Nie mógł spać. Pierdolona insomnia dawała się we znaki. Wyszedł więc jak zawsze na balkon by zaczerpnąć tego jakże pięknie zanieczyszczonego seulskiego powietrza. Otwierając drzwi poczuł chłodny powiew wiatru. Oparł się więc o barierkę, odpalił ogień i zapalił papierosa. Osoba, która zobaczyłaby go w takiej sytuacji pomyślałaby, że to jakiś emo gimnazjalista próbuje zniszczyć sobie płuca. Changbin w swoich o dwa rozmiary za dużych spodniach, do których musiał nosić pasek i ogromnej czarnej koszulce z logo Kiss, która wyglądała jakby zabrał ją starszemu bratu z obłoczkami dymu papierosowego nad głową nie prezentował się najlepiej. Jego wzrost i postura jak u czternastoletniej anorektyczki nie pomagała.
Drzwi na balkon otworzyły się, a Changbin poczuł jak ktoś obejmuje go w pasie.
- Dasz bucha? - spytał Chan. Młodszy przysunął mu papieros do ust, by zaraz zobaczyć nad ich głowami kolejne obłoki. Kiedy Changbin wypalił do końca to ścierwo i zrzucił niedopałek z tarasu poczuł jak usta Bangchana delikatnie pieszczą jego szyję. Niższy odwrócił się przodem do starszego i odepchnął go z całą siłą jaką miał w swoich wątłych ramionach.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie jestem twoją dziwką? - warknął. Starszy zbyt często pozwalał sobie na takie zachowania. Jednak musiał z nim mieszkać. Nie mógł znaleźć innej tak taniej miejscówki.
- Jak na razie cię utrzymuję dupku, więc tylko odbieram swoją należność. - Chan wbił się w popękane od zimna, wąskie wargi młodszego.
Cały dzień spędził w łazience. Płakał. Słone łzy nie przestawały płynąć z jego oczu. Jednak nie wydawał przy tym żadnego dźwięku. Nauczył się tego po tylu latach. Była to jedyna rzecz, którą miał wyćwiczoną do perfekcji. Dolne partie jego ciała będą boleć go jeszcze przez dobre parę godzin. Miał tak kurwa dość. Jednak był zbyt słaby żeby jakkolwiek zareagować. Bangchan był od niego dużo silniejszy i kiedy już przyparł go do ściany ciągnąc go za włosy, nie miał jak się wyrwać. Krzyczał i płakał, lecz Chana to nie obchodziło. Jeśli chciał coś dostać zawsze mu się udawało.
Obudził się nadal siedząc w wannie w takiej samej pozycji w jakiej zasnął. Ktoś walił w drzwi.
- Czego? - krzyknął Changbin na tyle ile było stać jego zniszczone tytoniem płuca.
- Spóźnisz się do pracy. - odpowiedział mu Bangchan zza drzwi.
Miał rację. Changbin podniósł się się na równe nogi. Jednak zrobił to zbyt szybko co zaskutkowało zawrotami głowy. Miał wrażenie jakby jego czaszka miała zaraz wybuchnąć. Przemył twarz zimną wodą i wyszedł z łazienki. Kiedy sięgnął po swój telefon, który zostawił na stole okazało się, że jest rozładowany. Zabrał więc stamtąd tylko swoje klucze i ruszył do drzwi.
- Binnie... - nie zdążył jednak do nich dotrzeć, gdyż Bangchan złapał go za rękę. - Nie jadłeś nic od rana. Weź przynajmniej kanapkę. - Changbin spojrzał na niego z niedowierzaniem jednak zabrał pakunek. Chciał już wyjść, ale starszy nadal go nie puścił. - Przepraszam cię za wcześniej. Jestem na głodzie, wiesz przecież. Woojin jeszcze nie dostał dostawy. Mówił, że mogę czuć potrzebę... - Chan wyciągnął drugą rękę i pogładził lekko policzek Changbina. Młodszy zamknął oczy przy kontakcie fizycznym. Bał się Chana. Jeszcze bardziej bał się go na głodzie. Zaraz mógł go pocałować, a potem uderzyć. Był nieobliczalny. - Kocham cię bubo. - cmoknął go w policzek i puścił.
Kiedy tylko Changbin znalazł się na dworze i upewnił, że nikt go nie widzi, wyrzucił kanapki do najbliższego śmietnika.
CZYTASZ
cigarettes || changlix
أدب الهواةdepresja próbowała zabić Changbina ship: Felix + Changbin grupa: Stray Kids