Da się to naprawić?

38 3 5
                                    

Rozdział pisany z perspektywy Masky'ego

A tak dla odmiany ;)

Gdy wyszła z naszego pokoju, oparłem się od drzwi i zjechałem po nich w dół. Zawaliłem, ale było warto - przejechałem palcem po ustach. Do tej pory czułem słodkich smak jej pełnych ust na moich. Uśmiechnąłem się sam do siebie. Co z tego, że teraz prawdopodobnie mnie nienawidzi. Od zawsze mi się podobała i Brian o tym doskonale wiedział, dlatego zasugerował, że mógłbym zostać z Sophie w ramach pogodzenia się ze sobą. Szkoda, że ona nie widzi jak bardzo mnie pociąga. Zarówno charakterem i ciałem. Postanowiłem zadzwonić do przyjaciela i opowiedzieć mu wszystko w skrócie. Podsumował to jednym, aczkolwiek prostym i łatwym słowem.

Spieprzyłeś. – usłyszałem w słuchawce po drugiej stronie.

– Wiem. – odparłem zrezygnowany. – Było warto, ale co ja mam teraz z tym fantem zrobić? – zapytałem.

Idź z nią porozmawiaj i wytłumacz swoje zachowanie oraz uczucia względem niej. Uwierz mi, to najlepsza porada jaką ci mogę dać w twojej i tak już, złej sytuacji. – powiedział Brian.

– Dzięki stary. – powiedziałem nieco zrezygnowany.

Luz. Polecam się na przyszłość. – powiedział, po czym się rozłączył.

Poszedłem do niej do pokoju, ale drzwi były zamknięte. Spróbuję, kiedy będzie szła rano, aby zrobić tym dzikusom śniadanie. Poszedłem do gabinetu Slendermana aby uzupełnić jakieś dokumenty. Zajęło mi to naprawdę dużo czasu.

Kiedy po czterech godzinach skończyłem, było koło północy. Postanowiłem się przewietrzyć, lecz jeszcze raz podszedłem do pokoju Sophie. Zapukałem i chciałem wejść, ale drzwi nadal były zamknięte. Poczułem w pewnym sensie niepokój. A co jeżeli jej się coś stało? Bądź coś sobie zrobiła?

- Nie ma jej tam. - powiedział ktoś za mną.

- Skąd to wiesz? - zapytałem Puppetera, odwracając się do niego przodem.

- Nie wyczuwam żadnego życia w tym pokoju, poza tym zawsze zamyka drzwi, kiedy wychodzi. - odpowiedział wzruszając ramionami. - Nie martw się, wróci rano. - poklepał mnie po plecach odchodząc.

Przez chwilę miałem ochotę się rozpłakać. Tak, rozpłakać z bezsilności. Nie wiedziałem, że aż tak bardzo zależy mi na tej małej osóbce. Ostatnio płakałem przez kogoś lata temu. Zdecydowanie potrzebuję spaceru. Poprawiłem maskę i ruszyłem w stronę drzwi. Mijając salon powiedziałem, że pod moją nieobecność zajmuje się nimi Smiley. Nie wiem dlaczego, ale po prostu postanowiłem mu zaufać. Wdaje się być najbardziej odpowiedni z całej tej gromadki psychopatów. Zresztą, zaraz wrócę.

Szedłem leśną ścieżką. Zazwyczaj chodzę niestandardowo, ale dziś postanowiłem zrobić wyjątek. Usiadłem pod drzewem i wpatrywałem w gwiazdy. Mimowolnie pomyślałem o Sophie, o jej oczach. Są równie złote i świecą, kiedy jest szczęśliwa. Chciałbym jej dać jak najwięcej szczęścia, aby jej oczy świeciły zawsze, aby już zawsze była szczęśliwa i niczym się nie martwiła, choć to niemożliwe. - nie wiem, ile dokładnie siedziałem z zadartą głową w niebie, ale z mojego monologu wyrwał mnie krzyk. Chwilę później usłyszałem śmiech. Śmiech prawdziwego szaleńca. Skądś go znałem, więc szedłem w kierunku owego śmiechu. Zobaczyłem Sophie stojącą nad jakąś dziewczyną przywiązaną do drzewa. Właściwie to nad jej resztkami. Złotooka była cała we krwi, a w jej oczach można było dostrzec żądzę krwi i mordu. Uniosła swój młot i uderzyła z całej siły w resztki ciała dziewczyny. Jelita były położone z boku wraz z wątrobą, nerkami i sercem. Nerki zapakowała w woreczek foliowy. Zaczęła się śmiać jeszcze głośniej i bardziej niż wcześniej.

Zaczynało powoli świtać, co wskazywało godzinę czwartą. Dziewczyna podniosła się z trawy i poszła w stronę rezydencji. Również się tam skierowałem, aby być przed Sophie. Kiedy dotarłem, zrobiłem im śniadanie i poszedłem w stronę jej pokoju. Zapukałem.

- Proszę! - krzyknęła. -  O nie, nie, nie. – zaczęła, gdy mnie zobaczyła, a jej uśmiech znikł jej z twarzy. – Muszę zrobić śniadanie. – powiedziała wymijająco i próbowała przejść przez moją rękę, ale z niepowodzeniem. 

– Już to zrobiłem za ciebie. – odparłem. Zamknąłem drzwi i przyparłem do nich Sophie, aby móc wyraźnie ją widzieć.

– Czego chcesz? – zapytała chłodno.

– Porozmawiać. – stwierdziłem wzruszając ramionami.

– W takim razie słucham Cię niezmiernie uważnie. – odpowiedziała i skrzyżowała ręce pod piersiami.

- Sophie... to... dość trudne. - powiedziałem z przerwami.

- Co niby? Nie lubisz mnie, ja n-nie lubię ciebie, to p-proste. - powiedziała niepewnie.

- Kłamiesz i ja też. Oszukujemy siebie nawzajem. - stwierdziłem.

- C-co masz na myśli? - zapytała z strachem w oczach.

- Kocham cię. - zdjąłem maskę i pocałowałem ją w czoło. - Czy... - niedane mi było dokończyć, ponieważ poczułem pociągnięcie za kołnierz koszulki i ciepłe usta na swoich. Przez chwilę stałem zszokowany, prowadząc wewnętrzny monolog. Dopiero, kiedy dziewczyna zaczęła się odsuwać, oprzytomniałem. Przyciągnąłem ją i jeszcze raz pocałowałem napawając się słodkim smakiem jej malinowych ust. Musiała stanąć na palcach. Nic nie poradzę, że jest takim karłem. Uroczym karłem. Moim karłem. - Biorę to za tak. - stwierdziłem, kiedy się od siebie odsunęliśmy.

- Myhym. - mruknęła, przytulając się do mojego torsu. Uniosłem ją lekko do góry i położyłem się z nią na łóżku, głaszcząc ją po włosach. Z uśmiechem na twarzy wpatrywałem się w jej spokojną twarz podczas snu. Ostatni raz pocałowałem ją w czoło i zasnąłem.

Słowa: 807

Dziś postanowiłam posłodzić wam życie, bo mam dobry dzień :3

~Zoey

Just SmileOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz