Rozdział XI

184 9 0
                                    

Hermiona nie miała czasu nawet się zdziwić, bo dziewczyny szybko wyciągnęły ją z łóżka i zagoniły w stronę lustra. Dopiero kiedy wstała uświadomiła sobie, że ciężko jej zachować równowagę i czuła delikatne bujanie. Zaklęcie Snu na Jawie okazało się widocznie nie być takie całkiem pozbawione skutków ubocznych. Posadziły ją na taborecie i sprawiły, że musiała patrzeć na swoje odbicie. Na szczęście była tą samą Hermioną, z orzechowymi oczami i burzą brązowych włosów. Miała na sobie białą halkę sięgającą aż kostek i grube papucie. Lavender zacmokała z dezaprobatą, biorąc między palce kilka skręconych kosmyków.

-No z tymi włosami to my musimy coś zrobić. - stwierdziła łapiąc za grzebień i brutalnie rozczesując jej włosy.

-Róbcie wszystko, żeby moja córka wyglądała idealnie w swoim najważniejszym dniu. - usłyszała głos swojego ojca, który stanął w drzwiach. Odbijał się w lustrze i Hermiona próbowała nie wybuchnąć śmiechem widząc go w czerwonym żakiecie z falbankami i wielką blond, kręconą peruką na głowie. Zaraz jednak przypomniała sobie w jak beznadziejnej sytuacji się znajduje i szykuje się na prawdopodobnie najgorsze wydarzenie swojego życia.

-Tato, ja nie mogę za niego wyjść! - powiedziała, na co mężczyzna wyraźnie się zachmurzył i dziewczyna zmarszczyła brwi. To przecież jej ojciec, nigdy nie chciałby, żeby była nieszczęśliwa. Cokolwiek podkusiło ją, aby przyjąć oświadczyny Cormaca można to było cofnąć. Ojciec musi ją zrozumieć.

-Rozmawialiśmy już o tym, kochanie. To bardzo przemyślane małżeństwo, a pan McLaggen jest partią z bardzo dobrego i bogatego rodu. - na te słowa dziewczyna poczuła jak jej serce staje na sekundę po czym zaczyna bić szybciej. Zaaranżowane małżeństwo, świetnie.

-Mamo! - jęknęła Hermiona żałośnie, zauważając swoją rodzicielkę w drzwiach. Mimo swojego wieku ubrana była bardzo podobnie do jej młodszych koleżanek i przyszła panna młoda obawiała się, że też niedługo będzie tak wyglądać.

-Hermiono, nasze małżeństwo też zostało zaaranżowane, a zobacz jacy jesteśmy szczęśliwi. - uśmiechnęła się, łapiąc małżonka za rękę. - Jeszcze kilka godzin i rozpoczniesz nowe życie.

Kilka godzin. Zaklęcie miało działać tylko pół godziny. Nawet jeżeli ten czas ma spędzić pod niedelikatnymi rękami Lavender, szarpiącej jej włosy grzebieniem mogła to przeżyć. Kiedy została już uczesana Ginny zajęła się jej ubiorem. 

Ubrała ją w prostą, białą suknię z dekoltem w kształcie kwadratu, ozdobionym zwiewną koronką, która wieńczyła także rękawy. Suknia była przyległa na biuście i talii, rozszerzając się na biodrach spływała delikatnie do ziemi. Ku nieszczęściu Hermiony jej przyjaciółka wyjęła z kufra gorset i kazała jej się odwrócić. Założyła go i zaczęła powoli zaciskać pociągając za sznurki. Starszej Gryfnce szybko zabrakło powietrza i jej oddech spłycił się. Modliła się tylko o zakończenie tych tortur.

Kiedy było już po wszystkim obejrzała się w lustrze. Nie miała na sobie makijażu, mimo to jej twarz wyglądała świeżo i promiennie. Włosy spięte były wysoko w górze i ozdobione malutkimi białymi kwiatami. Mocno ściśnięta suknia uwydatniała jej talię i biust, a całości dopełniał zwiewny welon i cholernie niewygodne białe buty na niewielkim obcasie. Lavender wcisnęła jej do rąk bukiecik różowych kwiatów. Drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł przez nie ojciec Hermiony.

-Wyglądasz pięknie, już czas. - powiedział, podając jej ramię.

-Co?! - krzyknęła z niedowierzaniem. Przecież ślub miał być za kilka godzin, a minęło zaledwie kilka minut. Uświadomiła sobie ze zgrozą, że czas w śnie może nie płynąć tak samo jak ten rzeczywisty. Ojciec zignorował jej krzyk i w końcu chwyciła go za ramię.

Chora miłość / Draco x HermioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz