20

4.8K 129 3
                                    

Marie
Bardzo późnym wieczorem dotarliśmy z Loe i jeszcze jednym ochroniarzem do Los Angeles. Chwilę porozmawiałam z matką, a później chciałam po prostu odpocząć. Obecnie siedziałam w wannie. Łazienka była częścią mojego nastoletniego pokoju. Nic się tu nie zmieniło. Każda rzecz była w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłam wiele lat temu. Moja rodzicielka była pracoholiczką. Nieustannie siedziała w pracy i nawet na mój przyjazd, nie zamierzała brać wolnego.
- Tak, słucham? - odebrałam telefon Loe, który na jakiś czas mi wręczył. Był to oczywiście telefon służbowy. Wiedziałam, że to Alex i nie mogłam się doczekać, by go usłyszeć.
- Co robisz? - zapytał na dzień dobry. Roześmiałam się w duszy. Alexander zdecydowanie nie wiedział, jak konwersować przez telefon. Westchnęłam.
- Leżę w wannie. - odparłam.
- Poleżałbym z Tobą. - zaśmiał się, po czym dodał. - W Tobie.
- Zboczeniec! - pisnęłam. - Chyba wszystko poszło po Twojej myśli. Jesteś w takim dobrym nastroju.
- Tak. Jestem tylko załamany tym, że Cię tu nie ma. - udał smutnego, ale wiedziałam, że w głębi duszy jest szczęśliwy, że na razie się odczepią.
- Tęsknię za Tobą, Alex. Nie wiem, jak wytrzymam 2 tygodnie bez Ciebie.
- Myślę, że możemy skrócić to do tygodnia. Nie jestem pewien, czy nawet tyle zniosę. - mruknął. Ja też nie byłam pewna. Chciałam już teraz przy nim spać i tulić się do jego ciała. To zabawne, jak kilka tygodni może zmienić człowieka. Jestem w nim bajecznie zakochana. Nasza rozmowa trwała jeszcze kilka minut. Później musiałam zjeść kolację. Żałowałam tylko, że nie poszłam dziś pobiegać. Ale jutro na pewno nadrobię to porannym joggingiem na plaży.

I jak powiedziałam, tak też się stało. Ubrana w krótkie, obcisłe legginsy i sportowy stanik, poszłam pobiegać. Moja matka była zdumiona tym, że jestem tak zmotywowana. Ona jak zwykle dopijała tylko resztki kawy, papieros i praca. Kolosalnie się od siebie różniłyśmy. Pomimo tego, że w Nowym Jorku panowała zima, tu grzało nie do wytrzymania. To tylko kilkaset kilometrów, a jaka różnica. Żałowałam jedynie tego, że nie ma przy mnie Alexandra. Ale przecież wszystko nadrobimy na naszych wspólnych wakacjach. Z zamyśleniem wpadłam na jakiegoś mężczyznę. Zalał mnie i siebie wodą.
- Najmocniej przepraszam! - pisnęłam, wstając na nogi.
- Nic takiego się nie stało. To przyjemność, gdy tak piękna kobieta wpada na Ciebie z rana. - zaśmiał się lekko. Ten wyjątkowy, amerykański akcent poznałabym wszędzie.
- Will? - zapytałam, patrząc na jego twarz. Tak, to zdecydowanie on, beztroski, wiecznie flirtujący z kobietami William.
- Marie? - przyjrzał mi się z niedowierzaniem. - Co Ty tu robisz?
- Wpadłam w odwiedziny do mamy. Cóż za spotkanie. - oboje się roześmialiśmy.
- Może dasz się zaprosić na śniadanie? Wiem, że okoliczności nie sprzyjają, ale nie zajmę Ci długo.
- Jasne, właściwie to umieram z głodu. - pokiwałam głową z ochotą. Co niby innego miałam tu robić? Moja mama pracowała, nie znałam Loe, by spędzać z nim czas. Mogłam powrócić do starych czasów, choć na chwilę.

- Czym się teraz zajmujesz? - zapytał, patrząc, jak pałaszuję. Poszliśmy do miłej i kameralnej restauracji, gdzie serwowali naprawdę smaczne dania. Albo po prostu byłam straszliwie głodna. Ja zamówiłam pancake z syropem klonowym, a Will kawę.
- Pracowałam, jako modelka. Teraz w sumie nie robię nic. Odpoczywam. - odparłam. - No, a Ty?
- Prowadzę mały biznes. - rozsiadł się wygodnie na krześle i obserwował mnie. - Sprzedaję auta.
- To nie taki mały biznes. - westchnęłam, popijając swój truskawkowy shake.
- No nie, jest bardzo dochodowy. Ale to tyle. - wzruszył ramionami. - Na długo wpadłaś?
- Nie wiem. Tydzień, może dwa. Spieszy mi się do Nowego Jorku.
- A tak, widziałem gdzieś w internecie, że jesteś w związku. Z takim wielkim gościem. - posłał mi przyjazny uśmiech.
- No, a co z Tobą? - chciałam obrócić sprawę tak, by on coś powiedział. Teraz nie mogłam roztrząsać swojej relacji z Alexem.
- Jestem wolnym strzelcem, Marie. Po naszym rozstaniu, nie byłem już z nikim. Taki los. - zmrużył oczy, dopijając swoją kawę. - Może chciałabyś umówić się na dziś wieczór? Mam wolny czas, Ty pewnie się nudzisz. Poszlibyśmy do wesołego miasteczka. Albo coś w tym rodzaju.

Alexander
- Loe, nie wiesz, gdzie jest Marie? - zapytałem swojego pracownika, który miał pilnować mojej dziewczyny, jak oka w głowie. Chyba zbyt bardzo potraktował ten wyjazd i zapomniał, że jest w pracy, bo bardzo korzystał z uroków Los Angeles. Miałem go za swoją prawą rękę. - Nie odbiera telefonu.
- Wyszła z jakimś mężczyzną. Powiedziała, że mam wziąć dziś sobie wolne. - oznajmił, a mnie ścisnęło się serce. Marie z mężczyzną. Nie odbiera ode mnie telefonu. Nie odpisuje na wiadomości. Może przesadnie świruję, ale dlaczego nic mi nie powiedziała?
- Loe, ja wyznaczam Ci czas wolny. - fuknąłem, by wiedział, co wolno, a co nie. - Znajdź ją. Co to był za koleś?
- Wiem, szefie, przepraszam. Po prostu chciałem odpocząć. - odparł cicho, ale nie ruszało mnie to. Marie i inny mężczyzna, który jest blisko niej, a może i dotyka. Nie mogę nawet o tym myśleć. - Kolega. Tylko tyle mi powiedziała. Jej matka coś wspominała na temat byłego chłopaka. Nie wiem dokładnie.
Jeszcze lepiej. Były facet.
- Mógłbyś się dowiedzieć cokolwiek o ich dawnej relacji? Porozmawiaj z jej matką, z kimkolwiek, kurwa chcesz. - warknąłem. - Nie chcę, by Marie spędzała czas z niezależnie jakim mężczyzną. Poza Tobą.
- Dobrze, szefie, załatwię to. - oświadczył. Bez słowa pożegnania rozłączyłem się. Było już późno, ja tkwiłem w firmie. Pracowałem do nocy, by spokojnie spędzić później wakacje z Marie. Tymczasem ona ganiała się z jakimś marnym kolesiem. To nie mieści mi się w głowie.

Wielkie jabłkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz