Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kiedy wracali do mieszkanie atmosfera między nimi po raz pierwszy nie była tak niezręczna. Felix również po raz pierwszy widział jak starszy się uśmiechał. Nie był to szeroki uśmiech, ale lekkie podniesienie kącików ust, które Lee tak bardzo chciał pocałować.
Changbin tak bardzo zawrócił mu w głowie, choć znali się niecały tydzień, raptem cztery dni. Starszy zauważył wzrok Felixa, który patrzył na niego z rozmarzeniem w oczach. Nie wiedział co nim kieruje, ale delikatnie wsunął swoją dłoń w tę młodszego. Lee popatrzył na ich złączone ręce. Już dawno nie był tak szczęśliwy.
Nagle zaczęło padać. Felix pociągnął Seo za sobą pod daszek jakiejś restauracji. Deszcz nie wydawał się im groźny, był raczej jak miła niespodzianka po długim męczącym dniu. Młodszy przyciągnął Changina lekko do siebie, wtulając się w tego plecy i zaplatając ręce na jego brzuchu.
Starszy nie protestował. Czuł, że tego potrzebuje. Pierwszy raz od dłuższego czasu cieszył się z kontaktu fizycznego, ponieważ ufał osobie, która go przytulała. Ufał Felixowi. Wiedział, że może sobie na to pozwolić. W końcu po tak długim czasie uciekania znalazł ramiona, w które nie bał się schować. Łzy szczęścia spłynęły mu po policzku. Felix czując lekkie drgania ciała starszego, obrócił go przodem do siebie i przytulił mocniej, pamiętając jednak o siniakach na żebrach Changbina. Ich spojrzenia spotkały się.
Młodszy lekko nachylił się w stronę czarnowłosego. Wtedy ich usta delikatnie złączyły się. Felix błagał w myślach by starszy nie uciekł od niego przestraszony. Jednak to nie nastąpiło. Zamiast tego Changbin ciut bardziej przysunął się do Lee kładąc mu dłoń na policzku.
Ich pocałunek był subtelny. Nie był on zachłannym pocałunkiem dwóch próbujących się pożreć dusz. Był raczej jak przysięga. Obietnica, że będzie lepiej.
- Chodźmy do domu Bini. - Felix szepnął starszemu do ucha i złapał go za rękę.
Deszcz jeszcze nie przestał padać, sprawiając, że ulice nadal były opustoszałe. Szli powoli pozwalając, by krople deszczu spływały swobodnie po ich ciałach. Nie bali się przeziębienia. Nie bali się niczego. Cieszyli się swoją obecnością. Cieszyli się swoją miłością.
Nagle usłyszeli strzały.
Changbin mocniej ścisnął Felixa za rękę.
Chwilę potem upadł na ziemię.
Na jego koszulce w okolicach brzucha było pełno krwi. Przerażony Felix szybko upadł na kolana. Nie rozumiał co się stało. Twarz starszego robiła się coraz bardziej szara. Australijczyk zaczął rozglądać się na boki.
Ujrzał go. Stał dwa metry od nich, cały przemoczony. Psychopatyczny uśmiech nie schodził z jego twarzy. Patrzył na nich przekrwionymi oczami ledwo trzymając się za nogach.
- To za to, że jest dziwką. Zostawił mnie.
Felix nie wiele myśląc rzucił się na Bangchana. Nie obchodziło go to czy go zastrzeli czy nie. Chłopakiem kierowała furia. Zdołał wytrącić starszemu pistolet z ręki i powalić go na ziemię. Chan nawet się nie bronił. Śmiał się tylko głośno i pozwalał na to, żeby Lee wyładował na nim emocje. Był już tak zniszczonym człowiekiem, że nic go nie obchodziło. Gdy Felix wybił mu już większość zębów i zmasakrował twarz, tak, że była cała pokryta krwią odsunął się od niego uświadamiając sobie co właśnie zrobił.
Jego dłonie całe były w krwi. Krew. Changbin. Odwrócił się nagle do postrzelonego chłopaka. Podbiegł do niego jak najszybciej wyciągając telefon, by zadzwonić po karetkę. Wybrał numer zakrwawionymi palcami, zostawiając na szybce czerwone smugi i przyłożył telefon do ucha. Najspokojniej jak mógł zawiadomił pielęgniarkę o tym co się stało i odłożył telefon w oczekiwaniu na karetkę.
- Bini słyszysz mnie? - nachylił się nad starszym. Jednak Changbin patrzył na niego pustym wzrokiem. - Kochanie przeżyjesz obiecuję ci to. Wytrzymaj jeszcze trochę. - Felix podniósł głowę chłopaka na swoje kolana i delikatnie głaskał jego włosy. - Wszystko będzie dobrze.
Po chwili usłyszał karetkę. Nie wiedział ile czasu zajęło służbom dojechanie na miejsce. Nie wiedział ile czasu głaskał miękkie włosy Changbina. Nie wiedział ile czasu już padało.
Ratownicy zabrali czarnowłosego z kolan Australijczyka i przenieśli go na nosza. Lee nie zauważając nawet braku chłopaka nadal głaskał powietrze w miejscu gdzie przed chwilą była twarz Changbina.
Kiedy karetka odjechała, zabierając ze sobą obu poszkodowanych, do Felixa podeszła młoda ratowniczka. Złapała go delikatnie za dłoń, którą nadal wykonywał ruchy w powietrzu. Wtedy dopiero chłopak zauważył jej obecność.
- Nic panu nie jest?
Wtedy właśnie serce Felixa, jak szklanka zrzucona na podłogę, rozpadło się na kawałeczki.
________ Dziękuję za to, że dotrwaliście do końca. Dziękuję również za gwiazdki i komentarze, które zostawiliście po drodze. Mam nadzieję, że historia wam się podobała i nie znienawidzicie mnie po tym zakończeniu. Zostaje mi tylko powiedzieć stay tuned, bo kiedyś na pewno mój kolejny changlix ujrzy światło dzienne.