Rozdział 8 Kiedy się to kończy, a kiedy zaczyna?

24 1 0
                                    

Minęło parę godzin od kont zabraliśmy z Judy Feńka do szpitala. Nadal mam przed oczyma ten obraz. Obraz najlepszego przyjaciela, który leży u progu twoich drzwi cały we krwi, skamląc o pomoc lub skrócenie męki. Pamiętam jego przekrwione oczy, które były jakby martwe. Jakby coś... Jakby coś opuszczało jego ciało. Jakby już był jeden krok od śmierci. W swoim życiu taki moment widziałem jeszcze tylko raz. Wtedy byłem świadkiem śmierci pradziadka. Jego oczy były wtedy właśnie takie puste. W dwie sekundy stały się puste. Jakby czegoś w nich brakowało. To już nie były oczy. Nie te same oczy. To nie były te oczy pełne miłości. To były dwie czarno-białe dziurki otoczone przez brązowo-rude, wypłowiałe futro. Ja nie wiem czy jest coś po śmierci. Nie mam pojęcia. Czasami myślę sobie, że z naukowego punktu widzenia to oczywiste, że nie. Jednak wtedy wspominam śmierć dziadka i im bardziej wgłębiam się w jego puste oczy tym bardziej głębiej się zastanawiam, gdzie jest to coś co pozostawiło tą pustkę.

Wracając jednak do Feńka. Miejmy nadzieje, że nic mu nie jest. Co ja chrzanie. Jeszcze chyba nie widziałem nikogo w gorszym stanie. Przynajmniej nikogo żywego w tym stanie. Miał złamanie otwarte kości strzałkowej, kaszlał krwią i w dodatku miał wielką szramę przez środek brzucha. Miał dużo szczęścia, że w ogóle się doczołgał do mnie żywy. Ale czemu teraz. Czemu teraz gdy w końcu byłem na tą chwilę szczęśliwy. Tą chwilę. Same smutki i zmartwienia. Chyba żyje tylko dla Judy. Tak... Jeżeli jej nie będzie to... Nie myśl tak Nick. Nie myśl tak ty głupi debilu. Nigdy nie wolno się do kogoś tak przywiązać by... Inaczej...Nie można nigdy przeceniać czyjegoś życia nad swoje. O i teraz wszystko się zgadza.

Tak czy jak. Siedzę w szpitalu. Mój przyjaciel jest w śpiączce, a Judy ze względu na to poświęciła się i uprosiła szefa żebyśmy do pracy nie musieli przychodzić. A przynajmniej tej oficjalne pracy, bo jeszcze pozostało nasze "tajne śledztwo". Nie zdziwiłbym się w cale jakby Feńka pokiereszował tak ten palant w białej masce. Jeśli tak to mam tym bardziej zajmę się szybciej za tą sprawę. Gościu naprawdę jest niebezpieczny. Wczoraj podobno zabił prezesa pewnej znanej firmy, a za razem byłego wojskowego. Jak o coś zrobi Judy to chyba... Chyba coś tam.

-Wszystko w porządku Nick?

-Tak Judy. Tylko wyjaśnij mi czemu to musi spotykać mnie.

-Tak już to jest. Czasami jest dobrze, a czasem źle.

-Ale czemu gdy w końcu byłem szczęśliwy na tą krótką chwilę to...

-Na tą krótką chwilę? A nie byłeś szczęśliwy tydzień temu jak Pigocovia Pigów pokonała Wiśnia Sharków? Wygrali puchar czy coś tam.

-Wygrali ligę. Tak owszem, ale to była radość, a nie szczęście.

-Nie rozumiem.

-Dla mnie radość to może być z danej, miłej i krótkotrwałej sytuacji takiej jak zwycięstwo ulubionej drużyny piłkarskiej. Szczęście natomiast to coś większego. To coś tak silnego, że potrafi spowodować, że będziesz z tego szczęścia skakał.

-A to czasem nie tak, że to właśnie te krótkie i radosne chwile, budują to szczęście?

Ta wypowiedź bardzo mnie zaskoczyła. Chciałem coś odpowiedzieć, ale skończyło się tylko na głębokim wdechu po czym spuściłem wzrok w dół.

-Czy tym Nick byłeś przy mnie szczęśliwy.

-Tak Judy i to bardzo.

-A czy twój przyjaciel też powoduje, że jesteś szczęśliwy.

-Tak. Nawet dość często. Bardzo często.

-Przypomnij sobie te chwilę kiedy to byłeś z nim szczęśliwy.

Zwierzogród/Zootopia Alternatywna kontynuacja.Where stories live. Discover now