Wedding : Youngjae Choi

777 51 1
                                    

Łóżko było dziś wyjątkowo wygodne. Rozciągnąłem swoje kończyny, powodując ciche strzelanie niektórych kości, co zawsze straszy Coco. Pies zawsze po ty wlatuje na moje łóżko, sprawdza czy żyje czy nie odszedłem przedwcześnie. Ciepły język małej samiczki zaczął pozostawiać swoje ślady w postaci śliny na mojej twarzy.

- Coco, ty łobuzie! - zaśmiałem się, biorąc psinę na swoje ręce, następnie mocno ją tuląc do siebie , ale też i nie za mocno, w końcu nie chciałbym jej zgnieść - Przynajmniej zmusiłaś mnie bym wstał - na koniec poczochrałem jej czuprynkę, czego nie lubi, dlatego od razu strzepała zrobione przeze mnie ulizanie.

Machnąłem na to ręką z uśmiechem na ustach, zdając sobie sprawę, co mnie dzisiaj powinno czekać.

Moje wesele.

O tak! Choi Youngjae się żeni skarby! Przyjemny dreszcz przeszedł po moich plecach umilając tą euforię panującą w moim głowie.

Byłem tak bardzo ciekawy czy [T.I] już wstała, co robi, czy jest przyszykowana, czy się stresuje...

Postanowiłem przyrządzić sobie niewinne śniadanie. Zajadając je, otrzymałem SMS od Bambama, w którym poinformował mnie, że za niecałe 10 minut powinien być już pod moim domem. Ale że już?!

Myśli za bardzo mnie pochłonęły , nie umiałem pojąć jak straciłem wyczucie czasu. Mieszkam na co dzień z bratem, lecz ten postanowił wstać wcześniej i mnie nie obudzić. Co za zgredek jeden...

Pognałem szybko do łazienki, ogoliłem buzię, wziąłem szybki prysznic, ubrałem się i to w dość rekordowym dla mnie czasie. Poczułem się dumny, z tego co zobaczyłem w lustrze. Jak to Jackson hyung opowiada " Choi Youngjae ty groźna pantero", poczułem się jak czarna pantera, w ciemnym smokingu. Musze przyznać, że spodobało mi sie to co zobaczyłem.

- Ya! Youngjae-ya! Chłopaki przyjechali, pośpiesz się z łaski swojej! Chyba nie zamierasz spóźnić się na swoje wesele!  -usłyszałem głośne krzyki mojego brata prowadzące z dołu domu. Przekręciłem z rozbawienia oczami. Niby starszy, a zachowuje się czasem jakbym miał być jego ojcem.

Tak jak brat wcześniej mnie poinformował, na dole znajdowała się cała szóstka, wyszykowana, czekająca na główny gwóźdź czyli na mnie. W momencie kiedy przekroczyłem ostatni stopień schodów, delikatnie ujawniając swoją sylwetkę zza ściany, wszyscy wstali i oniemiali.

- No, no Youngjae ! - zaczął Jaebeom, omal nie krztusząc się jedzonym przez niego jabłkiem.

- Wyglądasz super! - reszta dopowiedziała za lidera, który jak najwidoczniej się wzruszył. Spojrzałem na niego mocno zdziwiony. Dawno nie widziałem płaczącego Beom-iego. Podszedłem do niego, a następnie poklepałem po plecach - myśląc, że powodem jego łez jest stojący mu w gardle kawałek jabłka.

- Wiesz jaki jestem z ciebie dumny, bracie? - usłyszałem cichy, zachrypnięty głos Koreańczyka. Uchyliłem delikatnie usta, na jego słowa, kompletnie nie spodziewawszy się, że usłyszeć tego od niego w tym momencie - Nie sądziłem, że ożenisz się szybciej ode mnie - zaśmiał się cicho pod nosem, potajemnie ścierając spływające łzy po swoim rozgrzanym policzku - ale cieszę się bardzo, że jesteś szczęśliwy i, że [T.I], daje ci tyle miłości, ponieważ na nią zasługujesz Youngjae...

W tej chwili nie umiałem się kompletnie powstrzymać. Przytuliłem do siebie mojego brata Jaebeoma, roniąc również pojedyncze łzy. Jego słowa bardzo mnie dotknęły, ale cieszę się, że moglem je od niego usłyszeć. Czułem się w tym momencie jak w siódmym niebie.

- Chłopaki stop proszę - Jackson postanowił wtrącić swoje cenne trzy grosze - Bo się sam zaraz rozkleję - złapał się za serce, czochrając mnie delikatnie po ułożonych włosach. Oberwał delikatnie w ramię, na co oboje się cicho zaśmialiśmy.

- Jaebeom, ty płakałeś? - Jinyoung zasłonił swoje usta dłonią, jego dość znany gest, kiedy zamierzał zaśmiać się w niebo głosy, przy tym starając się ukryć swoje urocze dołeczki, których tak bardzo nie lubi, ponieważ dodają mu urok, co uważa za mało męskie.

- Rzęsa do oka mi wpadła, dlatego - rozpoczął udawany gest, grzebania sobie w oku, starając się wydobyć z niego rzekomą rzęsę. Pokiwałem głową na boki, niemożliwy jest ten Im.

- Możemy już powoli jechać? - zapytał się Mark, będący naszym kierowcą prywatnym. Nienawidził bawić się w ta fuchę, ale obiecał to zrobić dla mnie, a Tuan to człowiek honoru, więc słowa zawsze dotrzymuje.

- A co zrobimy z Coco? - zapytałem dopiero teraz przypominając sobie o mojej suczce - Przecież nie zostawię jej samej, na taki czas.

- Aish, i dopiero teraz przypomniało ci się, że nie masz gdzie komu oddać do opieki psa?- Yugyeom przyłożył swoją dłoń do czoła, udając słynny gest " face palm". A to gówniak mały.

- Hej, a może go podrzucę go do Bang Chana? - wrzucił nagle pomysł Kunpimook - wiecie lubi Coco, a myślę, że chwila czasu spędzonego z psem dobrze mu zrobi, i nie będzie siedział tylko w dormie przed pianinem - pokręcił znacząco głową Tajlandczyk.

Zgodziłem się na taki układ. Podjechaliśmy pod dorm, w którym mieszkali chłopcy ze Stray Kids. Christopher obiecał zając się jak najlepiej pieskiem, więc kamień diametralnie spadł z mojego serca.

Od razu udaliśmy się pod kościół, gdzie wszystko było przygotowane. Stres powoli, jednak sięgał zenitu. Obluzowałem delikatnie krawat, na co spotkałem się ze zmieszanym wzrokiem lidera. Wszyscy postanowili opuścić pojazd - pozostałem tylko ja i Jaebeom.

- Hej, chyba nie chcesz mi teraz powiedzieć, że stres cię zeżarł - lekko pięścią uderzył mnie w tors, patrząc na mnie wzrokiem pełnego zdziwienia i lekkiego szoku mówiącego " masz wyjść, ale już!".

- Nie wiem, tak nagle zrobił mi się dość ciepło - nerwowo odpowiedziałem mu śmiechem, lecz nie wywołało to entuzjazmu ze strony mężczyzny  - Nie no, wszystko jest okej, tylko wiesz, zdałem sobie sprawę, z powagi tego wszystkiego i to tak nagle skumulowało się w  mojej głowie... - podrapałem się delikatnie po karku.

Ręka Jaebeoma, znalazła się na moim dalszym ramieniu. Uśmiechnął się w moją stronę dość łagodnie.

- Wiem, że jednak gdzieś w głębi się stresujesz, to zrozumiałe, w końcu to dzień, w którym ty i [T.I] staniecie się jeszcze bliżsi sobie, ale zaręczam ci, że wszystko pójdzie tak jak sobie tego wymarzyłeś bracie.

Po raz kolejny jego słowa dotknęły moje serce, rozlewając po nim dziwną ciepłą masę, która sprawiła, że cały stres poszedł w las. Bliżsi sobie... te słowa chodziły mi po głowie, do momentu kiedy stanęliśmy oboje na ślubnym kobiercu, gwarantując sobie wzajemną miłość i wierność, aż do śmierci.

Hah, nawet Bum-ah się wzruszył publicznie! Rozczuliło to moje i tak już rozpromienione serce po usłyszeniu z jej słów " Tak".

Nic nie mogło zepsuć mi tej chwili....


<< I tak oto zostałaś panią Choi! <3 >>

<< I tak oto zostałaś panią Choi! <3 >>

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
REAKCJE GOT7Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz