Dla tych 8 osób które to czytają :P
Ruszyłam dziarsko w stronę mojego domu. Gdy już miałam otworzyć drzwi poczułam, że się duszę. Jakbym stała w dymie z komina, w którym ktoś pali opony. Teraz byłam pewna, że ta paskudna wiedźma musi coś kombinować!
Zebrałam się w sobie i ruszyłam ku źródła tego parszywego uczucia. Nie musiałam iść daleko. Dotarłam do placu, będącego centrum mojego osiedla. Wszystkie lampy były porozbijane. Świetnie.Widziałem już tylko ciemność, a była dopiero osiemnasta, no może trochę po... Ale ciemność ciemności nie równa. Widziałam kształt który poruszał się nieznacznie, ale jakby powoli zmierzał w moją stronę. Kształt był ciemniejszy niż ciemność, która go otaczała. Jeśli to w ogóle możliwe. Zdecydowanie nie było to nic naturalnego. Powietrze wokoło jakby zgęstniało,a zapach... W powietrzu czuć było śmierć.
Nie czekając na ruch bestii użyłam zaklęcia w krysztale. Powoli zaczynałam przyzwyczajać się do stroju bitewnego. Coś czuje, ze jeszcze nie raz mi się przyda. Chwyciłam za sierpopodobne ostrza, które normalnie wisiały przy moim boku. Bestia zauważyła mój ruch i rzuciła się w moją stronę. Była piekielnie szybka i zanim zdążyłam zrobić unik lub sparować jej uderzenie wylądowałam na ziemi. Nie widziałam innego wyjścia jak użycie magii. Skoncentrowałam się, co była nad wyraz trudne z taką bestią próbującą odgryźć ci łeb. Użyła potężnego zaklęcia wiatru by zmieść go z siebie. Podziałało, ledwo ale jednak. Choć dobrze wiedziałam, że jeżeli będę tak szastać magią to szybko padnę ze zmęczenia.
Kolejne zaklęcia korzystające z elementu wiatru rzuciłam na siebie. Miało podnieść moja szybkość, tak bym miała chociaż najmniejsze szanse w starciu z tym potworem. Gdy tylko poczułam, że zaklęcie działa bestia ponownie zaatakowała, lecz tym razem zdążyłam się uchylić.
Teraz moja kolej na atak. Chwyciłam mocniej ostrza. Gdy to zrobiłam przebiegł przez nie prąd. Moja naturalna magia błyskawic. Wykorzystałam swój wrodzony talent i zaatakowałam z całą mocą. Udało mi się drasnąć stwora, jednak przy okazji mocno się odsłoniłam. Uderzenie bestii posłało mnie na pobliskie drzewo. Gdyby nie mój strój pewnie połamałbym sobie pare żeber.
Nie miałam czasu żeby się tym przejmować bo gdy tylko się podniosłam bestia już z impetem biegła w moją stronę. Jedyne co zdążyłam zrobić to uskoczyć w bok i poturlać się jeszcze parę metrów.
Bestia najwidoczniej nie robiła sobie nic z moich ataków. Musiałam coś wykombinować. Korzystając z odległości zdecydowałam się na użycie elementu ziemi. Przyłożyłam ręce do podłoża. Ziemia pode mną zawibrowała, a z ziemi pod bestią wystrzeliły spiczaste kolce, które miały ją poprzebijać. No właśnie miały, bo potwór po prostu przez nie przeszedł, jakby nie był stworzony z żadnej materii, choć jego uderzenia były bardzo materialne. Wtedy to sobie uświadomiłam.Nie walczyłam z jakimś tam potworem... Tetakon. Parszywy tetakon. No to ten chyba jestem już martwa. Potwór znów na mnie ruszył. Tym razem znowu użyłam siły wiatru, ale nic to nie dało. Tetakon rozwarł swoją paszczę próbując mnie zjeść. Chyba w sumie nie wiem co takie stworzenie robi z człowiekiem. W ostatnim przypływie jakiejkolwiek chęci do walki posłałam w jego stronę potężną błyskawicę, wzmocnioną elementem ziemi. I to podziałało. Postać wycofała się o parę kroków. Oczywiście zaraz potem znowu poleciałam na kolejne drzewo. Najwidoczniej moje najpotężniejsze zaklęcia działają tylko na niego jak delikatny pstryczek w nos. Znowu wstałam, tym razem poczułam w swoich ustach metaliczny posmak. Krew. Jeszcze tylko tego mi brakowało. Jednak nie tylko ja zauważyłam krew wypływająca z moich ust. Moja krew tylko rozjuszyła tetakona, który ruszył na mnie z pełną siłą. Poczułam się bezsilna. Moja magia nie działa, a ciało było za słabe.Zrobiłam więc ostatnią rzecz o której mogłam pomyśleć. Wyciągnęłam przed siebie moją prawą rękę, na której pojawiły się symbole księżyca. Skupiłam się na każdym z nich gromadząc energię każdego elementu. Gdy moja dłoń dotknęła nacierającej bestii nastąpił wybuch. Mój głupi pomysł najwyraźniej zadział.Gdy otworzyłam oczy po tetakonie nie było śladu, no może nie licząc paskudnego odoru.Odetchnęłam z ulgą. Całe moje ciało promieniowało ,a strój zniknął. Została tylko maska.
Marzyłam żeby położyć się w łóżku i obudzić się dopiero za jakiś rok może dwa. Niestety moje plany musiały się przesunąć. Do mojego nosa dotarł kolejny zapach. Ten był o'wiele przyjemniejszy. Jednak moje ciało zareagowało niepewnością. Było w nim coś złowieszczego. Ten zapach był zaproszeniem od wiedźmy.
Biegłam co sił w nogach. Jeśli ta wiedźma kogoś skrzywdzi będę się czuć paskudnie. Gdy dobiegła do opuszczonego magazynu wiedziałam, że jestem w ostatniej chwili.Wiedźma stała na jednej z belek pod sufitem i oglądała jak łowcy próbują walczyć z kolejnym Tetakonem.
Jej maska pokryta była białą farbą, a wzory układały się w kształt zwierzęcego pyska. Całe jej ciało promieniowało mocą. Strój, w jakim się pokazała, różnił się znacznie od tego, który sama nosiłam. Główna szata była bardzo obcisła, jednak podobnie jak ja nosiła gruby pas w talii. Jej strój kończyła się na wysokości kolan. Był też przecięta po obu stronach, co ułatwiało wiedźmie poruszanie się.
Popatrzyłam na łowców. Bez swoich zabawek nie mieli szans z potworem. Co prawda każdy z nich miał nóż. Swoją drogą zmacałam dziś każdego z nich i przysięgam, że żaden nie miał noża w nogawce.Ich jedyną szansą w tym starciu byłam ja.
Przygotowałam symbole na swojej ręce. Nie miałam już za dużo siły ale na pokonanie stwora musiało wystarczyć.
Teraz albo nigdy.Teleportowałam się zaraz przed stwora przykładając rękę pełną mocy wszystkich elementów do jego ciała. Tym razem też nastąpił wybuch. Bestia rozpłynęła się w powietrzu. Nie zniszczyłam jej, ale przynajmniej zmusiłam do wycofania. Zanim wiedźma wykonała jakikolwiek ruch, skierowałam swoja prawą rękę w stronę łowców. Największy symbol na mojej ręce, pełnia, zalśnił sygnalizując że wykorzystałam moje najpotężniejsze zaklęcie obronne.
-No wreszcie!- Powiedziała głośno wiedźma.- Już myślałam, że mój pupilek schrupał Cię na kolacje.
-Najwidoczniej trochę go przeceniłaś.- Powiedziałam stanowczo.
Jednak jeśli ktoś kogoś przeceniał to ja siebie. Użyłam zbyt wielu potężnych zaklęć, a do tego wykorzystałam swoje najpotężniejsze zaklęcie obronne. Tak naprawdę ledwo stałam, a oddech miałam płytki mimo tego, że starałam się zaczerpnąć jak najwięcej powietrza, miałam wrażenie, że zaraz osunę się na kolana.
-Urocza jesteś, a do tego użyłaś zaklęcia obronnego, na łowcach, żeby nic im się nie stało. Słodko. Myślisz,że to docenią? Wątpię!- Powiedziała śmiejąc się głośno- No popatrz na nich, nawet sami nie wiedzą co robić w obliczu dwóch wiedźm. Zamurowało ich!
Rzeczywiście, łowcy stali i nic nie robili. Jednak dobrze wiedziałam, że to efekt jednego z jej zaklęć. Czytałam o nim kiedyś, musiała je jednak rzucić zanim sama użyłam zaklęcia obronnego. -Może już skończymy to przedstawienie.- Powiedziałam głośno i wyraźnie.
- Ty się poddasz i jakoś to załatwimy. Co ty na to?-Hm... Chyba spasuję.- W tym momencie z jej rąk wystrzeliło wiele kryształków lodu. Jednak zanim zdążyły dosięgnąć celu zniszczyłam je używając błyskawicy. - Och to już chyba twój limit złotko. W takim razie zostawię Cię w rękach łowców, których tak dzielnie broniłaś.
Po tych słowach wyskoczyła przez dziurę w dachu. Chciałam ją gonić, ale gdy wyskoczyłam próbując wspomóc się siła wiatru w końcu to do mnie doszło.
Osiągnęłam swój limit.
CZYTASZ
Child Of The Moon [BTS] [zakończone]
ParanormalWielka Czystka odebrała życie wszystkim wiedźmą chodzącym po Ziemi. Tak przynajmniej uważali łowcy do czasu gdy w jednym z miast nie doszło do serii morderstw z użyciem czarów . Sprawa ta przyciągnęła też uwagę Tamiry- ostatniej czarownicy. Opo...