Przestąpiłam nerwowo z nogi na nogę. Nie do końca wiedziałam, jak poradzić sobie z sytuacją, która czekała na mnie po drugiej stronie drewnianych drzwi. Stałam pod nimi tak długo, że znałam je na pamięć. U góry miały małe rzeźbienie, pod numerem pokoju ledwo widoczny sęk. Niżej faktura drewna była zupełnie gładka, aż do kolejnego rzeźbienia na wysokości klamki. Kolor przywodził na myśl politurowane antyki, które widziałam kiedyś w salonie potwornie niemiłej starszej pani w moim rodzinnym miasteczku. Wzdrygnęłam się na to wspomnienie, ale chyba wolałabym znów stanąć twarzą w twarz z tą pomarszczoną czarownicą i usłyszeć ochrypnięte "A czy to nie mała Elizabeth, córka tej ladacznicy?" niż robić to, co właśnie zamierzałam. Ale nie miałam wyboru. Wzięłam głęboki wdech i zapukałam. Przez chwilę miałam cichą nadzieję, że okaże się, że nikogo w środku nie ma, ale rzucone od niechcenia "proszę" przekreśliło moje tchórzliwe marzenia i kazała mi nacisnąć mosiężną klamkę. Raz kozie śmierć, kiedyś to musiało nastąpić.
- Hej... - zaczęłam cicho, wsuwając się nieśmiało do środka.
Dylan siedział na fotelu, Dextera, który z nim mieszkał, na szczęście nie było. Kiedy weszłam, podniósł głowę i zmarszczył brwi. Nie wykazywał morderczych tendencji i nie patrzył na mnie z taką nienawiścią jak do tej pory, więc nabrałam otuchy. Może nie będzie tak źle?
- Beth - skinął głową i powrócił do kartkowania jakiegoś magazynu.
Przełknęłam ślinę.
- Możemy porozmawiać? - zapytałam, modląc się w duchu, żeby się zgodził.
Na chwilę zapadła cisza tak głęboka, że słyszałam tętno własnej krwi, płynącej z każdą sekundą coraz szybciej. A potem Dylan z trzaskiem, który wydał mi się głośniejszy niż wystrzał z armaty, zamknął gazetę i odwrócił się twarzą do mnie.
- Porozmawiać? - powtórzył jakby z niedowierzaniem. Skinęłam lekko głową. Było już za późno, żeby się wycofać. - Siadaj - polecił, wskazując kciukiem łóżko.
Przycupnęłam nerwowo na skraju materaca.
- O czym chcesz rozmawiać, Beth?
- O tym, co się stało między nami... co się popsuło w naszej relacji... - wymamrotałam.
- Oczekujesz przeprosin? - zapytał zimno.
Potrząsnęłam głową i spuściłam wzrok na luźną nitkę, którą wysnułam właśnie ze swetra. Bawiąc się nią, zaczęłam wyjaśniać.
- Raczej chcę przeprosić ciebie. Przede wszystkim za to, że pozwoliłam sobie na rozwijanie jakiejś relacji romantycznej - skrzywiłam się na własny dobór słów - między nami, kiedy wiedziałam, że moje serce należy do jednego mężczyzny. Po drugie przepraszam, że skrzywdzilam twojego przyjaciela. Nawet nie wiesz, jak bardzo mnie to boli. Nie oczekuję, że mi wybaczysz i będziemy przyjaciółmi, ale...
- I słusznie - przerwał mi. Jego ton nie brzmiał już tak zimno, więc podniosłam głowę, żeby popatrzeć mu w oczy. Malował się w nich ból, ale nie taki, jakiego się spodziewałam. I nie było w nich nienawiści. - Nie możemy być przyjaciółmi. Kocham cię Beth, i nie potrafię temu zaprzeczyć. Nie potrafię tych uczuć ukryć i udając tylko twojego przyjaciela krzywdziłbym ciebie, siebie i tego mężczyznę, o którym mówisz. Nie potrafię ci też tak od razu wybaczyć. Wiem, że wiesz, jak bardzo Thomas ucierpiał przez ciebie i widzę, że Cię to boli. Ale to nie zmienia faktu, że nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego.
Uśmiechnęłam się smutno.
- To i tak bardzo dużo, Dyl. Dziękuję, że chciałeś mnie wysłuchać. Czyli nie nienawidzisz mnie? - upewniłam się jeszcze.
- Nie, Beth. Nie potrafię cię nienawidzić - posłał mi smutne spojrzenie, które złamało moje i tak zszargane serce jeszcze trochę bardziej. Skinęłam głową i wyszłam z pokoju.
Moja misja nie dobiegła jeszcze końca, nie załatwiłam jeszcze sedna sprawy. Ale nie wszystko na raz, nie mogłam przecież od razu przejść do interesów z człowiekiem, który dopiero co zrezygnował z zamiaru zabicia mnie wzrokiem. Poza tym, sedno sprawy przerastało mnie bardziej niż rozmowa z Dylanem i starą wiedźmą z mojego miasteczka razem wzięte. Mój plan zakładał jeszcze uratowanie Thomasa od pewnej śmierci z rąk bezwzględnego gangstera i przy okazji ujście z tej sytuacji z życiem. Pestka. Ale zanim wezmę się za ratowanie świata, a przynajmniej mojego świata, potrzebuję trochę się wyluzować. Wyjęłam telefon i z pamięci wystukałam numer Chrisa.
- Idziemy na kluby?
~~~~~~~~~~~~~
Ha, tego się nie spodziewaliście, co?
Ale dałam radę! Jest rozdział!
Wiem, że krótki, ale być może uda mi się naskrobać coś jeszcze, to Wam wrzucę jakoś przez ten tydzień.
Dedykacja dla merimente, bo szybko czyta.
Do następnego Ludziki,
Dnhsbzbzbshshbsbx buziaki 💜EDIT: jpg jest tak słabej jakości, że się płakać chce, ale zrobiłam mema, bądźcie dumni xddddd
![](https://img.wattpad.com/cover/137691831-288-k817978.jpg)
YOU ARE READING
Lies behind the script || Thomas Sangster
FanfictionWreszcie wyrwałam się na wolność. Nie mogłam zmarnować tej szansy, bo następnej już nie dostanę. Musiałam zmusić się do wysiłku, choćby to miał być ostatni wysiłek w życiu. Musiałam wyrównać rachunki. Odkupić winy. Wyprostować niedopowiedzenia i wyj...