona. Odepchnął mnie, a potem wyszedł z pokoju. Ruszyłem za nim. - Zostaw mnie, kurwa!
- Kook, daj mi wyjaśnić...
- Nie chce cię słuchać! - warknął, a gdy znów złapałem go, tym razem za rękę, wyrwał ją, jakby mój dotyk parzył jego skórę. - Daj mi spokój - powiedział przez łzy i odszedł ode mnie w najdalszy kąt kuchni. - Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń.
- Jeonggukie, proszę...
- Nie! - wrzasnął, więc zatrzymałem się w połowie kroku. Spojrzałem na niego i omal nie pękło mi serce, bo płakał i łkał przeze mnie.
Przez jakiś czas siedzieliśmy w kuchni. On, oparty o parapet, ja sterczący w drzwiach. Każda próba zbliżenia się do niego, skutkowała kolejnym krzykiem. Realnie spędziłem w kuchni prawie czterdzieści minut, zanim przyszedł Jimin. Rzucił nam "hej" z przedpokoju, a potem wszedł do kuchni, lustrując nas zdziwionym spojrzeniem. Dotknął mojej ręki, ale po chwili już był przy płaczącym chłopaku. Ten, szybko wpadł w ramiona starszego.
- Co się stało, skarbie? - zapytał, ale tancerz nie odpowiedział. Jimin co chwila przenosił swoje spojrzenie na mnie, szukając zrozumienia, pomocy, wyjaśnień. Ale ja milczałem. Wpatrywałem się w drobną dłoń Parka głaszczącą czarne włosy wyższego. Nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Nic już nie zostało.
Przez chwilę czułem się, jak we śnie. Modliłem o to, by wszystko okazało się koszmarem. Chciałem obudzić się w łóżku jednego z nich, przytulany przez dwa ciała - jedno mniejsze, drugie całkiem podobne gabarytami do mojego. Ale zaraz do tej wizji dołączyła myśl o Min Yoongim, który swego czasu też tak idealnie pasował do moich ramion.
Pamiętam, jak dobrze mi było, gdy tuliłem go do siebie. Pamiętam, jaki szczęśliwy był, gdy powiedziałem mu "hej, Yoongi, podobasz mi się". Uśmiechał się tak szeroko, jak mógł, a za każdym razem, gdy utwierdzałem go w przekonaniu, że go uwielbiam - wpadał mi w ramiona. Yoongi był moją pierwszą poważniejszą miłością, której oddałem całe serce. Z trudem przyjąłem wiadomość o jego wyprowadzce, ale pozwoliłem mu realizować się w tym, co kochał. A dalszą naukę w kierunku, który go interesował mógł podjąć tylko w stolicy. Nie robiłem u wyrzutów, bo ważniejsze było dla mnie jego szczęście. A kiedy sam tęskniłem za nim za dnia, on te dnie spędzał na uczelni, a gdy płakałem za nim po nocach, on na te noce szukał sobie towarzystwa.
- Taehyungie, co się stało? - zapytał jeszcze raz Jimin, coraz bardziej zdenerwowany, gdy zrozumiał, że go nie słuchałem. Odleciałem. I w końcu Jeongguk podniósł głowę i zaśmiał się.
- Nic się nie stało - odparł, wycierając łzy. Blondyn patrzył na niego niezrozumiale. - Prawda, Tae-hyung? Po prostu trochę się pokłóciliśmy.
- O co? - dopytywał starszy.
- Chodzi o wojsko - wykrztusił, a Jiminowi więcej nie było trzeba. Gdy tylko padało słowo "wojsko", od razu milkliśmy, nie chcąc poruszać tak delikatnego tematu.
Sam zdębiałem na te słowa. Jeon posłał mi tylko jedno, znaczące spojrzenie. Poszedłem do siebie, gdzie też spędziłem resztę dnia. Chłopacy pytali, czy wyskoczę z nimi na obiad, ale nie chciałem. Straciłem cały apetyt. Z resztą młodszy powiedział, że może faktycznie lepiej będzie, jak sobie odpocznę. Gdy wyszli, zadzwoniłem do siostry.
Nie powiedziałem jej oczywiście "co mi jest", ale sama wyczuła, że chyba średnio się czuje. Mój zły humor przekładał się nawet na ton mojego głosu. Powiedziała, że wie, że na pewno jej nic nie powiem, bo przecież taki już jestem, ale chciała bym pamiętał, że zawsze mogę się jej wygadać. Zapytałem, jak w domu. Cóż, normalnie. W Daegu wszystko toczyło się w swoim tempie i doskonale wiedziałem, o czym mówi. U nas w domu nic wielkiego się nigdy nie działo. A jak już, to szybko było to uciszane. Dlatego wieści z domu nigdy niczym się nie różniły. Tak było i tym razem.
CZYTASZ
poisoned apples | kth&pjm&jjk
Fiksi PenggemarTaehyung wkraczając w dorosłe życie, zaczyna od przeprowadzki do stolicy. Chce uciec od Daegu, zostawić za sobą wszystko to, co przypomina mu o dawnej miłości i zatrutych jabłkach, którymi się karmił. Jedak jego nowi współlokatorzy przypomną mu ich...