Pierwszy dzień na Gibraltarze

156 18 14
                                    

Mei Zhou- Chinka i ekolożka- wysiadła z poduszkowca na rozgrzany asfalt i stanęła przed wejściem do bazy Overwatch na Gibraltarze. Długie czarne włosy zawiązała w kok i wczepiła w nie ozdobną igłę ze szklaną śnieżynką na główce. Miała przy sobie tylko trzy torby. Plecak z komputerem założyła na ramiona, torbę z buzią pandy wypełnioną babskimi różnościami przewiesiła w łokciu, a walizka z ubraniami stała obok jej prawej nogi. Mei przełknęła ślinę, nerwowo obracając w palcach niewielką, metalową odznakę Overwatch, jej przepustkę do wnętrza ośrodka. Denerwowała się. Niepewnym krokiem podeszła do bramy. Za jej plecami kilku turystów przystanęło, aby zobaczyć wnętrze bazy, kiedy uchylą się drzwi. Kiedy stanęła tuż przed metalową furtą, ta odchyliła się delikatnie, wypuszczając dobrze zbudowanego blondyna. Miał przyjemną powierzchowność: młodzieńczą twarz i wesoły błysk w oku. Mógłby reklamować perfumy lub kolekcję ubrań. Mei dojrzała jednak niewielką plakietkę pod sercem: Jack Morrison, Dowódca szturmowy. Mężczyzna nosił błękitny mundur z kilkoma odznakami oraz płaszcz.

- Mei Zhou, prawda?- spytał. Miał głęboki głos ze śladami zdartego gardła, ślad po próbie przekrzykiwania gwaru walki. Chinka ukłoniła się lekko.

-Tak- powiedziała cicho. Poczuła, że się czerwieni. Dlaczego nie umie rozmawiać normalnie w obecności nowo poznanych, przystojnych facetów?!

- To świetnie- Jack wyciągnął rękę na przywitanie- może wejdziemy?- Mei mruknęła potwierdzająco. Złapała za walizkę, a Morrison zaprowadził ją do głównego holu w Punkcie Gibraltar.

Było to bardzo wysokie pomieszczenie- sufit znajdował się na piątym piętrze. Przy ścianach było kilka wind, które woziły ludzi na balkoniki prowadzące do odpowiednich skrzydeł ośrodka. Od zewnątrz było widać jedynie małą część bazy, w głównej mierze znajdowała się w skale. Miało to funkcje obroną, bądź co bądź, była to baza wojskowa. Pod sufitem wisiały dość staromodne szklane żyrandole. Całe wnętrze holu było zmodernizowane i utrzymane w kolorystce bieli, złota i błękitu. W kilku miejscach unosiły się hologramy planu zajęć, spotkań i treningów lub plany bazy. Po holu i balonikach kręciło się kilka osób. Część witała nowo przybyłych lub salutowała do Morrisona. Mei miała wrażenie, że na jednym z wyższych pięter dojrzała jakąś przysadzistą postać pokrytą... futrem? Nie, to nie było możliwe. Chinka spojrzała na kapitana, ale ten stanął w miejscu i wyraźnie na kogoś lub coś czekał. Spoglądał na jedną z wind ze zniecierpliwieniem. Mei zdjęła plecak i torbę z ramion, po pewnym czasie zaczęły jej wyraźnie ciążyć. Po chwili takiego stania jeden z przenośników zjechał z drugiego piętra. Wyszła z niego czarnowłosa Egipcjanka ubrana podobnie do Jack, jedynie trochę bardziej- elegancko?

-Witaj na Gibraltarze Mei!- Powiedziała, kiedy podeszła do Chinki. Podały sobie dłonie. Dziewczyna jedynie mruknęła, onieśmielona takim otwartym powitaniem. Nie dość, że przyprowadził ją dowódca Morrison, to podeszła do niej kapitan Ana Amari. Ta ostatnia spojrzała groźnie po takim powitaniu, ale nie na Mei, a na Jacka.

-Co jej powiedziałeś, że mówi równie głośno, co Torbjorn podczas składania tych swoich figurek kolekcjonerskich?- miała na myśli Torbjorna Lindcholma- głównego architekta i projektanta broni w Overwatch.

Jack skrzywił się na to oskarżenie.

- Nic nie powiedziałem. A teraz, czy mogłabyś pokazać pannie Zhou jej pokój i jadalnię? Gabe podesłał mi nowe dane dotyczące Los Muertos i ich transakcji z omnickimi buntownikami w Meksyku- nie czekając na odpowiedź ruszył szybkim truchtem do jednej z wind. Ana przewróciła oczami i zwróciła swoją uwagę z powrotem na Mei. Dopiero teraz Chinka zauważyła tatuaż pod jej okiem. Kojarzył jej się z egipską mitologią, ale nie mogła przypomnieć sobie większej ilości szczegółów.

Just a dream/ 🐉Genji X Mei❄Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz