Mei zerwała się z krzykiem. Minęła chwila, zanim zorientowała się, że nadal jest w łóżku, w swojej sypialni. Zegarek na stoliku wskazywał 3:36. Chinka starała się uspokoić oddech.
-To był tylko koszmar, wywołany tym wypadkiem, nic więcej- mówiła do siebie cicho. Sama się nie umiała przekonać.
Spróbowała zasnąć, ale nie była w stanie, adrenalina nie chciała jej opuścić. Przewracała się z boku na bok. Około piątej wstała i usiadła na kanapie w salonie. Włączyła jeden z zabranych z domu filmów, wiekową ,,Krainę Lodu". Bezskutecznie próbowała odpłynąć, nucąc pod nosem
-Suí tā ba, Suí tā ba, Huí tóu yǐ méi yǒu bàn fǎ*- kiwała się w rytmie najpopularniejszej piosenki. O godzinie ósmej ktoś zapukał do drzwi kwatery Mei. Ta, okryta kocem i w piżamie, podeszła do drzwi. Po ich otwarciu ukazała się Eliana. Włosy związała w kucyk. Miała na sobie t-shirt z napisem ,,This is armor".
-Cześć Mei- przywitała się. W jej oddechu czuć było kawę.- Możesz gadać?
-Tak ja-aaaaa-sne, wejdź- Chinka ziewnęła i przetarła oczy, robiąc miejsce w wejściu. Brunetka stanęła przy kanapie, spojrzała na rozwalony koc i wory pod oczami koleżanki.
- Czemu spałaś na kanapie zamiast w łóżku?- Robiłaś maratonik, co?- spytała lekko rozbawionym głosem. Mei już miała zaprzeczyć, ale uznała, że lepiej nie mówić, że przez jeden koszmar nie mogła spać.
-Tak, trochę przesadziłam. To w jakiej sprawie przychodzisz?- chciała szybko zmienić temat.
- Dzisiaj dostaliśmy już ostanie części wyposażenia sali treningowej, a skoro nie masz jeszcze żadnego zadania, kapitan Amari uznała, że możesz pomóc.- Mei pokiwała głową. Chciała się czymś zająć, aby nie rozmyślać o śnie.
-Kiedy mam przyjść?- spytała.
-Jak zjesz śniadanie, tylko się nie spiesz, nie potrzeba mi jeszcze koleżanki z problemami z trawieniem.- stwierdziła Eliana z uśmiechem.- Dobra, muszę iść po McCree, bez mojej pomocy wstaje dopiero, kiedy wybije południe.- zaśmiała się z własnego żartu, którego Chinka nie mogła zrozumieć. Izraelka pożegnała koleżankę i poszła po kowboja. Mei zabrała się za ogarnianie kanapy.
❄❄❄
Jadalnia była pełna ludzi, przez co Mei trudno było znaleźć miejsce. W końcu usiadła kolo tej rudej kobiety, którą spotkała przy holu, kiedy obserwowały medyków. Tym razem miała przy sobie dwa króliki: białego w łatki i tricolor. trzymała je na szelkach dla małych psów. Dość krytycznie spojrzała na przysiadającą się Chinkę.
-Przeprasza, przepraszam. Nie miałam gdzie usiąść, a koło ciebie było wolne- Mei cicho zaczęła tłumaczyć się cicho, ale Irlandka tylko machnęła lewą ręką. Prawą miała owiniętą bandażami. Dziewczyna położyła tacę po przeciwnej stronie stołu niż kobieta z królikami i zabrała się za croissanta.
Po zakończeniu śniadania wzięła na wynos trzy zielone herbaty w kubkach do kawy. Przy wyjściu natrafiła na kapitan Amari.
-Przepraszam Ano, czy mogłabyś mi pokazać, gdzie jest sala treningowa? Miał am pomóc Elianie przy ustawianiu sprzętu- zapytała ją grzecznie. Egipcjanka pokręciła głową.
-Przepraszam, ale jestem zajęta. Za to Winston mógłby to zrobić. Właśnie odbiera ostatnie pudła. Jest w holu, ale powinnam cię ostrzec, Winston...- Nagle ktoś potrącił Anę. Doktor Ziegler przepychała się przez mały tłum, który uzbierał się przy wyjściu.
-Dziękuję Ano!- powiedziała Mei i ruszyła ku głównej sali w bazie. Musiała uważać, aby nie wylać herbaty. Zjeżdżając windą przypomniała sobie koszmar. Jej palec drgnął, kiedy wciskała na panelu 0.
Na dole natrafiła na kilku ludzi zebranych. Nosili z zewnątrz paczki i metalowe skrzynie, prawdopodobnie owe nowe sprzęty. Nad innymi pracownikami górował siwy mężczyzna z bielmem na oku. Mei podeszła do niego.
-Przepraszam, czy mam przyjemność z panem Winstonem?- spytała cicho. Jednooki spojrzał na nią zdziwiony, a następnie wybuchnął śmiechem. Chinka rozejrzała się speszona. Czy zrobiła coś nie tak? Mężczyzna wielką dłonią otarł łzę i zwrócił się do dziewczyny. Ta musiała mocno zadzierać głowę, aby parzyć mu w oczy.
-Nie droga pani, jestem Reinhardt Wilhelm- miał donośny głos z delikatnym niemieckim akcentem- A pani to...
-Mei Zhou- odpowiedziała Chinka. Wyciągnęła dłoń, a Niemiec delikatnie ją ujął. Zamiast potrząsnąć nią, uniósł ją i ucałował. Mei zaskoczona takim powitaniem nic nie powiedziała, ale jej twarz przybrała koloru dojrzałej maliny. Reinhardt znów się uśmiechnął.
-Tam stoi poszukiwany Winston- wskazał drzwi. Mei obróciła głowę i pisnęła z zaskoczenia. Zza paczek wyszedł goryl.
Nie chodzi o człowieka zbudowanego w specyficzny sposób, a prawdziwą małpę. To jego widziała tuż po tym, jak weszła do placówki. Niezwykle długie ręce i ciało pokryte czarnym futrem. Tak, to musiał być on.
Zanim zdążyła ochłonąć, Wilhelm podniósł dłonie do ust i układając je tak, że lepiej będzie go słyszeć zawołał:
-Hej, Winston! Ktoś tu ma do ciebie sprawę!- wskazał Mei. Goryl spojrzał na nich i odłożył sprzęt trzymany w... stopach. Ruszył ku nim, idąc w typowo małpi sposób: podnosząc całe ciało na masywnych rękach i huśtając się do przodu.
Kiedy podszedł do Mei. Zanim się do niej zwrócił, poprawił kwadratowe okulary na płaskim nosie i popatrzył na Reinhardta.
-Nowa współpracownica- spytał. Kiedy Niemiec potwierdził skinieniem głowy, ten przywitał się z Chinką.
-Miło mi, Jestem profesor Winston. Czy mogę w czymś pomóc , skoro do mnie przyszłaś?- Mei otworzyła i zamknęła kilkukrotnie usta z których nie wydobył się żaden dźwięk. W końcu odkaszlnęła.
- J-ja miałam pod-dejść z t-tobą, ZNACZY PANEM, do sali tren-ningowej- powiedziała Chinka, mówiąc bardziej do butów niż do Winstona. Goryl był najwyraźniej przyzwyczajony do takich sytuacji, więc nie zareagował.
-Zapakuję na wózki te pudła i pójdziemy tam razem- Ruszył z powrotem do zapakowanych sprzętów. Mei poszła za nim.
-Mogę jakoś pomóc?- spytała cicho. Czuła, że pewnie nie będzie w stanie, ale starała się być grzeczna. Goryl zastanowił się nad tym pytaniem.
-Nie, raczej nie. Zostały tylko te najcięższe pudełka, ty pewnie ich nie uniesiesz. Ale miło że pytasz- Chinka pokiwała głową i stanęła z boku. Z nudów zaczęła przyglądać się hali. Antresole posiadały złote barierki ukształtowane na pnącza. Dodatkami dla nich były niebieskie, witrażowe listki. Podłoga była po prostu biała, ale nie podzielona na płytki, a perlista i jednolita. W końcu wzrok Mei padł na wejście do skrzydła szpitalnego. Miała wrażenie, że zza mlecznych drzwi wydobywa się zielone światło. Chinka poczuła, jak gwałtownie jej serce.
-Pomocy- w jej głowie rozległ się głos ze snu. Młodego chłopaka. Znów poczuła coś lepkiego i ciepłego pod stopami. Czuła, jakby w powietrzu brakowało tlenu, oddech przyśpieszył. Temperatura spadła o kilkanaście stopni.
-Mei, wszystko w porządku?- Chinka otrząsnęła się się z szoku. Stał przed nią Winston, ciągnąc wielki wózek. Patrzył na dziewczynę z niepokojem.- Coś się stało?
-Nie, skądże. Tylko przypomniał mi się koszmar- Zhou otarła wilgotny policzek. Wyraźnie nie chciała kontynuować tematu, więc goryl dał sobie spokój. -Możemy już iść?- spytał. Chinka pokiwała głową i oboje ruszyli ku windzie.
Zanim Mei wjechała na górę, miała wrażenie, że zza szyby oddziału szpitalnego obserwuje ją para brązowych oczu.
___
No i już, trzeci rozdział gotowy. Dzisiaj (według mnie piszącej) 4 Grudnia. Idzie mi świetnie :D
To tyle, czekam na wasze postaci, potrzebuję kilku do tego fiku. Hananami, liczę na cb, masz fajne postaci
*Taki tekst ,,Mam tę moc" znalazłam. Podobno po mandaryńsku.
CZYTASZ
Just a dream/ 🐉Genji X Mei❄
FanficMei Zhou- młoda ekolożka- dołącza do elitarnego oddziału łączącego ludzi o niesamowitych zdolnościach i chęci pomocy innym: Overwatch. Kiedy trafia na Posterunek Gibraltar zaczynają ją dręczyć sny o zielonym smoku i cyborgu z czerwonymi oczami UWAGA...