18

5.5K 143 0
                                    

Dziś mamy już sylwester. Jest dokładnie godzina 19. Na 20 jestem umówiona z przyjaciółkami w klubie. Alex nie jest z tego powodu zadowolony, wolałby zostać w domu i po prostu poleżeć i się poprzytulać, ale ja mam ochotę potańczyć. Stwierdził, że pójdzie ze mną i będzie mnie pilnował, ale to wszystko. Zdecydowałam się na czarny, bardzo obcisły kombinezon, który przepasałam cienkim paskiem Gucci. Do tego płaskie, lakierowane botki, mocny makijaż, rozpuszczone włosy i jestem gotowa.
- Chyba chciałaś się do mnie dopasować. - Alex zaśmiał się, przyciągnął mnie do swojego ciała. Dłonie zsunął po moich plecach na pośladki i musnął moje usta. - Bardzo Cię kocham.
- Wiem, ja Ciebie też. - odwzajemniłam jego uśmiech. Miło było słyszeć to wyznanie od niego, gdy był świadom tego, co mówi. Alexander był dla mnie mężczyzną idealnym i w pełni mogłam przy nim być sobą. To była najwspanialsza osoba w całym moim życiu. Po raz pierwszy od dawien dawna byłam szczęśliwa, naprawdę szczęśliwa.

W klubie czekała na mnie Hannah i Lola, moje dwie najlepsze przyjaciółki. Lola przyszła ze swoim chłopakiem Joshem, Hannah była jedyną singielką wśród nas. Ciągle liczyła, że spotka tego jedynego. Alexander skrył się blisko baru i popijając wodę, ciągle miał mnie na oku. Nie chciał mieszać się w nasze relacje. Ale nie chciał też puszczać mnie tu samej. Nawet mi to pasowało. Wiedziałam, że gdy się upiję, on na pewno zabierze mnie do domu. Josh natomiast dobrze czuł się między nami. Ewidentnie był zazdrosny o Lolę i bardzo niepewny. Choć Lola należała do tego rodzaju osób, które nie szalały tak, jak ja, czy Hannah. Hannah była osobą niemożliwą do okiełznania.

Miałam na koncie już kilka shotów i drinków, trochę szumiało mi w głowie, ale wcale się tym nie martwiłam. Bawiłam się w najlepsze, trzęsłam tyłkiem, jak popadło. Dochodziła dopiero godzina 23. Lola i Josh gdzieś się rozpłynęli, ale w zasadzie nie obchodziło mnie to. Małe bzykanko w toalecie dobrze im zrobi. Alex chyba wyszedł na dwór, bo nie było go przy barze. Jakiś mężczyzna zaprosił mnie do tańca, więc dlaczego miałabym się nie zgodzić? Nie było to dla mnie żadnym problemem. Jednak, gdy zaczął być nachalny, jego dłonie lądowały w miejscach, w których nie powinny, poprosiłam, by zaprzestał. On jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie i wyszeptał mi na ucho:
- Chodźmy do kibla, mam na Ciebie ochotę, jak mi się tak stawiasz. - jedyne, co zdążyłam zrobić, to poruszyć dłońmi w celu odepchnięcia go. Później obudził mnie świst powietrza i Alexander okładający tego kolesia na ziemi. Zakryłam usta dłonią z przerażenia.

- Koniec z imprezami. - Alex był wściekły, gdy wróciliśmy do jego mieszkania.
- Przecież to nie moja wina, że jakiś gość się do mnie przystawiał. - odpyskowałam mu, co oczywiście było zgodne z prawdą. Ja nikogo do niczego nie zapraszałam i nie zachęcałam.
- Nie interesuje mnie to, Marie. Wystarczy, że on to robił. Niczego więcej mi nie potrzeba. - odparł, wchodząc w głąb salonu. Natychmiast przy jego nodze znalazł się szczeniak, który domagał się wzięcia na ręce. Alex oczywiście to uczynił.
- Nie możesz mi zabronić wychodzić do ludzi. - tupnęłam nogą, stając przed nim.
- Mogę i to zrobię. - mruknął. - Nie rozumiesz, że odchodzę od zmysłów, jak widzę przy Tobie innego faceta? Dostanę zawału i pożałujesz.
- Proszę, nie złość się już. - powiedziałam cicho, chcąc go udobruchać. Stanęłam na palcach, dłońmi objęłam jego twarz i cmoknęłam jego usta. - Będę grzeczna, obiecuję.
- Ostatnia szansa. - westchnął. Na to jedno zdanie szczerze liczyłam. Zaśmiałam się w duchu i przylgnęłam całym swoim ciałem do jego. Zdecydowanie kocham Alexa i nie zamieniłabym go na nikogo innego.

Alexander
Dziś zdecydowanie musiałem już wrócić do pracy. Cały 1 stycznia spędziliśmy w łóżku, celebrując naszą miłość. Ostatnio zapewniłem sobie sporo przerwy od firmy i muszę nieco nadgonić. Nie mogę już dawać Marie się stąd wyciągać, choć cholernie bym chciał. Kocham ją i najchętniej zabrałbym ją daleko, daleko stąd. Abyśmy byli tylko ja i ona. Kierując się tymi uczuciami, które w jakiś sposób chciałem w sobie zabić, by naprawdę nie wyjść z pracy, zabukowałem nam wakacje na Bali. Co prawda, dopiero za trzy tygodnie, ale pełne 14 dni spędzę ze swoją kobietą w pięknym miejscu. Postanowiłem ją o tym poinformować.

"Za 3 tygodnie zabieram Cię w podróż, skarbie. Nie mogłem się powstrzymać. Twój A."

Marie na pewno jeszcze spała i dobrze. Ale w duchu cieszyłem się, jak małe dziecko. Bardzo kochałem tę kobietę. Namieszała mi w głowie, jak żadna inna. Nie wyobrażałem sobie siebie przy innej. Może mało o mnie wiedziała, ale to nie miało znaczenia. Znosiła mnie i moje humory, więc to było w porządku. Moje rozmyślania przerwał trzask drzwi. Do gabinetu wpadła Chanel, a tuż za nią, moja sekretarka.
- Panie Stone, powtarzałam Pani Mois, że nie może tu wejść, kiedy tylko ma ochotę. Ale ona chyba nie zrozumiała. - Andrea trzęsła się pod wiercącym spojrzeniem Chanel. Zmrużyłem oczy.
- Andrea ma rację. Nie masz prawa wchodzić tu, kiedy Ci się podoba. Powinnaś wyjść. - odparłem bardzo spokojnie. Mój poranek był tak dobry, że nie chciałem psuć sobie nastroju zatargami z Chanel. Brakowało mi tylko, by Marie się o tym dowiedziała. Andrea powoli wycofała się z gabinetu i zostawiła nas samych.
- Co, boisz się, że Twoja kobieta się dowie? - zapytała, podśmiewając się. Chanel rozpięła długi płaszcz, pod którym miała bardzo obcisłą, krótką sukienkę. Widziałem wszystko. Nie musiałem ruszać nawet wyobraźnią. Tym właśnie różniła się od Marie. Marie była kobietą z klasą, seksowną, aczkolwiek najlepsze pozostawiała dla mnie w sypialni. Chanel była bezczelną suką.
- Niczego przed nią nie ukrywam. Wie, że nic dla mnie nie znaczysz. Poinformowałem ją. - mruknąłem, licząc, że sobie daruje i pojdzie stąd w pizdu.
- Hm, może jakimś dziwnym trafem dowie się o tym, że zabiłeś jej byłego faceta? - zaśmiała mi się w twarz. Przełknąłem nerwowo ślinę.
- Tony nie żyje? - zapytałem.
- Oczywiście. I doskonale o tym wiesz, bo odebrałeś mu życie. A ja tam byłam...

Wielkie jabłkoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz