Marie
Bardzo późnym wieczorem dotarliśmy z Loe i jeszcze jednym ochroniarzem do Los Angeles. Chwilę porozmawiałam z matką, a później chciałam po prostu odpocząć. Obecnie siedziałam w wannie. Łazienka była częścią mojego nastoletniego pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Każda rzecz była w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam wiele lat temu. Moja rodzicielka była pracoholiczką. Nieustannie siedziała w pracy i nawet na mój przyjazd, nie zamierzała brać wolnego.
- Tak, słucham? - odebrałam telefon Loe, który na jakiś czas mi wręczył. Był to oczywiście telefon służbowy. Wiedziałam, że to Alex i nie mogłam się doczekać, by go usłyszeć.
- Co robisz? - zapytał na dzień dobry. Roześmiałam się w duszy. Alexander zdecydowanie nie wiedział, jak konwersować przez telefon. Westchnęłam.
- Leżę w wannie. - odparłam.
- Poleżałbym z Tobą. - zaśmiał się, po czym dodał. - W Tobie.
- Zboczeniec! - pisnęłam. - Chyba wszystko poszło po Twojej myśli. Jesteś w takim dobrym nastroju.
- Tak. Jestem tylko załamany tym, że Cię tu nie ma. - udał smutnego, ale wiedziałam, że w głębi duszy jest szczęśliwy, że na razie się odczepią.
- Tęsknię za Tobą, Alex. Nie wiem, jak wytrzymam 2 tygodnie bez Ciebie.
- Myślę, że możemy skrócić to do tygodnia. Nie jestem pewien, czy nawet tyle zniosę. - mruknął. Ja też nie byłam pewna. Chciałam już teraz przy nim spać i tulić się do jego ciała. To zabawne, jak kilka tygodni może zmienić człowieka. Jestem w nim bajecznie zakochana. Nasza rozmowa trwała jeszcze kilka minut. Później musiałam zjeść kolację. Żałowałam tylko, że nie poszłam dziś pobiegać. Ale jutro na pewno nadrobię to porannym joggingiem na plaży.I jak powiedziałam, tak też się stało. Ubrana w krótkie, obcisłe legginsy i sportowy stanik, poszłam pobiegać. Moja matka była zdumiona tym, że jestem tak zmotywowana. Ona jak zwykle dopijała tylko resztki kawy, papieros i praca. Kolosalnie się od siebie różniłyśmy. Pomimo tego, że w Nowym Jorku panowała zima, tu grzało nie do wytrzymania. To tylko kilkaset kilometrów, a jaka różnica. Żałowałam jedynie tego, że nie ma przy mnie Alexandra. Ale przecież wszystko nadrobimy na naszych wspólnych wakacjach. Z zamyśleniem wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Zalał mnie i siebie wodą.
- Najmocniej przepraszam! - pisnęłam, wstając na nogi.
- Nic takiego się nie stało. To przyjemność, gdy tak piękna kobieta wpada na Ciebie z rana. - zaśmiał się lekko. Ten wyjątkowy, amerykański akcent poznałabym wszędzie.
- Will? - zapytałam, patrząc na jego twarz. Tak, to zdecydowanie on, beztroski, wiecznie flirtujący z kobietami William.
- Marie? - przyjrzał mi się z niedowierzaniem. - Co Ty tu robisz?
- Wpadłam w odwiedziny do mamy. Cóż za spotkanie. - oboje się roześmialiśmy.
- Może dasz się zaprosić na śniadanie? Wiem, że okoliczności nie sprzyjają, ale nie zajmę Ci długo.
- Jasne, właściwie to umieram z głodu. - pokiwałam głową z ochotą. Co niby innego miałam tu robić? Moja mama pracowała, nie znałam Loe, by spędzać z nim czas. Mogłam powrócić do starych czasów, choć na chwilę.- Czym się teraz zajmujesz? - zapytał, patrząc, jak pałaszuję. Poszliśmy do miłej i kameralnej restauracji, gdzie serwowali naprawdę smaczne dania. Albo po prostu byłam straszliwie głodna. Ja zamówiłam pancake z syropem klonowym, a Will kawę.
- Pracowałam, jako modelka. Teraz w sumie nie robię nic. Odpoczywam. - odparłam. - No, a Ty?
- Prowadzę mały biznes. - rozsiadł się wygodnie na krześle i obserwował mnie. - Sprzedaję auta.
- To nie taki mały biznes. - westchnęłam, popijając swój truskawkowy shake.
- No nie, jest bardzo dochodowy. Ale to tyle. - wzruszył ramionami. - Na długo wpadłaś?
- Nie wiem. Tydzień, może dwa. Spieszy mi się do Nowego Jorku.
- A tak, widziałem gdzieś w internecie, że jesteś w związku. Z takim wielkim gościem. - posłał mi przyjazny uśmiech.
- No, a co z Tobą? - chciałam obrócić sprawę tak, by on coś powiedział. Teraz nie mogłam roztrząsać swojej relacji z Alexem.
- Jestem wolnym strzelcem, Marie. Po naszym rozstaniu, nie byłem już z nikim. Taki los. - zmrużył oczy, dopijając swoją kawę. - Może chciałabyś umówić się na dziś wieczór? Mam wolny czas, Ty pewnie się nudzisz. Poszlibyśmy do wesołego miasteczka. Albo coś w tym rodzaju.Alexander
- Loe, nie wiesz, gdzie jest Marie? - zapytałem swojego pracownika, który miał pilnować mojej dziewczyny, jak oka w głowie. Chyba zbyt bardzo potraktował ten wyjazd i zapomniał, że jest w pracy, bo bardzo korzystał z uroków Los Angeles. Miałem go za swoją prawą rękę. - Nie odbiera telefonu.
- Wyszła z jakimś mężczyzną. Powiedziała, że mam wziąć dziś sobie wolne. - oznajmił, a mnie ścisnęło się serce. Marie z mężczyzną. Nie odbiera ode mnie telefonu. Nie odpisuje na wiadomości. Może przesadnie świruję, ale dlaczego nic mi nie powiedziała?
- Loe, ja wyznaczam Ci czas wolny. - fuknąłem, by wiedział, co wolno, a co nie. - Znajdź ją. Co to był za koleś?
- Wiem, szefie, przepraszam. Po prostu chciałem odpocząć. - odparł cicho, ale nie ruszało mnie to. Marie i inny mężczyzna, który jest blisko niej, a może i dotyka. Nie mogę nawet o tym myśleć. - Kolega. Tylko tyle mi powiedziała. Jej matka coś wspominała na temat byłego chłopaka. Nie wiem dokładnie.
Jeszcze lepiej. Były facet.
- Mógłbyś się dowiedzieć cokolwiek o ich dawnej relacji? Porozmawiaj z jej matką, z kimkolwiek, kurwa chcesz. - warknąłem. - Nie chcę, by Marie spędzała czas z niezależnie jakim mężczyzną. Poza Tobą.
- Dobrze, szefie, załatwię to. - oświadczył. Bez słowa pożegnania rozłączyłem się. Było już późno, ja tkwiłem w firmie. Pracowałem do nocy, by spokojnie spędzić później wakacje z Marie. Tymczasem ona ganiała się z jakimś marnym kolesiem. To nie mieści mi się w głowie.
CZYTASZ
Wielkie jabłko
RomancePo raz pierwszy w swoim życiu zobaczyłam mężczyznę tak potężnego, że miałam ochotę paść przed nim na kolana. Czułam jego władczość na kilometr. Tak, to zdecydowanie był on, Alexander Stone. A kim jestem ja? Tego dowiesz się w opowieści... #1 w roman...