Zanim przenieśli się dla wygody na łóżko, Albus sięgnął po drobny, błyszczący przedmiot pozostawiony przez niego samego wieczorem na szafce nocnej. Za małym zegarkiem kieszonkowym ciągnął się złoty łańcuszek. Dumbledore przycisnął koronkę, aby otworzyć wieczko i sprawdzić godzinę. Wbił wzrok w cyferblat próbując w ciemności pokoju wyczytać z niego cokolwiek. Nie miał ochoty zapalać Lumos aby nie psuć nastroju, jaki zapanował w pomieszczeniu.
Godzina druga, około czterdzieści. Zamknął klapkę zegarka z cichym trzaskiem i położył go delikatnie na szafce. Gellert już czekał na niego na łóżku, opierając się plecami o zagłówek i z założonymi za głową rękami wpatrywał się w chłopaka z nieskrywanym zniecierpliwieniem. Chciał mieć to już za sobą.
Dumbledore energicznie podszedł i niemal wskoczył na łóżko. Gellert wyciągnął ramię, gdy chłopak układał się obok niego i objął ramiona rudego. Długie włosy towarzysza łaskotały go w bok, więc drugą ręką zgarnął je na przeciwległe ramię Albusa. Mimo letniej pory w pokoju panował za dnia przyjemny chłód, który jednak doskwierał po zmroku. Z tego właśnie powodu zarzucili zdjętą z Albusa kołdrę na nogi i brzuchy. Cienki materiał dawał idealną dawkę ochrony przed zimnem.
Gdy już obaj zajęli wystarczająco wygodne pozycje Grindelwald zerknął na sufit i westchnął niezadowolony faktem, że będzie musiał opowiedzieć Dumbledorowi nieprzyjemny sen.
- Pamiętam tyle, że walczyliśmy- zaczął przyciszonym głosem.
Musieli zachować względną ciszę, aby nie obudzić pozostałych mieszkańców domu Albusa. Z Arianą nie byłoby większego problemu, wystarczyło ją w takim przypadku odprowadzić do pokoju, z którego obudzona zazwyczaj natychmiast wychodziła, i poczekać przy jej łóżku aż zaśnie. Gorzej prezentowała się sytuacja z Aberforthem. Ten zaciekły wróg wszelkiej miłości od samego początku miał problem z relacjami między Gellertem a swoim bratem, a co dopiero gdy się dowiedział o ich romansie. Jednak Grindelwald starał się nim nie przejmować i skupiał całą swoją uwagę na starszym Dumbledorze, który na ową w pełni zasługiwał.
- Byliśmy o wiele starsi, ale wiedziałem, że to my. Czułem do ciebie żal i nienawiść. Byłem gotowy cię zabić- starał się mówić bez emocji, zachowując kamienną twarz, ale kiepsko mu szło.
To były momenty, w których żałował, że pozwolił sobie na taką bliskość z kimkolwiek. Nie powinien dać się nikomu tak bardzo poznać i dogłębnie zrozumieć. Każda bliskość mogła oznaczać przyszłe niebezpieczeństwo, ale cóż mógł poradzić. Uwiódł go intelekt i urok osobisty Albusa, a jego obecność pozwalała Gellertowi zaznać prawdziwej wolności i spokoju ducha. Czyli wszystkiego, czego wcześniej mu brakowało.
- To był tylko sen, każdemu zdarzają się koszmary- powiedział cicho Albus opierając głowę na ramieniu Grindelwalda i wodząc opuszkami palców po jego żebrach. Żaden dotyk nie wzbudzał wyraźnej reakcji blondyna, ale Dumbledore wiedział od niego samego, że chłopak to lubi. - Jednak nie do końca rozumiem jaki ten sen mógł mieć wpływ na zmianę koloru oczu.
Po tych słowach Gellert wykrzywił usta w pobłażliwym uśmiechu. Och, jak Albus jeszcze jednak niewiele o nim wiedział.
- Nie mówiłem ci jeszcze, że zdarzały mi się w przeszłości sny prorocze?- zapytał niewinnie, po czym zerknął na przyjaciela kręcącego przecząco głową. - A więc teraz już to wiesz. Obawiam się, że to był jeden z nich. A silne zabarwienie emocjonalne podczas snu i tuż po nim mogło wywołać zmianę w wyglądzie, chociaż do tej pory nigdy mi się to nie zdarzyło.
Sam zaczął zastanawiać się nad swoimi słowami. Miało to sens. Tylko czy w takim razie nowy kolor oczu był na stałe? I czy kolejna tak bardzo emocjonalna wizja mogła spowodować kolejną zmianę?
- Co musiałoby się stać?- wymruczał Albus nieprzejęty częścią wypowiedzi o zmianie koloru oczu. Przeczesał dłonią włosy cały zesztywniały na myśl, że to mógłby być sen proroczy. - Co musiałbym ci zrobić, żebyś chciał mnie zabić?
Przez przypadek cofając rękę od włosów Dumbledore trącił łokciem Gellerta, który dopiero po tym jakby oprzytomniał i zobaczył w jakim stanie jest Albus. Chłopak był sztywny jak trup, jego dłonie drżały, ale działo się coś jeszcze, coś bardzo niedobrego.
Powietrze wokół nich stało się nagle ciężkie, Grindelwald określiłby je jako skondensowane. Usłyszał szczęknięcie i zgrzyt. Były ciche, ale wyraźne, więc na pewno pochodziły z sypialni. Gellert rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu źródła dźwięków. W międzyczasie przycisnął do siebie Albusa, który z chwili na chwilę był w gorszej kondycji. Gdy to zobaczył, oniemiał. Jedna ze szklanek z wodą unosiła się nad blatem komody, a jej delikatną, gładką powierzchnię przecinało pęknięcie.
Kolejne szczęknięcie dobiegło z odległego krańca pomieszczenia. Gellert domyślił się, że lustro, w którym przed chwilą jeszcze się przeglądał, spotkał podobny los jak szklankę.
- Al?- wyszeptał tuż nad głową przyjaciela.- Al, wszystko w porządku?
Brak reakcji. Spięty mięśnie Dumbledora drgnęły, ale wywołał to dotyk zimnych palców Gellerta na jego ramieniu i plecach.
- Spokojnie. Ciiiiii, jestem tu z tobą, wszystko między nami dobrze- szklanka powoli zaczęła przybliżać się do powierzchni komody, więc blondyn postanowił mówić dalej uznając, że w ten sposób uspokaja przyjaciela. - Al, spokojnie, już dobrze. Nic się nie stało.
Wyjątkowy jak na Gellerta kojący ton rzeczywiście dobrze wpłynął na Albusa. Dziwny stan rudowłosego powoli ustępował miejsca słabości i wyczerpaniu.
-Już dobrze, już dobrze- Gellert szeptał coraz ciszej i ciszej dopóki Al całkowicie się nie uspokoił.
Przez chwilę delikatnie kołysali się w swoich objęciach, a Dumbledore kurczowo zaciskał dłoń na chudym przedramieniu Gellerta.
- Ej, zaraz wyrwiesz mi tą rękę- Grindelwald próbował rozładować sytuację żartując. Zaraz poczuł, że uścisk na ramieniu rozluźnił się.
- Przepraszam- szepnął skruszony Albus i delikatnie rozepchnął ramiona dając sygnał, że Gellert może przestać go obejmować. Blondyn rozluźnił uścisk.
Dalej przytuleni oparli się o drewniany zagłówek łóżka, który pod ich ciężarem skrzypnął donośnie. Bicie serca Albusa było tak mocne, że Gellert słyszał je nawet bez przykładania ucha do jego piersi.
- Co to było?- zapytał delikatnie Gellert. Nie przywykł do tak delikatnego traktowania ludzi, ale w tym przypadku wydało mu się to nawet przyjemne. Zwłaszcza, gdy widział jak bardzo to uspokaja Albusa.
- Miewałem takie stany lękowe jako dziecko, ale nie pojawiały się od dobrych dziesięciu lat- westchnął zmęczony chłopak. - Myślałem, że minęły na stałe.
- Rozumiem- cicha odpowiedź Gellerta padła w przestrzeń.
Siedzieli przez chwilę w ciszy, do momentu gdy Grindelwald stwierdził, że mu niewygodnie i pora się normalnie położyć. Albus ziewnął donośnie, czym potwierdził słuszność słów przyjaciela. Z ociąganiem układali głowy na miękkich poduchach z pierza. Obaj wiedzieli, że trudno im będzie zasnąć.
Bez słowa wpatrywali się nawzajem sobie w oczy. Każdy z nich tej nocy przeszedł coś dziwnego, a milczeniem próbowali przekazać sobie wsparcie. Błękitne oczy Dumbledora pełne troski i miłości oraz dwukolorowe tęczówki Grindelwalda, w których pojawiło się dziwne zrozumienie.
Gellert przybliżył się do twarzy Albusa i złożył na jego ustach delikatny pocałunek. Po chwili zastanowienia pocałował go ponownie, tym razem pogłębił pieszczotę i zanurzył dłoń w morzu rudych włosów. Starał się w tym wszystkim zawrzeć i przekazać Albusowi jak najwięcej uczuć, co nie było proste, bo takie rzeczy uznawał zawsze za zwykłą cielesną przyjemność, a nie oznakę głębokiego przywiązania.
- Kocham cię, Albusie. Bardzo cię kocham- wyszeptał, gdy na kilka centymetrów odsunął mokre wargi od ust kochanka spragnionych kolejnej dawki dotyku.
Albus Dumbledore otworzył szeroko załzawione oczy. Gellert Grindelwald wypowiedział te słowa do niego po raz pierwszy w życiu.
CZYTASZ
《Przysięga》Grindeldore
FanfictionJak doszło do tego, że Albus Dumbledore i Gellert Grindelwald zawarli braterstwo krwi? Niewielu wiedziało, że to z miłości. Miłości, w której przetrwanie niewielu wierzyło.