Dipper
Kiedy byliśmy już w stajni, zerknąłem na konia. Był czarnej maści i wyglądał na naprawdę drogiego, na co zagryzłem lekko wargę. Zawsze chciałem takiego mieć, jednak nigdy nie miałem okazji, aby odpowiedniego o niego zadbać. Zerknąłem na Billa, który podszedł do niego i pogłaskał go po pysku, po chwili podsuwając mu jabłko. W tym momencie wydawał mi się naprawdę zrelaksowany, czułem prawdziwe szczęście, że mogłem to dostrzec. Przez chwilę było tak jak wcześniej, jakbym nigdy nie powiedział tamtych słów.
Do czasu, aż nie przyszedł James. Nie mam pojęcia, czy celowo mnie szturchnął łokciem, czy to był przypadek. W każdym razie poleciałem na ścianę. Miałem nadzieję, że ktoś to zauważy, jednak tamta dwójka była za bardzo zajęta sobą.
- Chciałem ci to powiedzieć od dawna, ale nie miałem pojęcia, jak... - zaczął rudowłosy, a Bill przeniósł na niego pytające spojrzenie. - Ja... Myślę, że łączy nas coś więcej niż przyjaźń.
- Co? - blondyn zmarszczył brew, na co James tylko wywrócił oczami i chwycił go za koszulę. Zamknąłem oczy, przygotowany na najgorsze. Jednak to nie okazało się wcale za dobrym pomysłem, gdyż po chwili poczułem na sobie uderzenie drugiego ciała. Uchyliłem oczy, a moje oczy rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy zauważyłem przed sobą rude kłaki.
- Trochę się zapędziłeś, James - usłyszałem zimne słowa demona. Tamten zaczął coś bełkotać, ale Cipher tylko prychnął z zniecierpliwieniem, po chwili wychodząc z boksu wraz z koniem. To było jak impuls, bo wciąż miałem irracjonalne uczucie, że muszę chronić demona. Odepchnąłem James'a, a potem wybiegłem na zewnątrz, wołając jego imię. Zatrzymał się, odwracając jakby w zwolnionym tempie. Widziałem jego zaciśnięte w cienką kreskę usta, a także oczy, które wyglądały jak płynne złoto. Chciałem tak bardzo, aby nie był smutny. I mimo wszystko wiedziałem, że nigdy nie będzie jak dawniej.
A później nastąpił wybuch.
***
Jedni mówili, że to było kolejne zachwianie się grawitacji. Że to wina meteoru. Inni, że szczepionka miała termin ważności.
Podobno Malcom był u kresu sił. Podobno to on podpalił domostwo razem z innymi demonami w ramach buntu. Podobno panienka Louis - Stevenson chciała tylko odpalić fajerwerki, ale te nagle wybuchnęły. Podobno takiego wybuchu dawno nie widziano. Podobno to piorun boski uderzył w końcu w Wodogrzmoty. Podobno to wszystko wina Stanforda Pines'a, który nie zdawał sobie sprawy, że demony w końcu się zbuntują.
Podobno nikt nie przeżył z wyjątkiem tych, którzy byli na zewnątrz.
***
Deszcz na pogrzebie idealnie wpasował się w klimat. Matka Pacyfiki wpadła w histerię, kiedy jej córkę wyczytali. Ojciec Gideona wyglądał tak, jakby zdjęto z niego jakiś wielki ciężar. Ja starałem się nie płakać, patrząc na bladą jak ścianę Mabel. Moja kochana siostra nie żyła. Nie żyła przez głupotę kogoś, kogo mogłem nazywać kiedyś wujkiem. Nie dziwię się mu, że uciekł z miasta. To potrafił najlepiej, uciekać od problemów.
Czy cokolwiek czułem? Sam już nie wiedziałem. Jednocześnie byłem i nie byłem na tym pogrzebie. Wciąż miałem przed oczami odwracającego się blondyna, te wszystkie chwile, które zmarnowałem bez niego. Demony zostały zabrane przez lekarzy zaraz po tym wypadku. Bill także, bo podobno nie było wyjątków.
Był przerażony. Dalej miałem przed oczami to, jak miota się po stacji. Wepchnęli go do pociągu razem z innymi, a ja nie zrobiłem nic, aby mu pomóc. Potem tłum zasłonił mi widok, a ktoś pociągnął mnie za ramię.
Teraz także. Uniosłem wzrok, patrząc na Candy.
- Dipper, tak mi przykro... - szepnęła do mnie. Kiwnąłem głową praktycznie mechanicznie. Wszyscy podchodzili i składali kondolencje, a ja stałem, kiwając tylko głową jak nakręcony. Nikogo nie słuchałem. Miałem już dość tego dnia.
- Przykro mi z powodu Mabel...
- Tak ją kochałeś...
- Stracić bliźniaczkę to zapewne wielki cios...
- Współczuję...
- Bill kazał ci to dać...
- Mabel była taką dobrą dziewczyną...
Oprzytomniałem, czując w swojej dłoni jakiś zimny materiał. Wyminąłem panią Northwest, rzucając się za Jamesem. Ściskałem przedmiot z całej siły w dłoni. Chwyciłem tamtego za ramię.
- Zaraz, jak to....? - zacząłem, a on odwrócił się. Wyglądał na wyraźnie zakłopotanego.
- Dużo z nim rozmawiałem, a kiedyś przyznał mi się, że chciał to komuś dać. To było dzień po tamtej wycieczce klasowej. - James wziął oddech, a potem uśmiechnął się krzywo. Miał jednak łzy w oczach. - Nie miał co z tym zrobić, dlatego dał to mi. Jednak domyśliłem się, że nie dla mnie było przeznaczone.
Kiwnąłem głową, a on odwrócił się i szybko odszedł. Wziąłem głęboki oddech, a potem wolno rozluźniłem zaciśniętą pięść. Zamrugałem, patrząc na małą zawieszkę w kształcie błękitnej sosny.
- Ty idioto... - szepnąłem sam do siebie, czując, że w końcu mogę płakać. On mnie kochał, a ja jak ostatni palant sprawiłem, że to uczucie w nim wygasło. Odrzucałem go tak długo, myśląc, że robię mądrze. Nie chciałem jego towarzystwa, ale teraz...
Musiałem go odnaleźć. Nie chciałem nawet, aby znowu mnie pokochał.
Wystarczyła mi myśl, że jest bezpieczny.
***
- Mówię ci, on dobrze wie, że dalej go kochasz. Musisz definitywnie z nim skończyć. - Mabel poprawiła krawat na szyi bruneta, patrząc na niego przez moment.
- Ja? Nie kocham go, przecież to wiadomo! - prychnął, odwracając wzrok. Był zły. Nie chciał iść na to przyjęcie. Na te słowa brunetka jedynie parsknęła cichym śmiechem.
- Naprawdę, Dip Dop? To dlaczego za każdym razem tak mocno reagujesz, kiedy go widzisz? Wiadomo, chciałbyś rozpiąć jego koszulę i... - poruszyła sugestywnie brwiami, na co jej bliźniak zarumienił się. Po chwili cofnął się o krok.
- Ty głupia jesteś? To... - wziął głęboki oddech, czując ból w klatce piersiowej. Potem się poddał. Nie mógł walczyć z tym, a poza tym to była jego siostra, z nią mógł dzielić wszystko. - ...Prawda. Ale on nigdy mi nie wybaczy, nie sądzisz? Ja... Nieważne.
- Mam przeczucie, że z tego będzie jeszcze jakaś tragedia - prychnęła Mabel, podchodząc do drzwi i sięgając klamki. Uśmiechnęła się jeszcze do niego z pobłażaniem.
- Jesteście w sumie podobni. Dwa uparte osły.
![](https://img.wattpad.com/cover/129041884-288-k173837.jpg)
CZYTASZ
Forget It /billdip/
FanfictionDipper Pines uznał, że miłość tylko rani. Dlatego stanowczo odrzucił swojego ukochanego, starając się znaleźć sobie kogoś nowego. Tylko jakoś nie bardzo mu idzie... Bill Cipher nie przywykł do bycia tym odrzuconym. To zwykle on łamał serca, śmiejąc...