Epilogue | I won't hurt you, Lia

780 60 47
                                    

23 Października 2020

"I won't hurt you, Lia"

Oddawał powoli pocałunki dziewczyny, trzymając dłonie na jej biodrach. Ta natomiast trzymała jedną dłoń na jego policzku, gładząc go kciukiem, drugą natomiast opierała się o jego klatkę piersiową. Dobrą godzinę wcześniej wrócili z balu na rozpoczęcie roku, organizowanego co październik, ogarnęli się, przebrali i aktualnie byli na tym właśnie etapie, na jego łóżku.

Przez całą długość związku z Lią, który od jutra miał trwać już dziewięć miesięcy nauczył się wielu rzeczy. Nauczył się, że najprostsze rzeczy mogą cieszyć, jak chociażby widok dziewczyny z uśmiechem na ustach, zdobionego aparatem na zębach, którego niedługo miała zdjąć. Nauczył się też, że należy cieszyć się chwilą, ale nie zamartwiać się przyszłością, bo jeśli zachowa się pozytywne podejście, to może być tylko lepiej.

Przede wszystkim nauczył się Lii. Dosłownie, po prostu nauczył się obchodzić z płcią przeciwną, wobec której zawsze był nieśmiały, ale która też nigdy nie zwracała na niego zbytnio uwagi.

Lia natomiast nie musiała się uczyć Jaedena, od zawsze tak naprawdę wiedziała, jak działać na niego kojąco; po prostu przy nim być. Naprawdę była wyjątkową osobą, których na świecie było zdecydowanie za mało.

Czasem tak naprawdę zastanawiał się, dlaczego blondynka w ogóle zwróciła na niego uwagę. Nie uważał, należy do przystojnych chłopaków, więc sprawa była wyjątkowo dla niego ciekawa. Kiedyś nawet ją o to zapytał, na co ta odpowiedziała:

"Dla mnie jesteś piękny, Jae. Zewnętrznie, ale przede wszyskim wewnętrznie. Pokochałam nawet tą na początku trochę uszkodzoną duszyczkę, bo domyślałam się, że pewnie za nią kryje się cudna osoba. I widzisz, nie pomyliłam się. Teraz ta cudna, piękna osoba jest obok mnie i mogę ją nazwać swoim chłopakiem, szczęśliwsza być nie mogłam."

I od tamtego momentu, gdy tylko znowu to pytanie przyszło mu na myśl, wystarczało mu spojrzeć na swoją dziewczynę, a od razu przypominał sobie jej słowa, po których zawsze w jego sercu zapanowywał błogi spokój.

Lia nauczyła go na nowo pasji, jaką było rysowanie. Nawet nie wiedział, że tak bardzo za tym tęsknił, a jednak. Aktualnie na stoliku nocnym metr od nich leżały dwa szkicowniki, z czego jeden wypełniony był w całości rysunkami Greene. Pewnego razu otworzyła go i gdy był gotowy jej go zabrać, ta powiedziała tylko "nie skrzywdzę Cię", a wszelki strach przed wyśmianiem uleciał w niepamięć. Obejrzała go spokojnie, po czym powiedziała mu, że ma najbardziej utalentowanego chłopaka na świecie.

Ale to on miał najbardziej utalentowana dziewczynę na świecie, bo potrafiła do niego dotrzeć. Kto wie, co by było, gdyby po incydencie w sali biologicznej się zniechęciła, albo nie zaproponowała mu lunch'u z przyjaciółmi równo rok wcześniej.

To też go zastanawiało, czasem nawet męczyło go w koszmarach, przez co budził się wybuchając płaczem. Ale gdy to miało miejsce, po prostu dzwonił do Lii i rozmawiał z nią, dopóki nie zasnął. Jeśli była obok, też się budziła i przytulała najmocniej jak potrafiła, chowając jego głowę w zagłębieniu swojej szyi, całując go delikatnie w czoło, powtarzając, że to tylko sen i gładząc po plecach, dzięki czemu po krótkim czasie zasypiał.

Zdał sobie też sprawę, że Greene tak często mówiła mu, że go nie skrzywdzi, a to on krzywdził ją cały czas, wyżywając się na niej wtedy rok temu, w październiku i w listopadzie.

Wiedział, że był bezpieczny z Lią, a Lia wiedziała, że była bezpieczna z nim.

Więc kiedy zszedł pocałunkami na szyję, przyszedł mu ponownie na myśl pewien pomysł, nad którym zastanawiał się od pewnego czasu. Przeniósł wzrok na stoliczek nocny, w którego wnętrzu znajdowały się gumki, kupione wtedy przez dziewczynę, by nie przesiąkał mu bandaż.

Już od grudnia tamtego roku praktycznie nie spojrzał nawet ani razu na żyletkę. Lia wyrzuciła je wszystkie, czego absolutnie nie miał jej za złe.

Całował tak jej szyję wyjątkowo namiętnie, wsysając co jakiś czas jej skórę, w celu pozostawienia malinek. Lubił je zostawiać, szczególnie gdy nigdzie nie wychodzili i dziewczyna nie musiała ich zakrywać, wtedy mogła mieć ich niemalże całą szyję i nawet trochę obojczyka. Ale mimo wszystko, gdyby się przypatrzeć na szyi Lii Greene zawsze widniała co najmniej jedna. Po prostu lubił mieć poczucie, że najpiękniejsza dziewczyna na świecie jest jego, u niej chyba działało to podobnie, bo sam miał ich kilka.

—Jae...—westchnęła cicho, przysuwając go bliżej swojej szyi za barki.

Chłopak uśmiechnął się do siebie, przenosząc powoli dłonie z jej bioder na uda. Poczuł, jak dostaje gęsiej skórki i dalej kontynuował swoje pocałunki. Dzieliła ich niewielka warstwa ubrań, ona miała na sobie zaledwie dolną część bielizny i jego koszulkę, podczas gdy ten pozostawał po prostu w bokserkach.

Zsunął z jej ramienia koszulkę, całując je delikatnie. Trwało to może z dwie minuty, w akompaniamencie jej pojękiwań, zanim zszedł na jej obojczyk.

Czując tam jego usta, wzdrygnęła się i oplotła go ciaśniej nogami w pasie. Przesuwał swoje dłonie po jej udach, czując jak jego bokserki robią się coraz to bardziej ciasne. Chyba nie tylko on to poczuł, bo blondynka powoli odsunęła się, patrząc w dół i rumieniąc się delikatnie. Mógł przysiąc, że on także był czerwony, jak często w takich sytuacjach przy niej.

—Myślałem ostatnio—zaczął—cz-czy byś... Chciała się ze mną kochać, Lia—powiedział nieśmiało.

—Też o tym myślałam—odpowiedziała nieśmiało—chciałabym.

—J-Ja... Kocham Cię, Lia—mówiąc to, przeniósł dłonie na krawędź niegdyś jego koszulki.

—Też Cię kocham, Jae—powiedziała, unosząc delikatnie kąciki ust.

Przybliżył się do niej, łącząc ich usta w delikatnym pocałunku.

Lia kochała jego, a on kochał Lię.

Lia była jego, a on był jej.

Pragnął Lii, a ona jego.

Nie skrzywdzę Cię, Lia—powiedział, unosząc powoli jej koszulkę i po chwili rzucając ją na podłogę.

Zsunął jej po chwili dolną część bielizny i odsunął się na chwilę, mierząc jej ciało wzrokiem.

—Jesteś piękna—powiedział jedynie, zanim ponownie wpił się w usta dziewczyny.

Chciał żyć, naprawdę nie miał ochoty odchodzić, mając Lię.

Co najważniejsze, ufała mu. A on jej, to nigdy się nie zmieniło.

Lia nigdy nie skrzywdziłaby Jaedena.

A Jaeden już nigdy nie skrzywdziłby Lii.


Taak, dobiliśmy do końca Ozone! Pisałam scenkę +16 po raz pierwszy i za chuj nie wiem, co myśleć. Starałam się, jak wyszło sama nie wiem.

Dziękuję każdemu za gwiazdki i komentarze, bo nic tak bardzo mnie nie motywuje tak, jak wy.

Standardowo dziękuję też xmellybelly, która jako pierwsza wiedziała o tej książce i od razu ją pokochała. Dzięki, skarbie!

Sama nie byłam pewna niczego pisząc to, bo nie wiem jak wygląda życie osoby, która się samookalecza. Pal licho już jak mi to wyszło, chcę wam tylko przypomnieć o istnieniu numeru zaufania 116 111, z którym możecie się skontaktować anonimowo i za darmo, jeśli tylko macie potrzebę z kimś porozmawiać, a nie chcecie obarczać problemami najbliższych. Wasze życie jest cenne.

Zżyłam się niemiłosiernie z tym fanfiction i może to nie definitywny koniec Jae i Lii. Nie planuję drugiej części, ale może pojawią się czasem na imagines, jeśli będziecie chcieli. Może jakieś Q&A, headcanony... Sama nie wiem, póki co mam do napisania dwa oneshoty!

No to chyba na tyle, widzimy się w kolejnych książkach. Kocham was!

Adzioch

✓ | ozone ʲᵃᵉᵈᵉⁿ ˡⁱᵉᵇᵉʳʰᵉʳOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz