|4,4k|
Wybór polegał na podjęciu świadomej decyzji. Chwila rozkoszy i przyjęcie trucizny, czy długie życie bez niej? Już czuję jak zalewa mi żyły.
Od tamtego dnia, gdy spędziłem noc zarówno z Jiminem, jak i Jeonggukiem, staliśmy się sobie dużo bliżsi. Nie czułem już tego dystansu między mną, a młodszym, a gierki Parka zaczęły mnie wciągać. Nie raz łapałem się na tym, że sam jakieś zaczynam, podpuszczam go, czy podrywam jawnie lub też nie. Zazdrość, jaką wyczuwałem w powietrzu, gdy Jeonowi nie podobały się moje interakcje z Jiminem czasami nadal była widoczna, ale chłopak chyba lekko już się przyzwyczaił do tego, że łatwo nie odpuszczam. A Jimina nie byłem w stanie sobie odpuścić. Z tym, że Jeongguka też nie. Czasami wydawał mi się nawet słodszy, bardziej niedostępny, co mnie kręciło, ale i niepokoiło. Nie umiałem go rozgryźć, a i sam Jimin nie był zbyt prosty.
Czułem się z tym źle, bo nie potrafiłem skupić się na jednym z nich. Podczas wspólnych obiadów, raz patrzyłem się na śliczne, duże usta Parka, które delikatnie uśmiechały się, gdy jedzenie mu smakowało i zastanawiałem się, czy są naprawdę tak miękkie, czy to tylko iluzja. Znowu kilka minut później, nie mogłem oderwać wzroku od ciemnych oczu tancerza, które przeszywały mnie na wylot, zaglądały w najgłębsze zakamarki mojego umysłu. Doprowadzało mnie to do szaleństwa. A wystarczyło jedno słowo od nich i już leżałem pod ich stopami i błagałem o litość.
- Hyung - zaczął Jeongguk, gdy skończył zmywać pewnego chłodnego listopadowego dnia po obiedzie, który tym razem zrobił Jimin. - Pogramy?
Kiwnąłem głową i zaniosłem nam do salonu chipsy. Co prawda byłem najedzony po obiedzie, ale przekąski zawsze się przydawały, zwłaszcza, że nasze wieczory lubiły przeciągać się w nieskończoność.
Usiedliśmy do jednej z naszych ulubionych strzelanek i zaczęliśmy rozgrywkę. Jak zawsze, było sporo emocji, bo obaj nie umieliśmy przegrywać. Moje czerwone policzki za pewne zdradzały moją złość, gdy tylko Jeongguk mnie pokonywał, a jego wrogie spojrzenie było równie wymowne, gdy stery przejmowałem ja. Jimin zdążył wrócić z pracy, do której udał się zaraz po obiedzie, a my nadal graliśmy, tocząc zaciętą i równą walkę o miano najlepszego.
- Chłopcy - zaświergotał starszy, opierając się o framugę w drzwiach do salonu. Obaj spojrzeliśmy na niego, zapominając o strzelaninie. - Dobrze się bawicie beze mnie?
Park był podpity, bo przecież wracał z pracy, gdzie bez chociaż jednej puszki cydru nie mogło się obejść, ale na pewno nie był pijany. Miał rozwiane włosy, rozpiętą o guzik za mocno koszulę i wesołe ogniki w oczach. Zdjął pośpiesznie buty i usiadł przede mną, tym samym zasłaniając mi widok. Oparł się plecami o moją klatkę piersiową, położył moje dłonie tak, bym bez problemów obejmował go i jednocześnie trzymał pada. Spojrzał w górę, przekrzywiając lekko głowę.
- Jak było w pracy, Jiminie? - zapytałem, odgarniając z jego czoła jasny kosmyk włosów. Gdy to robiłem, speszyłem się, bo wydało mi się to bardzo delikatne, wręcz intymne, prywatne.
- Średnio - odparł, przymykając oczy. - Nie było ciebie.
- Hyung, dlaczego nie siedzisz tak ze mną? - zapytał Jeon niespodziewanie, bardziej smutny niż urażony, czy zły, co było nietypowe. Czyżby obrał nową taktykę?
- Bo chcę byś był zazdrosny - zaśmiał się blondyn, posyłając młodszemu uśmieszek i oczko. - Napijecie się ze mną? W lodówce jest wino.
Niewinnym pytaniem, Jimin zaczął dość długą noc, podczas której nasze brzuchy wypełniły się nie tylko tym jednym winem, ale i kilkoma puszkami piwa, potem soju i na końcu jeszcze resztą znalezionego na dnie szafy niezidentyfikowanego alkoholu, najprawdopodobniej także wina. By jednak móc się tak upić, musieliśmy przejść się do sklepu, więc całą trójką ruszyliśmy na ważną misję, wyboru trunku.
CZYTASZ
poisoned apples | kth&pjm&jjk
FanfictionTaehyung wkraczając w dorosłe życie, zaczyna od przeprowadzki do stolicy. Chce uciec od Daegu, zostawić za sobą wszystko to, co przypomina mu o dawnej miłości i zatrutych jabłkach, którymi się karmił. Jedak jego nowi współlokatorzy przypomną mu ich...