03 | I know you don't understand

801 54 39
                                    

9 Września 2019

"I know you don't understand"

Zielonooki otworzył powoli drzwi od sali biologicznej, zaraz je za sobą zamykając. Położył swój plecak na ławkę z przodu i oparł się o biurko nauczyciela, wydmuchując głośno powietrze.

Wyciągnął telefon z tylnej kieszeni w celu sprawdzenia godziny. Była 7:33, co oznaczało, że tamta dziewczyna miała jeszcze dwie minuty.

Jak na zawołanie, drzwi się uchyliły i stanęła w nich blondwłosa dziewczyna z szerokim uśmiechem na twarzy.

—Hej—powiedziała, kładąc swój czarno-biały plecak na ziemię i patrząc na chłopaka, który w odpowiedzi jedynie skinął głową—dobra, podwijaj rękawy—założyła ręce na biodra i patrzyła na niego wyczekująco—nie skrzywdzę Cię.

Jaeden posłusznie podwinął rękawy swojej zielonej bluzy i za wszelką cenę próbował uniknąć wzroku nieznajomej. Miał wrażenie, że jej spojrzenie wyrażało swego rodzaju współczucie, a on go nie chciał. Tak naprawdę nie wiedział, dlaczego zgodził się na tę jej pomoc.

Ta natomiast zajęta była odwijaniem bandaża, którego tak naprawdę nie zmieniał od tamtego piątku. Wbrew pozorom, to wcale nie było takie łatwe. Same owinięcie było bułką z masłem, ale jeśli chodzi o zawiązanie, tu zaczynały się schody.

—Podasz nowy?—Spytała, wskazując skinięciem głowy na jego plecak.

Podszedł do ławki, na której go umieścił i wyciągnął z dużej kieszeni bandaż, podając go dziewczynie.

—Dzięki—uśmiechnęła się, odwijając powoli biały materiał—tak właściwie to jestem Lia, w sumie Amelia, jeśli to ma jakieś znaczenie.

—Jaeden.

Nie należał do zbyt rozmownych ludzi, swoje wypowiedzi zawsze ograniczał do minimum.

—Fajnie—spojrzała na przedramienia chłopaka i spostrzegając pionowe rany uśmiech momentalnie zszedł z jej twarzy—to był fakt, Jaeden. Nie sugestia.

—Nie odebrałem tego jako sug-

—Nie kazałam Ci tego robić—zacisnęła usta w cienką linię, owijając jego prawie przedramię.

—W rzeczy samej—powiedział chłodnie—jestem wolnym człowiekiem. Zrobiłem to, bo chciałem.

Amelia wiązała właśnie bandaż, biorąc się za drugą rękę i wzięła głęboki wdech.

—Próbujesz sam sobie udowodnić, że chcesz umrzeć i zakończyć to raz na zawsze. Ale coś Cię tu trzyma, tylko nie wiesz co—spojrzała w jego oczy—a może właśnie tylko ty to wiesz. W każdym bądź razie, jesteś więźniem własnych myśli, które nie mają za cholerę racji bytu.

Nie odpowiedział, nie wiedział nawet jak odpowiedzieć. Zdziwiły go jej słowa, bo czuł jakby po części miała rację.

Zawiązała lewy bandaż i zgarnęła plecak z podłogi, ponownie patrząc w jego zielone tęczówki.

—Do zobaczenia, Jaeden—powiedziała z obojętnym wyrazem twarzy zarzucając plecak na prawe ramię, po chwili wychodząc bez czekania na odpowiedź z jego strony.

A on stał tam osłupiały jeszcze przez dobre trzy minuty, myśląc nad jej słowami.

Nie mogła mieć racji.

Wiedział, że ona nie rozumiała. 


Jae to bubu, szkoda mi go

Adzioch

✓ | ozone ʲᵃᵉᵈᵉⁿ ˡⁱᵉᵇᵉʳʰᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz