Dipper
Deszcz leniwie uderzał w mój rozwarty parasol, kiedy patrzyłem zmęczonymi oczami na wychodzące z pociągu demony. Od kilku dni pogoda była paskudna; ciągle tylko lało.
Jakby czuła mój nastrój.Kiedy go zauważyłem w tłumie przez chwilę wahałem się, co teraz zrobić. Podejść i porozmawiać? Po tym wszystkim, co mu zrobiłem, a czego nie pamiętał? Nie miałem tyle odwagi. Przechyliłem lekko parasol, patrząc na to, jak strumień wody spływa na ziemię. Zmoczył on czubki czarnych, trochę zabrudzonych lakierek.
- Pan Pines? - usłyszałem zmęczony głos, ale nie miałem odwagi unieść głowy. Skinąłem więc tylko nieuważnie, a jeden z czarnych butów zaczął wykonywać swoiste drgnienia nogi. Denerwował się, co mu się dziwić. Czy kiedykolwiek mi wybaczy? Ale co miał mi wybaczyć? To nasze pierwsze spotkanie, i najlepiej będzie trzymać się tej wersji.
- To ja - dodałem spokojnie, a potem zdecydowałem się unieść wzrok. Nasze oczy się spotkały, a ja dostrzegłem w nich znajomy błysk inteligencji. I wtedy jakby wielki kamień spadł mi z piersi. Grał. To wszystko było tylko udawanie z jego strony.
- Miło mi pana spotkać - odparł grzecznie, starając się wypadać jak najbardziej sztywno. Mnie jednak nie był w stanie oszukać, nie w taki sposób.
- Mnie również - Odparłem miękko, a potem ująłem jego dłoń w swoją, ciągnąc go jak najdalej od tłumu. Szliśmy przez pewien czas w milczeniu, a dopiero przed Chatą odważyłem się do niego odezwać.
- Wszystko dobrze? - szepnąłem do niego, a on otworzył mi drzwi do środka, milcząc. Wsunąłem się tam, czekając i licząc na to, że jego odpowiedź będzie twierdząca. Nie sądziłem jednak, że dalej będzie milczał, idąc w kierunku kuchni i stawiając wodę na herbatę. Zdjąłem przemoczoną kurtkę, uśmiechając się do niego lekko, jednak odpowiedział mi tylko neutralnym wyrazem twarzy. Wtedy mój uśmiech zgasł, a ja sam udałem się do łazienki, chcąc się trochę umyć. Zdejmowałem właśnie koszulkę, gdy usłyszałem, jak drzwi się otwierają. Popatrzyłem na niego z lekkim pytaniem w wzroku, kiedy podszedł do mnie i bez słowa położył dłoń na moim policzku, przesuwając po nim lekko. Serce zabiło mi bardziej, jednak po chwili odsunął się, jakby o czymś sobie przypomniał.
- Woli Panicz herbatę malinową czy z cytryną? - zapytał z jakimś napięciem w głosie, a ja podświadomie poczułem, że za tym pytaniem kryje się coś więcej. Popatrzyłem na niego pytająco, po chwili jednak mruknąłem:
- Z cytryną.
Potem zobaczyłem, jak jego oczy rozjaśniają się lekko, jednak nim zdążyłem zapytać o cokolwiek odwrócił się, po prostu kiwając głową.
- Zaraz przygotuję. - Przyznał spokojnym tonem, odchodząc w kierunku kuchni. Popatrzyłem za nim z mieszanymi uczuciami, a potem wyjąłem mazak. Później chwyciłem go za rękę, skrobiąc na niej kilka słów.
Bill, co się dzieje? Masz kłopoty?
Zatrzymał się, odczytując napis z zdziwieniem. Potem pokręcił głową, odbierając mi mazak i szybko pisząc na moim nadgarstku:
Nie mogę rozmawiać z tobą. Jestem obserwowany.
Drgnąłem, odczytując jego słowa. Potem westchnąłem cicho, czując, jak ze zdenerwowania i stresu mój żołądek się buntuje.
- Rozumiem - wydusiłem z siebie cicho. - Lubię herbatę z cytryną. W sumie bardzo za nią tęskniłem.
Najwidoczniej zrozumiał kod, bo uniósł brew lekko.
- A ta z malinami? Na pewno była mniej... Kwaśna.
- Nie - pokręciłem głową lekko. - Myliłem się, to ta z cytryną jest najlepsza.
To było takie proste; Malcolm był maliną, a cytryną właśnie Bill. I to on stał tu teraz ze mną, uśmiechając się ledwo zauważalnie i jednocześnie patrząc na mnie przenikliwie.
- Rozumiem. Dodam dużo cytryny, Paniczu.
CZYTASZ
Forget It /billdip/
FanfictionDipper Pines uznał, że miłość tylko rani. Dlatego stanowczo odrzucił swojego ukochanego, starając się znaleźć sobie kogoś nowego. Tylko jakoś nie bardzo mu idzie... Bill Cipher nie przywykł do bycia tym odrzuconym. To zwykle on łamał serca, śmiejąc...