Rodzinne Dziedzictwo

385 19 0
                                    


- Nie powinniśmy pozwalać wam zajmować się wiedźmą.- Powiedział ojciec Tae, kładąc na stole dwie herbaty.- Ale ojciec Namjoona się uparł..
-Tato..
- Co jak wam się coś stanie. Tyle ofiar..- Kontynuował mężczyzna nie zwracając uwagi na swojego syna.

-Tatoo...

- Coś wam się stanie, jestem tego pewny. Ech gdyby tylko twoja matka..

-Tato!- Chłopak wstał gwałtownie z krzesła.- Możesz przestać!
-Przepraszam..- Odpowiedział ojciec chłopaka siadając.- Nie powinienem jej wspominać.
-To już nawet nie chodzi o mamę...- powiedział chłopak siadając. Chwycił jeden z kubków zapatrzył się w napar parujący z naczynia.- Chyba tak naprawdę chodzi o to... O to, żebyście w nas uwierzyli. W końcu po latach treningu chcemy byście nie tylko "dali nam szansę się wykazać", ale po prostu pozwolili nam robić swoje. Chcemy być jak wy, być wam równi... Przynajmniej tak mi się wydaje...


Oboje zamilkli wpatrując się w herbaty. Po chwili ciszy ojciec Tae przemówił.
- Jesteś zupełnie jak twoja matka.- powiedział wycierając oczy przekrzywiając przy tym swoje okulary.- Przynajmniej włosy masz po mnie.
- Przestań się rozklejać..- Powiedział chłopak którego oczy stawały się coraz bardziej szkliste.- Jesteś łowcą nie możesz się tak mazać!
-Do czego to doszło, żeby mój własny syn pouczał mnie jak być łowcą...- powiedział mężczyzna.- Stałeś się prawdziwym facetem! Chyba nadszedł czasem, żebym Ci coś przekazał.
Tea popatrzył na ojca ze zdziwieniem, gdy ten podekscytowany ruszył w stronę piwnicy. Co prawda jego ojciec należał do dość emocjonalnych osób, ale takiej ekscytacji już dawno u niego nie widział.


Chwile to trwało zanim ojciec chłopaka wrócił. Tae bał się, że coś się stało słysząc dźwięk tłuczonej porcelany (prawdopodobnie jakaś pamiątka po babci), spadających narzędzi i krzyk ojca, gdy ten uderzył się w mały palec u stopy.
Mimo wszystko pan Kim wyszedł z piwnicy cały i zdrowy niosąc w swoich rękach zakurzone pudełko. Postawił je z łoskotem na stole, przewracając pusty już kubek po herbacie.
-Co to?- Zapytał zaintrygowany chłopak.
-Spodoba Ci się.- odpowiedział mężczyzna otwierając wieko. - Należał do twojej mamy, a wcześniej do jej ojca. Podobno przekazywali go z pokolenia na pokolenia od wielu, wielu stuleci.
Chłopak wyciągnął ostrze z pudełka.

Gdy tylko go dotknął poczuł przyjemne ciepło. Jakby odnalazł coś dawno zaginionego, bez czego czuł się dziwnie i niekomfortowo. Tae przyjrzał się rękojeści ostrza, które ku jego zdziwieniu, po mimo wielu lat w pudełku było bardzo ostre.

Chwyt pokrywały dziwne wzory,  rośliny oplatające symbole, których nie rozpoznawał. Przypominało mu to pnącza otulające jego dom. Podczas obracania sztyletu chłopak zauważył, że jeden z symboli zdaje się błyszczeć. Kojarzył mu się z księżycem w czwartej fazie.

-I jak podoba Ci się?- Zapytał ojciec przyglądając się reakcji syna.- Twoja matka potrafiła z nim robić takie rzeczy... Była niesamowita...
-Ja też za nią tęsknie tato...


Tae leżał od dwóch godzin w łóżku. Nie mógł zasnąć, mimo zmęczenia jakie ogarnęło jego ciało, gdy w końcu mógł się położyć.
Ciągle obracał w rękach sztylet od matki. Naprawdę za nią tęsknił.
To go właśnie dziwiło.
Przypomniał słowa Tamiry, która tłumaczyła mu, że nie tęskni za rodzicami, bo przecież nawet ich nie poznała.

Gdy jego mama zmarła miał pół roku.
Ojciec nigdy nie opowiadał mu co się dokładnie stało. Oficjalną wersją był wypadek samochodowy. Tae jednak w to nie wierzył.

Na grobie matki widniała data czystki.

Jednak naprawdę za nią tęsknił. Zdawało mu się, że naprawdę dobrze ją znał. Z opowieści taty, ze zdjęć, z tego jak ciotki ciągle przypominały mu jak jest do niej podobny. Ten sam uśmiech, te same miny. Te same oczy.
Ciemne oczy, które czasami zdawały się zmieniać kolor na niebieski.
tylko jak może za nią tęsknić, nie mając z nią żadnych wspomnień.

Jego powieki zaczęły mu w końcu ciążyć. Przymykały się, gdy jego wzrok ciągle skupiony był na mieniącym się symbolu księżyca.

Pokój zdawał mu się pusty. Czegoś w nim brakowało. Nie mógł przypomnieć sobie czym było to "coś", ani skąd zna to miejsce. Podszedł do leżącego na kominku drewnianego pudełka. Je znał bardzo dobrze. Każde zdobienie widział miliony razy, a dotyk drewna był dla niego wręcz łagodzący.
Jednak nie wiedział czemu. Sięgnął po coś co wisiało przy jego nodze. Był to sztylet. Sztylet jego rodziny, który symbolizował jego połączenie z.. z... Tego nie mógł sobie przypomnieć.

 Wiedział jednak, że jest to ważne i nie może tego ignorować.

Westchnął.

 Czemu?

Zdecydowanym ruchem wsadził ostrze do pudełka. Miał przeczucie, że widzi go ostatni raz. Że już nigdy nie poczuje jego ciężaru w dłoni. Ogarnął go smutek. Poczucie żalu, że ominie go coś ważnego, że ze sztyletem pozostawia też cząstkę siebie i swoja przyszłość.Spojrzał w lustro wiszące nad kominkiem.

Jego oczy były szkliste przez co wydawały się być błękitne.

To były jego oczy, jednak twarz należała do kobiety.

Znał ją.Znał ten smutek na twarzy.

Usłyszał krzyk. Gdy się obrócił był już w zupełnie innym miejscu.

Stała przed nim kobieta.

 Od razu zwrócił uwagę na to co trzyma w dłoni. Bransoletkę, która wyglądała srebrny wąż. Kobieta schowała ją do szkatułki wycierając łzę spływającą jej po twarzy.

-Musimy ruszać.- Usłyszał głos wydobywający się z jego gardła. Zdecydowanie należał do kobiety.

-Wiem.- Odpowiedziała kobieta wstając. Przymknęła oczy. Jej czarne włosy zdawały się wybielać od połowy głowy, a ciało pokryły tatuaże. Gdy otworzyła oczy, te były czarne. Całe. Zdawały się pochłaniać światło, rzeczywistość. Straszne, a zarazem majestatyczne.Kobieta ruszyła w stronę drzwi. Obróciła się na pięcie w jego stronę a na jej twarzy pojawił się gorzki uśmiech.  

Child Of The Moon [BTS] [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz