Priorytet (cz. 1/2)

236 22 12
                                    

Kagura, starając się myśleć jak najbardziej pozytywnie, wyszła z domu i zamknęła drzwi na klucz. Wcale nie zwlekała jak najdłużej z nadzieją, że Kamui wróci i złożą sobie chociaż symboliczne życzenia. Czemu miałaby? Tak samo jak nie bolało jej to, że ojciec się nie pojawił, a zamiast tego zadzwonił z przeprosinami. Przez natłok pracy zapomniał zarezerwować bilety. Zdarza się. Już dawno wiedziała, że dla tej rodziny nie było ratunku. Dlatego miała to gdzieś.

Ruszyła raźno, ignorując wyrzuty sumienia. Zostawiała Sadaharu samego, ale przecież nie wypadało go brać ze sobą.

Ubrała się dość elegancko. Z tego co opowiadała Kyuubei, co roku był u niej tłum ludzi. Jej ojciec organizował przyjęcie, na które zapraszano wszystkich znajomych. Dosłownie każdego. Nawet osobę, której raz powiedziało się ''dzień dobry''. Choćby to było przypadkiem, to należało jej zaproponować przybycie. Oczywiście połowa się nie zjawiała, a mimo to ogromny dom pękał w szwach. Pomimo tego Kyuubei czuła się samotnie, wśród tylu ludzi nie miała nikogo godnego zaufania, kogoś z kim mogła porozmawiać dłużej niż pięć minut o czymś ciekawszym niż o tym że z roku na rok pięknieje i przynosi dumę swemu ojcu. Dziewczyna chciała chociaż raz mieć normalne święta - spędzone w gronie rodziny i przyjaciół. Z prezentami, kolędami i bez tysięcy dań - każdego wykwintniejszego od poprzedniego. Dlatego kiedy razem z Otae i Shinpachim obiecali, że przyjdą Kyuubei wręcz promieniała ze szczęścia. Co prawda nie mogli jej zagwarantować dokładnie takich świąt jakich pragnęła, ale mogli zrobić chociaż tyle.

Gdy dotarła na stację ze zdziwieniem zaobserwowała nadjeżdżający pociąg zmierzający w kierunku domu Sougo. Wcześniej nie zwróciła uwagi, że miała do niego taki łatwy dojazd. Przygryzła wargę. Ciekawe jak on spędzał święta. Pociąg zatrzymał się przed nią. Ktoś go zaprosił? Kto by go niby zaprosił?! Był niewdzięcznym dupkiem. Pewnie pojechał do rodziny...

- Przecież on nie ma rodziny - szepnęła, zaciskając dłonie w pięści. Gdyby miał rodzinę, nie mieszkałby z Hijikatą. Podjęła decyzję. Bardzo spontaniczną. Wsiadła do pociągu w ostatniej chwili, przez co prawie została przytrzaśnięta przez drzwi.

Całą jazdę spędziła na rozmyślaniach. Mogła się mylić. Na pewno miał kogoś bliskiego, z kim teraz śmiał się przy stole, a ona jak głupia jechała tam na marne. Mimo wszystko wolała się upewnić. Czuła się za niego odpowiedzialna. Nie chciała zawieść Mitsuby. Nie mogła pozwolić, by Sougo popadł w jeszcze głębszą ciemność.

Wysiadła z pociągu i szybkim krokiem, prawie biegiem, ruszyła do jego domu. W ciemności nie rozpoznawała uliczek, ale zdała się na swoją intuicję. Pewnie dlatego zgubiła się kilka razy. Na szczęście spotkała po drodze miłą parę z dzieckiem, którzy wskazali jej drogę i życzyli wesołych świąt.

Zapukała do drzwi. Miała złe przeczucia, które potęgowały się z każdą chwilą.

- Czego? - Hijikata otworzył drzwi. Na pierwszy rzut oka widać było, że trochę wypił. Z domu dochodziły hałasy, gwar rozmów, pojedyncze salwy śmiechu, cicha, spokojna, świąteczna muzyka. Kagura niemalże odetchnęła z ulgą. Pomyliła się. Sougo nie spędzał świąt samotnie. Mogła wracać tylko, że... coś jej na to nie pozwalało. Miała jakieś dziwne przeczucie, gdzieś z tyłu głowy, które nie pozwoliło się jej tak po prostu wycofać.

- Mam sprawę... do Sougo - wymamrotała niepewnie. Skoro już przyjechała, mogła mu złożyć życzenia. Życzyć mu śmierci na przykład.

- Nie ma go - rzucił. - Wyszedł jakiś czas temu.

Kagura zamarła.

- Gdzie?

- Skąd mam wiedzieć? Smarkacz chodzi, gdzie chce. Przestałem wypytywać po trzecim razie bez odpowiedzi. - Był zirytowany. Doszło między nimi do sprzeczki?

One-shot OkikaguOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz