Rozdział XIV

170 7 0
                                    

Minął kolejny tydzień ich wspólnych dyżurów podczas których nie poruszali incydentu z poniedziałku. Wciąż nie rozmawiali zbyt dużo, ale czuli się swobodnie w swoim towarzystwie. Nadszedł ostatni weekend, który mieli spędzić w Hogwarcie przed świętami i kolacja u Slughorna. Hemiona dała się namówić Ginny na mierzenie sukienek i wybór kreacji trochę wcześniej i obie stały teraz przed dużym lustrem w dormitorium starszej Gryfonki.

-Wpadniesz do nas na sylwestra? - spytała Ginny zakładając przez głowę srebrną sukienkę.

-Postaram się. Jedziemy z rodzicami na święta do Włoch na narty. Nie wiem ile tam zabawimy. - odpowiedziała Hermiona i ze stosu ciuchów wybrała bladoróżową sukienkę z plisowaną spódniczką.

-Co to są narty? - zaciekawiła się Ginny i nie mogła opanować śmiechu na myśl o mugolach spędzających wolny czas zjeżdżając z górki na dwóch kawałkach drewna. - Już? - spytała z zaskoczeniem, kiedy jej przyjaciółka usiadła na łóżku i zaczęła czesać włosy.

-Co już?

-Przymierzyłaś tylko jedną sukienkę.

-I zamierzam w niej zostać. - uparła się. - Nie mam dzisiaj nastroju, Gin... Muszę cały wieczór znosić Cormaca.

-Połowa szkoły już wie, że ze sobą chodzicie.

-My ze sobą nie chodzimy. - warknęła szatynka, spinając niesforną grzywkę.

-A Malfoy o tym wie? Nie zazdrosny? - Ginny zachichotała, patrząc na zarumienioną przyjaciółkę.

-Malfoy nie ma o co być zazdrosny. I w ogóle nie powinien bo nic nas nie łączy. - burknęła, ucinając temat. 

Wyszykowane zeszły do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali już na nich ich partnerzy, Dean i Cormac, oboje w klasycznych szatach wyjściowych. Ruszyli wspólnie w kierunku gabinetu Slughorna w lochach. Kiedy przekroczyli próg pomieszczenia uderzył ich przepych i przestronność sali, która na tą okazję musiała zostać magicznie powiększona zaklęciami.

Ze środka zniknął okrągły stół przy którym zwykle zasiadali przy spotkaniach Klubu Ślimaka, zamiast tego po sali krążyły skrzaty z tacami z przekąskami i drinkami uniesionymi nad głową.

-Okrutne. - syknęła rozzłoszczona Hermiona.

Gabinet pełen był ludzi, zarówno uczniów jak i gości spoza zamku. Dziewczyna była zdziwiona, że Dumbledore pozwolił na wpuszczenie takiej ilości obcych osób do Hogwartu. Wiedziała, że zapewne byli sprawdzani przed wejściem, ale mimo to jej podejrzliwość nie zmalała. W oddali dostrzegła nauczyciela eliksirów z entuzjazmem przedstawiającego Harry'ego jakimś zagranicznym gościom. Chciała podejść i przywitać się, ale wtedy Cormac pociągnął ją gwałtownie w stronę skrzata niosącego tacę z koreczkami. Zgarnął kilka i zaczął łapczywie jeść, próbując jednocześnie wytłumaczyć swojej partnerce zawiłości gry w quidditcha.

-Sposób trzydziesty szósty to chyba mój ulubiony... - od kilkunastu minut nieprzerwanie wymieniał jej kolejne podpunkty z listy Stu Wielkich Obronach Niepokonanego Cormaca McLaggena. 

Hermiona słuchała go jednym uchem, marząc by w jakiś sposób uciec z tego piekła i nawet nie zauważyła, że nagle zamilkł. Złapał ją za rękę i pociągnął do kąta, gdzie sugestywnie wskazał brwiami na jemiołę wiszącą nad nimi i pocałował ją. Całował kiepsko, gwałtownie, ale bez pasji. Brakowało mu namiętności, intensywności... Brakowało mu tego wszystkiego co miał Malfoy. Wyrwała mu się w końcu.

-Muszę przypudrować nosek. - pisnęła i odwróciła się, znikając w tłumie. Schowała się za zasłoną i próbowała doprowadzić rozczochrane włosy do porządku. Materiał rozsunął się i do jej kryjówki wsunął się Harry.

Chora miłość / Draco x HermioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz