IX

7 2 2
                                    

Tymczasem Metylda i Kenanuś trafili do...

Był piękny poranek. Liście szumiały w głuszy, słońce muskało delikatne twarze biednych, zagubionych przyjaciół.
Metylda powoli otworzyła swe powieki i zatrzepotała nimi jeszcze kilka razy. Dopiero po chwili powolnie siadając uświadomiła sobie gdzie jest. W tej czynności przeszkodził jakiś ciężar na jej plecach.
-Oddawaj mi wszystko co masz kreaturo!
-C-co? Chytrusek?
Kenan był bardzo głodny, więc postanowił, że nie będzie interesował się Metyldą i wyrwie ją z transu. Metylda własnie wstała, zrzucając z  siebie nniższego Chytruska.
-Cz-czekaj, ale co my tu właściwie robimy?-zapytała się nieco zmieszana Metylda.
- Nie wiem, obudziłem się tu na tobie i tylko chcę jeść. To mi wystarczty do szczęścia, rozumiesz?!- krzyczał Kenan.
- No dobra, dam ci troszkę głupich kwiatów, na których się obudziłam.
- Dawaj! Zjem wszystko XD!!
Teraz Chytrusek zapychał się już nieco spleśniałymi kwiatami (boszzzzzzz)
Gdy się najadł, poprosił Metyldę o picie. Dała mu wody z rur (średnio przejmowała się jego szczęściem).
Metyldzia nie jadła nic. Wolała zająć umysł planem odnalezienia Dienuszki i domu.
----------------🐺
Powiedziała:
-Kenan! Idziemy! Kierujemy się na północ!
-ehhhbbbbbv, nie chce mi się. Skąd ten pomysł?- rzekł Kradziej.
- Głupie kwiaty mi powiedziały, to tak zamiast mchu, ok?
-Coooooo? Dzifna jesteś, no ale ok.

Nasza dwójka podróżników szła, szła i szła, minęły już z dwie godziny, a tu ani jednej żywej duszy poza nimi. Jedynie trawa (czasem przypominająca mech) i głupie kwiaty pojawiające się co jakiś czas. Nagle Kenan usłyszał łupnięcie. Skulona Metyldzia siedziała na piachu.
-Ahhhh czy my kiedykolwiek trafimy do domu?-smutała dziewczyna.
-Pewka-powiedział Kenan.
-Czemu mowisz to z takim spokojem?!
-Nah widzisz?
-Co niby?- spytała sie lekko wkurzona Metyldzia.
-Tam jest las lol
-O lol!

Pewnego dnia w lesie...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz