4

8.6K 215 10
                                    

Po 3 dniach leżenia miałam już serdecznie dosyć. Nudziło mi się, nikt nawet mnie nie odwiedzał. Alexa nie widziałam od jego wizyty z policjantem i nie żebym żałowała, ale fajnie byłoby się na kogoś zdenerwować. Chociaż tyle. Jenny nawet raz do mnie nie zajrzała. Ostatnio miałam wrażenie, że ona po prostu traktuje mnie, jak swoją skarbonkę. Moja kariera ciągle się rozwijała, dostawałam coraz to lepsze kontrakty, a i tak większość pieniędzy pozostawała u Jen. Nie narzekałam na to, bo zarabiałam całkiem dobrze. Ale jednak to ona zgarniała około 60-70% kwoty, którą to ja wyrabiałam. Poza Jennifer nie miałam nikogo w Nowym Jorku i chyba dlatego tak histerycznie trzymałam się tej przyjaciółki. Około godziny 11 do mojego pokoju wszedł Mark z wielkim bukietem białych róż oraz pudełkiem cateringowego jedzenia dla ludzi dbających o swoją sylwetkę. Zmarszczyłam czoło, obserwując go dokładnie.
- Proszę, ktoś zostawił dla Ciebie przesyłkę u pielęgniarek. Podobno liścik jest w kwiatach. - uśmiechnął się i postawił kwiaty wraz z wazonem i wodą na szafkę. - Jak się czujesz?
- Dobrze. Chciałabym już wrócić do domu. Nie widzę większego sensu, żebym tu tkwiła. - westchnęłam, grzebiąc w kwiatach. Faktycznie, był do nich załączony mały bilecik.
- Zrobimy jeszcze badania i wtedy podejmę decyzję. Ale rzeczywiście wyglądasz lepiej. - pokiwał głową i jeszcze chwilę wpatrywał się we mnie, a później wyszedł. Otworzyłam białą kartkę i przeczytałam to, co było w nim zawarte.

"Moja droga,
mam nadzieję, że u Ciebie już lepiej. Wybacz, że nie mogłem odwiedzić Cię wczoraj wieczorem. Czy dasz zaprosić się na randkę po wyjściu ze szpitala?
Alexander"

Czasem zastanawia mnie, czy ten człowiek nie postradał zmysłów. Jest mi totalnie obcy. Przykleił się do mnie, nie wiadomo z jakiego powodu i tak mnie męczy, jakbyśmy byli przyjaciółmi. Nie zamierzam czekać, aż Mark zdecyduje, czy mogę opuścić szpital. Pakuję się i spadam stąd. Mam dość siedzenia sama w tych 4 nudnych ścianach.

Około godziny 21 byłam już po treningu na siłowni. Aktualnie miałam godzinę pływania na basenie. Później posiłek i powrót do domu. Czułam się doskonale, nikt mnie nie szukał i nikogo nie obchodziło, gdzie właśnie jestem. Moja matka mieszkała samotnie w Kalifornii. Nigdy nie miałyśmy zbyt dobrych relacji, dlatego bardzo rzadko się odwiedzałyśmy. Ojciec był w Nowym Jorku, ale miał inną kobietę i raczej nie starałam się utrzymywać z nim relacji. Jedyną bliską mi dotychczas osobą był Tony. Ale jego nieobliczalne zachowania czasem bardzo mnie przerażały, więc postanowiłam odejść. Był to dla mnie dość ciężki krok, jednak nie chciałam żyć w toksycznych relacjach. Kochałam go i do dnia dzisiejszego, mimo jego zachowań, mam sentyment. Jak to każda, głupia kobieta.

W końcu czas pływania dobiegł końca i mogłam zrelaksować się w jacuzzi. Wychodząc z basenu, uniosłam wzrok i ujrzałam przed sobą wielką kupę mięśni. Nigdy, w całym swoim cholernym życiu, nie widziałam tak pięknego, wyrzeźbionego ciała. Alex zaśmiał się, widząc moją minę. Miał świadomość tego, jak wygląda. Jak dobrze wygląda.
- Ciągle na siebie wpadamy. Nie sądzisz, że to dziwne? - zapytał, bawiąc się sygnetem na palcu.
- Bardzo dziwne. - wydukałam. Pierwszy raz w życiu czuję się onieśmielona.
- Miałabyś ochotę porozmawiać, Marie? - spojrzał na mnie świdrującym wzrokiem. Jego głos był tak spokojny i stonowany. Naprawdę chciałam z nim porozmawiać. Pokiwałam głową i pozwoliłam zaprowadzić się w najbardziej oddalone jacuzzi na pływalni. Alexander pomógł wejść mi, a później sam zajął miejsce na przeciwko. Serce waliło mi cholernie. - Może na początek wyjaśnisz mi, dlaczego uciekłaś ze szpitala?
- Skąd o tym wiesz? - odparłam jego atak. Nie powinien interesować się moimi sprawami.
- Czysto biznesowo-finansuję szpital. Prywatnie-przyjaźnię się z Markiem. Więc jednak mogę co nie co wiedzieć. - uśmiechnął się nonszalanco, nawet na moment nie spuszczając ze mnie wzroku. - Nie oszczędzasz się, huh?
Kiwnął delikatnie głową w stronę siłowni, a później basenu.
- Lubię być aktywna. - odparłam, łapiąc bąbelki, które powstawały w jacuzzi. Byłam dosyć zawstydzona. Ja, Marie! Chyba jeszcze nikomu się to nie udało.
- Ja też uwielbiam sport. To mi daje poczucie komfortu. - odpowiedział.
- Nic dziwnego. Przy takich mięśniach raczej nikt Ci się nie narzuca. - zażartowałam, by choć trochę rozluźnić atmosferę.
- Powiedzmy, że prawie nie mam problemów. - uśmiechnął się. Przy jego pięknej, opalonej skórze, jego uśmiech wart był milion dolarów. - Co powiesz na wspólny posiłek potreningowy? Znam jedną fajną restaurację, tu niedaleko.
- Postawię sprawę jasno, chciałabym, żebyś dał mi spokój. Nie jestem zainteresowana. Nie wiem, dlaczego ciągle stajesz mi na drodze, Alex. Zatrzymajmy się na sprawach biznesowych. - mruknęłam, zaczesując dłońmi mokre włosy do tyłu. Alexander i jego czarna, mokra czupryna wyglądali, aż nazbyt seksownie. Dosłownie się we mnie gotowało.
- Mogę obiecać, że nie będę się więcej narzucał. - ponownie wrócił do tego swojego oficjalnego tonu. Jakaś część mnie tego żałowała. Jednak wiem, że Alex, to taka męska latawica. A ja nie chcę pakować się w taką relację. Czy to coś złego, że dbam o swoje delikatne serce? Ucałowałam jego policzek i szybko opuściłam pływalnię. Zdecydowanie muszę wrócić do domu i odpocząć.

Wielkie jabłkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz