Następnego dnia po śniadaniu, które wylądowało potem w toalecie, postanowił odejść. Zrobił to bez słowa. Kiedy para zajmowała się sprzątaniem po posiłku, wymknął się z mieszkania. Znał tylko jedno miejsce, gdzie wreszcie będzie miał spokój i będzie mógł umrzeć w spokoju.
Skierował się do opuszczonego szpitala na obrzeżach Seulu. Wiedział, że nikt się tam nie zapuszcza. Kilka razy chował się tam przed Bangchanem.
Kiedy dotarł na miejsce zauważył, że coś jest nie tak. W środku była grupka ludzi. A wśród nich jeden z powodów zmiany jego byłego współlokatora. W szpitalu przebywali bezdomni, a gdzie bezdomni tam Woojin. Kierował nimi jak szef narkotykowego gangu, a reszta słuchała się go bez zająknięcia. A może byli narkotykowym gangiem?
- O kogo my tu mamy? Przyszedłeś po towar dla twojego chłoptasia? - zaśmiał się chłodno starszy kiedy zobaczył, że mają towarzystwo.
- Felix nie jest moim czymkolwiek.
- Felix? O kim ty kurwa pierdolisz? Mówiłem o Chanie. - Woojin spojrzał na niego zdziwiony.
No tak Bangchan. Czemu więc Changbin pomyślał o rudowłosym. Właśnie. Nie odpisał mu. Wyjął więc telefon i wystukał szybko wiadomość.
"Zostaw mnie w spokoju i nie szukaj mnie. Nie pisz do mnie. Jutro i tak będę już martwy."
- Nie jest moim chłoptasiem. - Changbin wrócił do rozmowy.
- Oj kłopoty w raju?
- Raczej błogosławieństwo w piekle. Nie ważne. Idę na czwarte piętro. Nie waż się tam przychodzić i tak wystarczająco zniszczyłeś mi życie. - zagroził Changbin i zaczął iść po schodach.
- Jak sobie księżniczka życzy. - Woojin pożegnał go gorzkim śmiechem.
Changbin miał plan. Otworzy okno. Stanie na parapecie. Zrobi krok w przód. Wszystko pójdzie jak spłatka.
Zetknął na telefon. Siedem nieodebranych połączeń od Jisunga, pięć od Minho i trzy nieprzeczytane wiadomości od Felixa. Kliknął ikonkę koperty.
"Żartujesz prawda?"
"Powiedz, że żartujesz."
"Changbin śmierć to nie wyjście z sytuacji. Spotkaj się ze mną. Pomogę Ci. Wyślij przynajmniej swój adres. Przyjadę. Proszę, nie rób sobie krzywdy."
Przynajmniej nie podpisał się jako "jego Felix", przeszło mu przez myśl. Chociaż lekko go to zasmuciło. Coś było w tym chłopaku. Changbin nie wiedział co, ale to coś sprawiało, że myśląc o nim nie był tak przygnębiony jak zwykle. Towarzyszyło temu uczucie, jakby coś ogrzewało jego klatkę piersiową. Było to miłe uczucie. Chłopak najwyraźniej się o niego martwił. Uroczo. Ale nie powstrzymywało to Changbina od chęci skończenia ze sobą jeszcze tego wieczoru.
Na dworzu panowała jesienna atmosfera. Jesień, idealna pora na samobójstwo. Po ulicach chodziły szczęśliwe, ubrane w drogie kurtki, zakochane pary trzymając się za ręce. Ludzie byli szczęśliwi. Nawet pan sprzedający streetfood wydawał się zadowolony, chociaż przez cały dzień nie zarobił wystarczająco pieniędzy na wyżywienie rodziny. Każdy był pogodny. Tylko nie Changbin.
Kiedy otworzył okno poczuł powiew zimnego już o tej porze powietrza. Specjalnie wybrał to okno. Wychodziło ono na rzekę Han. Kiedy był mały kochał tam chodzić z mamą, potem mamę zastąpił Jeongin, a Jeongina papierosy i chory umysł. Stanął na parapecie. Od niejedzenia przez tyle dni kręciło mu się w głowie. Nie miał siły wdrapać się na okno. Jednak kiedy to zrobił złapał się mocno framugi, zamknął oczy i nabrał powietrza do płuc. Seulskie powietrze tej nocy przesączone było zgnilizną, smogiem i myślami samobójczymi. Idealna mieszanka na idelany wieczór. Otworzył oczy. Mógł poczuć w tej chwili cały swój ból, który odczuwał przez ten czas. Uczucie spotęgowane było adrenaliną, która podtrzymywała jego wycieńczony organizm w stanie używalności. Podniósł nogę, żeby zrobić krok.
- Changbin!
CZYTASZ
cigarettes || changlix
Fanficdepresja próbowała zabić Changbina ship: Felix + Changbin grupa: Stray Kids