Trzask!
Kolejna seria wyładowań zatrzymała się na magicznej tarczy.
Widział tylko te błękitne oczy, w których zamiast radosnych iskierek płonął żal podsycany determinacją. Oliwą dla tego ognia było kolejne zaklęcie rzucone przez Gellerta.
Dawniej ten widok byłby dla Grindelwalda nie do zniesienia. Już nie. Zbyt wiele się zmieniło. Albus Dumbledore dostał swoją szansę i ją zmarnował.
Ledwo zdążył się uchylić, gdy kontratak w postaci wielkiej kuli ognia pomknął w jego stronę. Ciepło w pobliżu policzka i ucha wytrąciło go z równowagi.
Gellercie, błagam, to nie musi się tak skończyć. Pamiętaj, co Ci przyrzekałem! Nie wyrzekam się swoich słów!
W umyśle Grindelwalda słowa przetoczyły się, ale bez wyraźnego efektu. Uśmiechnął się.
Chciał to wykrzyczeć, chociaż wiedział, że nie musi. Wystarczyło wypowiedzenie słów w myślach.
Avada kedavra.
*****************
Poderwał się przerażony. Cienka kołdra zsunęła się z niego ukazując nagi tors, gdy podniósł się do siadu. Przypadkiem odkrył również plecy Albusa, którego gwałtowny ruch Gellerta wyrwał z błogiego snu.Zatroskane spojrzenie nie wystarczyło, aby wymusić z Grindelwalda wyznanie, co go zbudziło. Do tego potrzeba było więcej zachodu.
Wówczas jeszcze nie biało, a blondwłosy chłopak wstał z łóżka. Przebył w ciemności drogę do komódki, na której stały dwie szklanki z wodą. Nieprzyzwyczajony jeszcze do ciemności wzrok nie pozwolił mu zobaczyć, że Albus zaniepokojony nietypowym zachowaniem przyjaciela-kochanka usiadł na łóżku. Słuch umożliwił zarejestrowanie ruchu w okolicy łóżka, gdy sprężyny materaca skrzypnęły.
Zwilżył gardło kilkoma drobnymi łykami wody. Szczegóły zaczęły wyłaniać się z mroku pokoju. Meble, dywan przy łóżku i Dumbledore. Biodra chłopaka zasłaniała kołdra, którą kurczowo trzymał w zaciśniętej pięści na wysokości pępka, żeby przypadkiem nie odsłonić pewnych części ciała.
Gellert uśmiechnął się pod nosem. Jego niewinny, prawie nieskalany Al wciąż wstydził się golizny. Sypiali ze sobą od dobrych dwóch tygodni, a ten wciąż nie potrafił się przyzwyczaić.
Odstawił ostrożnie szklankę, aby nie narobić hałasu i zbliżył się do łóżka o kilka kroków. W pobliżu posłania wciąż mógł wyczuć zapach ich rozgrzanych ciał, które po kilku godzinach snu zdążyły już ostygnąć nie grzane sobą nawzajem. Gellert nie lubił spać przytulony do kogoś.
Z wypisanymi na twarzy przeprosinami usiadł na skraju materaca i udawał, że nie widzi jak Albus usilnie odwraca wzrok od jego nagiego krocza.
Nie był pewien czy jeszcze da radę zasnąć po tym co ukazało mu się we śnie. Miał nadzieję, że nie była to jedna z proroczych mar sennych, które miewał od kilku już lat. Nie wyobrażał sobie, co musiałoby się wydarzyć, aby doprowadzić do sytuacji, w której chciał zabić swojego kochanka.
Ujął twarz chłopaka w dłonie. Długie do łokcia, rude włosy okalały policzki i czoło Dumbledora niczym płomienie. Albus był starszy od Gellerta, mimo to jego twarz sugerowała, że pozostanie wiecznie młody, a żywioł i zapał cechujące jego oblicze powodowały, że w porównaniu do surowej twarzy i zazwyczaj wyniosłego wyglądu Grindelwalda, dodatkowo ubywało mu lat. Dobrze wyglądałby w brodzie, nadałaby mu dojrzałości i powagi, których w tej chwili jednak ani trochę nie potrzebował. Gellert przyglądał mu się uważnie. Młodzieńczy urok, można by rzec, magicznie napawał go spokojem i pewnością miłości, których tak bardzo brakowało mu we wcześniejszym życiu. Widok Albusa pozwalał mu odpocząć od wiecznej plątaniny, od gonitwy myśli, które towarzyszyły mu od pierwszych makabrycznych wydarzeń w jego życiu.
Pochylił się i delikatnie ucałował czoło ukochanego. Dłonie z twarzy przesunął na ramiona Albusa. Napięte mięśnie wyczuwalne pod skórą nie chciały się rozluźnić nawet, gdy pocałunki przeniosły się na skronie i policzki, a ręce Gellerta delikatnie sunęły po nagiej skórze w celu jej rozgrzania. Dumbledore uniósł wzrok i delikatnie zaprotestował kładąc dwa palce na ustach Grindelwalda.
- Powiedz co się stało- ostry ton szeptu nie pasował do łagodnej, niewinnej twarzy.
- To tylko zły sen- odszepnął lekceważąco Gellert i ponownie chciał pocałować Albusa, ale ten położył dłonie na jego obojczykach i nie pozwolił się zbliżyć.
Chude ciało Grindelwalda nie zareagowało na dotyk. Zbyt wiele razy ktoś pieścił lub kaleczył jego skórę, aby robiło to na nim jakiekolwiek wrażenie. To opór przyjaciela był dla niego czymś nietypowym.
Przy Albusie mógł być sobą i nie udawać nieczułości i braku emocji, więc pozwolił, aby na jego twarzy wymalowała się adekwatna do sytuacji dawka zdziwienia.
- Zwykłe sny nigdy cię nie budziły.
Dumbledore przysunął się lekko do Gellerta i przejechał dłońmi po wystających żebrach, aby dać im się zatrzymać na talii. Przytulił się do torsu chłopaka, który po krótkiej chwili potrzebnej na rozpoznanie sytuacji objął go mimo wszystko silnymi ramionami. Świadomie wywołał dreszcz u Albusa dotykając miękkiej, ciepłej skóry zimnymi koniuszkami palców. Wiedział jak bardzo rudowłosy nie lubi zimna.
- Co ci się śniło- to było bardziej stwierdzenie niż pytanie.
- Rano, Al. Teraz nie mam siły- wymruczał udając zmęczenie.
Nie chciał Albusowi mówić tego w nocy. Bał się, że nie będą obaj mogli zasnąć, ale bardziej obawiał się strachu. Gdyby Al nie był w stanie spojrzeć mu w oczy obawiając się, że zobaczy w nich zło... równałoby się to z rzuceniem Cruciatusa na samego siebie.
Na myśl o takim obrocie sytuacji łzy napłynęły mu do oczu. Zacisnął powieki chcąc za cenę pieczenia ukryć oznakę słabości; przycisnął Albusa mocniej do siebie. Czół unoszącą się klatkę piersiową przyjaciela.
Spodziewał się zwykle towarzyszącego płaczowi szczypania, ale zamiast tego kłujący ból przeniknął gałki oczne i wdarł się pod czaszkę. Gellert syknął i lekko odskoczył od Albusa, żeby przycisnąć dłonie do oczu. Ból nie ustawał.
- Gellert, nic ci nie jest?- zszokowany Dumbledore wytrzeszczył oczy i niepewnie wyciągnął dłoń w stronę blondyna. Nie miał pojęcia jak pomóc przyjacielowi, więc zawiesił rękę w połowie drogi do ramienia chłopaka.
Grindelwald odsunął ręce i otworzył oczy. Ból zmalał na tyle, aby mógł normalnie patrzeć. Ręce osunął na wysokość łokcia i uniósł wzrok na Albusa. Ten zamarł z niemożliwym do rozszyfrowania wyrazem twarzy.
Strach.
Dumbledore bał się patrząc w oczy Gellerta, który widząc to był bliski załamania. Przez myśl przeszło mu, że sprowadził to na siebie snując złowróżbne przewidywania. Jednak wątpliwości rozwiała dłoń Albusa na jego policzku. Strach zmienił się w zmartwienie. Uspokojony nieco tym obrotem sprawy Grindelwald spojrzał głęboko w oczy kochanka.
- Gellert, twoje oczy mają inny kolor. Co się stało?
Zmartwiony ton rozproszył uwagę blondyna, więc dopiero po chwili dotarł do niego sens przed chwilą wypowiedzianych słów. Zaintrygowany i zarazem nieco zmartwiony poderwał się szybko i skierował energicznie, lecz delikatne i ciche kroki w stronę lustra. Gdy przechodził koło okna księżycowa poświata przemknęła po jego skórze. Czuł na sobie wstydliwe spojrzenie Albusa, jednak wyjątkowo nie czerpał z niego satysfakcji, ponieważ przejęcie rzekomą zmianą w aparycji zdominowało całkowicie jego umysł.
Stanął naprzeciwko lustra, które stało w rogu pokoju. Zazwyczaj korzystał z niego Albus sprawdzając czy odpowiednio wygląda. Teraz Grindelwald wpatrywał się w odbicie własnych oczu. Nienaturalne kolory rzucały się w oczy. Gellert uśmiechnął się krzywo.
Rzucają się w oczy. Co za ironia pomyślał i odwrócił wzrok od tafli. Spojrzał w stronę łóżka. Albus wstawał powoli z materaca. Owinął sobie kołdrę wokół bioder.
- Czy to ma związek z twoim snem?- zapytał stając twarzą w twarz z Gellertem, który zadał sobie to samo pytanie.
- Chyba jednak muszę ci go opowiedzieć- mruknął z żalem. Nie lubił przerzucać ciężaru swoich problemów na barki innych, ale wyjątkowo sytuacja tego wymagała.
CZYTASZ
《Przysięga》Grindeldore
FanfictionJak doszło do tego, że Albus Dumbledore i Gellert Grindelwald zawarli braterstwo krwi? Niewielu wiedziało, że to z miłości. Miłości, w której przetrwanie niewielu wierzyło.