Rozdział 31

9 1 0
                                    

  Ciemność otaczała okoliczne budynki, mrok niczym najpodlejsza zaraza był wszędzie, nieliczne latarnie oświetlały chodniki i kamienne drogi. Nieliczni przechodnie z pośpiechem zmierzali do swoich domostw, a czarne osobowe pojazdy patrolowały powolutku swoje rejony, wzbudzając u wszystkich strach i panikę. Kobieta i mężczyzna przemykali się powolutku bocznymi uliczkami, wydawać się mogło, że to para kochanków ucieka przed przeznaczeniem, jednak byli to tylko Kasandra i Dragon, którym do romantycznej pary wiele, ale to wiele brakowało.
– Musiałaś się wtrącić prawda? Umiejętności walki wręcz, których nauczyła cię Irmina, miały służyć do obrony własnej, a nie niewinnych. – Padający deszcze nie poprawiał humoru mężczyźnie, nie dość, że musiał uciszyć tych dwóch pianych Barbarian, to jeszcze ta prawie zgwałcona dziewczyna narobiła takiego rabanu, że i ją trzeba było ogłuszyć.
– Miałam pozwolić, by ją dorwali? – Przemykali w coraz to gęściej padającym deszczu, zmierzając do kryjówki.
– Tak. Ta dziewczyna już przeżyła takie sytuacje, w tym kraju to normalne, czarne błyskawice są panami i władcami, to zbrojne ramię Małego Krzykacza. Gdyby nie moja interwencja to kobietę zabraliby do obozu, gdzie pracowałaby w burdelu do granic swoich sił, a na końcu jej ciało zamieniliby w wielkich piecach na paliwo do czołgów. Nawet bar mogliby spalić. – Schowali się przed nadjeżdżającym pojazdem.
– Cóż za barbarzyński i nieludzki kraj.
– To nie kraj, to ludzie są sprawcami tego. Pamiętaj FridrichStrasse mieszkania 15, pukasz trzy razy i pytasz się, czy twoja przesyłka nie została tu dostarczona przez przypadek. W odpowiedzi dostaniesz, że rzeczywiście, nie pani wejdzie, pudło już czeka. Po tych ceregielach ja dołączam do ciebie i do reszty. – Skinęła głową na potwierdzenie.
Po godzinie siedzieli przemoczeni u Lydi w mieszkaniu, pijąc gorącą herbatę.
– Mistrzu co cię skłoniło do przybycia tutaj w godzinę policyjną? – Ten tylko spojrzał na Kasandrę. I z niechęcią odpowiedział:
– Pewne niespodziewane okoliczności zmusiły nas do opóźnień. Jak sytuacja?
– Udało nam się dowiedzieć coś o niejakim Kruppie. Jego ośrodek mieści się w Penemunde, zajmuję się projektowaniem dalekosiężnych dział, ochrania go dywizja pancerna. – Lydia usiadła z nimi do stołu, podsuwając szefowi dokumenty.
– Pancerna? To Indianie chyba całkowicie przeszli do cywilizacji.
– Zgadza się, pozostawili tylko swoje stare imiona. Co do broni... Dużo wiemy z obserwacji koszar, ich głównym uzbrojeniem jest Maus, magazynek na sześć naboi, powtarzalny z zamkiem czterotaktowym, drugi mniej liczny jest Schmeiser, dosyć szybkostrzelny pm z trzydziestoma dwoma pociskami w pudełkowym magazynku. Co do czołgów króluje u nich Wagen, średni czołg o dużej mobilności, lecz słabszy od ich braci z Komunistik, jednak ich myśliwce są o wiele, wiele lepsze.
– Hm... A co z tymi obozami? – spytał, podchodząc do okna, zapalając papierosa.
– Dzieło szaleńca, wysyłają tam wszystkich swoich przeciwników, znęcają się nad nimi, zmuszają do niewolniczej pracy, a gdy pomrą, ich ciała przerabiają na paliwo. Wszystko to opisałam w raporcie, mistrzu.
– Myślałem, że przesadzasz. Widocznie demony nie są, aż tacy demoniczni, jak niektórzy ludzie. A masz coś bardziej optymistycznego? – Zmiótł niedopałek i zapalił kolejnego.
– Jest możliwość zadania ciosu armii Barbarik. Za dwa dni parę ulic dalej przejeżdżać będzie generał Rommel, człowiek, który stanowi ostrze dla Małego Krzykacza. Likwidując go, zmniejszymy ich ofensywę. Mamy już wstępny plan i uzbrojenie oraz ludzi, z pana pomocą uda nam się. – W głosie Lydi brzmiała ogromna satysfakcja.
– Niech będzie. – odparł krótko, a tryby przeznaczenia zaczęły kręcić się coraz szybciej.
Dwa dni później wśród przechodniów czekała ukryta zasadzka ze Schmeiserami, Dragon z Kasandrą obserwowali wszystko z bezpiecznej odległości, mogąc w każdej chwili wesprzeć atakujących. Wszystko było dopięte na ostatni guzik, ludzie rozstawieni, sygnały ustalone, broń rozdana, teraz pozostało tylko czekać. Mijały godziny, a konwój nie nadjeżdżał, mistrz miał przerwać akcję, gdy usłyszeli warkot pojazdów, kolumna nowych ciężarówek wypełniona żołnierzami na przodzie z wozem oficerskim sunęły równą prędkością. Padł sygnał dla zamachowców, jedna grupa podziurawiła opony zaklęciami, z głośnymi piskami konwój zatrzymał się, żołnierze powysiadali, by zobaczyć, co się stało. Niczego nieświadomi zebrali się w grupie, to był błąd. Kolejna grupa Zakonu obrzuciła granatami Barbarian, huk i wystrzały zabrzmiały na spokojnej dotąd ulicy, a jęki i krzyki świadczyły o walce. Lydia wraz ze swoją grupą ostrzelali samochód celu, dziurawiąc go, jak ser szwajcarski, wydawało się, że wszystko pójdzie, jak z płatka, jednak jak to bywa z planami, zawsze coś musi się posypać. W pewnym momencie Kasandra drgnęła i zaczęła biec, nie zdążył jej powstrzymać, spojrzał w jej stronę. Strzelała z pm, odciągając dziecko z miejsca walki, już miał do niej dołączyć, gdy drugą stroną sunęły dwa czołgi z liczną obstawą, szybko otworzyli ogień, a pocisk odłamkowy rozerwał się obok dziewczyny, odrzucając ją na chodnik, jego towarzysze zaczęli zalegać za osłonami pod gradem morderczego ognia. Dragon musiał podjąć decyzję albo jego ludzie, albo głupia idealistka, czasu było coraz mniej, jednak rozkaz mógł być tylko jeden. Z pomocą telepatii wydał rozkaz do odwrotu, kątem oka zauważył, jak Barbarianin ogłusza uderzeniem z kolby otumanianą Kasandrę. Nie zabijają ją, będą chcieć dostać informację o napastnikach, to ich szansa. Oby wytrzymała przesłuchanie do czasu jej odbicia. Według raportów wywiadu Zakonu stosowali wiele bolesnych metod do wydobywania informacji. Czyż nie mówił jej, by nie zgrywała bohaterki? Cholera. Dlaczego tacy durni idealiści muszą istnieć? To jest wojna, a nie zabawa w policjantów i złodziei. Zaklną i strzelając z obydwu Coltów, ubezpieczał odwrót oddziału, tylko dymiące wraki i masa ciał Barbarian i wraki podziurawionych pojazdów świadczyły o ataku.  

Mroczny CieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz