09| Ça doit arrêter, arrêter tout de suite

716 50 59
                                    

24 Stycznia 2020

"Ça doit arrêter, arrêter tout de suite"

Od jego urodzin tamtej soboty minęły niemal trzy tygodnie. Nie było tygodnia, dnia ani nawet godziny, by nie myślał o słowach blondynki.

Powiedziała, że go kocha.

Ale on nie mógł jej odpowiedzieć tego samego.

Myślał nad tym intensywnie. Naprawdę, myślał o tym czy może powiedzieć Amelii Greene, że ją kocha. Ale nie mógł, bo nie umiał kochać. Faktem było to, że przy niej czuł coś innego, czego nie czuł wcześniej. Może to było to, co jego mama określała mianem "motylków w brzuchu", u niego to było raczej stado dzikich ciem, próbujących się za wszelką cenę wydostać. Totalnie w grę nie wchodziło okłamanie Lii, bo przecież ona była najważniejsza i zasługuje tylko naprawdę. A znał ją i miał wrażenie, że to zrozumie, bo przecież to Lia.

Mimo wszystko, nadal bał się, że jakimś cudem nie zrozumie i powie mu, że najlepiej będzie, jeśli zerwą kontakt. A tego nie chciał, bo chciał chodzić z Lią. Chciał robić z nią te "obrzydliwe rzeczy". Chciał trzymać codziennie jej dłoń, chciał trzymać ją w talii, przytulając od tyłu i chciał w końcu się dowiedzieć, czy jej usta są takie miękkie, na jakie wyglądają.

Wiedział, że musi z nią pogadać. Przymierzał się do tego codziennie, ale zawsze w ostatniej chwili, gdy mówiła to swoje "co się dzieje, Jae?" z lekkim uśmiechem na ustach zapominał wszystkich słów, jakie znał.

Tym razem, widząc ją siedzącą z jakimiś pierwszoklasistami w sali od hiszpańskiego (Lia była mistrzynią hiszpańskiego, dlatego chętnie dzieliła się wiedzą z tymi, którzy po prostu nie ogarniali tego języka) obok której przechodził stwierdził, że nie może tego wiecznie odkładać. Zapukał najpierw delikatnie w drzwi, po czym pchnął je, powodując że wszystkie spojrzenia wylądowały na nim.

—Hej—uśmiechnął się.

—Cześć, Jae Jae—odwzajemniła uśmiech—potrzebujesz czegoś?

—Właściwie, to tak—powiedział, podchodząc bliżej do niej—musimy pogadać—dodał szeptem—to ważne.

Dało się zauważyć to lekkie przerażenie w jej oczach, ale nadal pozostawała spokojna. Spojrzała na czteroosobową grupkę i zabrała głos z lekkim uśmiechem.

—Na dzisiaj tyle, nos vemos la próxima semana!—Powiedziała, klaszcząc raz w dłonie.

W sali rozeszło się kilka razy "nos vemos" i po chwili byli już ze sobą sam na sam. Greene wypuściła głośno powietrze i z powrotem zajęła miejsce na biurku nauczyciela, klepiąc miejsce obok siebie.

Siedemnastolatek usiadł obok niej, patrząc jej w oczy. Ta otworzyła lekko usta jak zawsze, gdy była czymś zmartwiona. Nie wiedział, skąd to się wzięło, ale w każdym bądź razie uważał to za cholernie urocze.

—J-Ja... Chciałem z Tobą pogadać, b-bo...—Znowu zaczął się jąkać, jak zwykle gdy chciał jej powiedzieć coś ważnego.

—Hej, spokojnie—powiedziała łagodnie, splatając ich dłonie ze sobą—nie skrzywdzę Cię, możesz śmiało mówić.

Spojrzał na ich dłonie i wziął głęboki wdech, przenosząc wzrok z powrotem na dziewczynę.

—P-Pamiętasz moje urodziny?—Spytał nieśmiało.

—Jasne, że tak—zaśmiała się pod nosem—to było trzy tygodnie temu, nie mam alzheimera.

Nie mógł się powstrzymać, by się nie zaśmiać. Rozładowała przynajmniej w jakimś stopniu atmosferę.

—Wtedy powiedziałaś że... Że mnie kochasz—powiedział, patrząc z trudem jej w oczy.

—Zgadza się...—przełknęła ślinę.

—Miałaś na myśli platonicznie czy... Um...—przeniósł z powrotem wzrok na ich dłonie.

—Jae, ja...—westchnęła, ściskając mocniej jego dłoń—nie, ja po prostu Cię kocham, zakochałam się w Tobie—dodała.

Zapanowała niezręczna cisza. Żadne z nich nie wiedziało, jak dalej poprowadzić tę rozmowę, po prostu siedzieli na biurku trzymając się za dłonie.

  —Nie mogę Ci odpowiedzieć tego samego, Lia—zaczął w końcu—ale wiem, że... Nie wiem co to jest, ale coś do Ciebie ewidentnie czuję, miśku. Wiem, że prawdopodobnie w pewnym momencie będę mógł powiedzieć Tobie to samo, ale na razie nie umiem Cię pokochać, bo boję się Ciebie zranić. Wiem też, że przy Tobie czuję się najlepiej i—przeniósł wzrok na ich dłonie—chciałbym już tak ciągle, ale...  

—Poczekam, Jae—pogładziła kciukiem jego dłoń, patrząc mu w oczy—poczekam ile tylko będziesz potrzebował, bo Cię kocham—uśmiechnęła się—i wiem, że będzie dobrze.

Błądził pełen zawahania wzrokiem między jej oczami, a ich dłońmi. Teraz, albo nigdy—pomyślał, ściskając jej dłoń mocniej.

—Nie chcę, żebyś czekała—powiedział zdeterminowany—ja też nie chcę czekać, bo ile można?

—M-Masz na myśli...?

—Chciałbym, żebyś była moją dziewczyną, Lio Greene—uśmiechnął się delikatnie—bo wiem, że w końcu też będę mógł Ci powiedzieć, że Cię kocham. Ale nie mogę tyle czekać, bo tak cholernie chciałbym móc chodzić z Tobą za rękę po korytarzach, jak Debby i Wyatt, albo Jack i Mike. Zbliża się bal zimowy i nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo chciałbym trzymać Ciebie tak blisko podczas jednej z tych wolnych, przytulanych piosenek. Już zawsze chcę Ciebie blisko, bo stałaś się dla mnie najważniejsza—uniósł kąciki ust—a skoro przy Tobie nauczyłem się uśmiechać, śmiać, okazywać współczucie i ogólnie rzecz biorąc czerpać radość życia, to nauczę się przy Tobie kochać. Bo przy kim innym, jak nie przy najpiękniejszej i najmądrzejszej dziewczynie na świecie, która w sumie sama go dla mnie stanowi?

Dziewczyna po prostu siedziała tam zszokowana, po chwili jednak szczerząc się i ukazując turkusowe gumki aparatu na zęby, które tak bardzo uwielbiał. Przysunęła się do niego bliżej i zbliżyła swoją twarz do jego. Ich czoła stykały się i tego właśnie pragnął, Lii Greene blisko niego.

—Chciałbyś czegoś jeszcze?—Spytała półszeptem, patrząc mu w oczy.

—Chciałbym robić z Tobą obrzydliwe rzeczy, cytując Owena jakiś miesiąc temu—zaśmali się oboje, po czym kontynuował—chciałbym Cię pocałować.

—Może boleć—powiedziała—wiesz, aparat.

—Warto—uniósł kąciki ust.

Dziewczyna z uśmiechem swoją wolną, lewą dłoń położyła na jego policzku i musnęła delikatnie jego usta, bardziej jednak chowając swoją górną wargę pod tą, należącą do niego. Nie miała racji, nie bolało. Ale on miał rację, miała miękkie i delikatne usta.

Gdy już po upływu kilku sekund chciała się odsunąć, położył wolną dłoń na jej plecach i przysunął ją bliżej dając tym samym do zrozumienia, że chce więcej. Tym razem jednak on zaczął, tak jak poprzednio trzymając jej górną wargę między swoimi.

Po upływie paru sekund odsunęli się od siebie, oboje uśmiechnięci i szczęśliwi jak nigdy. W końcu mieli siebie.

—Kocham Cię, Jae—powiedziała po raz kolejny tego dnia, gładząc go dłonią po policzku.

To musiało się zakończyć właśnie teraz.

Nie mógł po raz kolejny zostawić jej bez odpowiedzi na tak ważne słowa.

—Ja Ciebie wkrótce też będę, słonko—odpowiedział jej, szczerząc się.

JIA, JIA, JIA! Nadal nie umiem opisywać pocałunków, ale się starałam!

Adzioch

✓ | ozone ʲᵃᵉᵈᵉⁿ ˡⁱᵉᵇᵉʳʰᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz