Randka... w łazience?

17 3 0
                                    


     Siedziałam na swoim łóżku i patrzyłam na drzwi po prawej stronie. Spokojnie wstałam i podeszłam do nich, po chwili namysłu pociągnęłam za klamkę i otworzyłam drzwi

-WRACAJ TAM! NIE MASZ PRAWA WYCHODZIĆ! MASZ TAM SIEDZIEĆ I NIGDY NIE WYJDZIESZ! NIGDY!!

Opadłam na podłogę a drzwi nagle się zamknęły... to była mama. Ale nie brzmiała jak ona. Jakby ktoś nią sterował...

-Mary! Co to było?- usłyszałam za sobą głos Markusa. Nie odwróciłam się, patrzyłam tępo w drzwi- Mary... to twój pokój? Przecież... tu nic nie ma...

-Witaj w moim świecie- powiedziałam a pojedyńcza łza spłynęła po moim policzku.

Poczułam jak ktoś mnie obejmuje. Po rękach poznaje, że to Markus. Odwróciłam się do niego i wtuliłam się całkowicie. Płakałam jak dziecko...

-Nigdy stąd nie ucieknę...- powiedziałam na co on wstał i podał mi rękę, chwyciłam ją i przy jego pomocy wstałam. Otarłam łzy i spojrzałam na chłopaka wymuszając uśmiech.

-Chodź- pociągnął mnie w stronę zasłony do łazienki (kiedy byłam mała rodzice zdemontowali drzwi do łazienki w moim pokoju i jest tam tylko biała, nie prześwitująca zasłona, żebym przypadkiem nie miała kontaktu z jakże morderczą i krwiopijczą... klamką).

-Czemu ciągniesz mnie do łazienki?- zapytałam z takim "wtf?" wymalowanym na twarzy.

Nie odpowiedział tylko dalej ciągnął mnie w stronę zasłon z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. Nie, to nie był uśmiech w stylu "zgwałcę cię i zostawię w lesie na pastwę losu" tylko tajemniczy uśmiech gdy chłopak zabiera dziewczynę w tajemnicze miejsce na jakąś randkę. Tylko czemu za randkę wybrał moją łazienkę?! Gdy w końcu dotarliśmy do zasłony rozsunął ją a moim oczom ukazał się cudny obraz...

-Podoba się?- zapytał uśmiechając się do mnie delikatnie- Mary?- zapytał po chwili milczenia.

-Bardzo...- pojedyńcza łza znowu spłynęła mi po twarzy- to nie jest prawdziwe prawda? Obudzę się zaraz i nawet nie będę tego pamiętać...

-No... to sen ale... będziesz pamiętać! W końcu... pamiętasz wczorajszy sen prawda?! Ten też zapamiętasz!- zaczął się stresować i próbował mnie pocieszyć a ja dalej wpatrywałam się przed siebie.

To był zachód słońca... piękna zielona polana a za nią kawałek dalej znajdywała się plaża. Na złączeniu plaży z polaną znajdował się piękny drewniany stolik z kraciastym obrusem i jedzeniem na nim oraz dwa białe krzesła. Poczułam na nowo rękę Markusa jak splata razem nasze palce i powoli chce mnie wyciągnąć z pokoju ale coś mi nie pozwalało postawić nawet kroku poza podłogę z gąbki.

-Chodź, to sen, nic ci się nie stanie- uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco a ja po chwili namysłu postawiłam krok do przodu. Gdy usiedliśmy na krzesłach zadałam mu dręczące mnie pytanie...

-Dlaczego mnie tu zabrałeś? I czemu przyszedłeś do mojego snu?- widziałam, że przez chwilę sam się zastanawiał po czym wzruszył ramionami.

-Widzę, że jesteś naprawdę smutna...Alison, Jason, ja... nawet Elly nie ma tak smutnych oczu. Zobacz... Alison we śnie ma wspaniałą figurę... wygooglowałem ją, fakt, kiedyś taka była ale teraz to jest kościotrup... Elly we śnie ma różowe oczy pełne nadziei na lepsze jutro... ja wyglądam jak przed chemioterapią a Jason... to Jason, on nawet w realu wygląda jakby był szczęśliwy z tym jaki jest... a ty? Wiesz w ogóle jak wyglądasz w realu?- zapytał. Nie zrozumiałam go i na pewno na mojej twarzy mógł wyczytać zdziwienie.

Od snu po rzeczywistośćWhere stories live. Discover now