Bill
Uchyliłem oko, patrząc na przestrzeń dokoła mnie. A raczej brak przestrzeni. Pustka. Kojarzyłem to miejsce aż zbyt dobrze, ale nigdy nie pomyślałbym, że wrócę w to miejsce. Miejsce, w którym wszystko było iluzją, ale mogłem być tam szczęśliwy. Przez chwilę pomyślałem nawet, że może powrót do Wodogrzmotów i to wszystko było snem. Może tylko moja wyobraźnia to zrobiła.
Dopóki go nie zauważyłem. Siedział, wyglądając groteskowo w formie błękitnej sosny z małą czapeczką, którą ściskał mocno w swoich patykowych rączkach. Podfrunąłem do niego spokojnie, przyglądając mu się. Wyglądał na załamanego. Przynajmniej dopóki nie uniósł wzroku i nie przeniósł go na mnie. Już po chwili cofnąłem się lekko, kiedy wpadł w moje ramiona szybko i gwałtownie.
- Nie zostawiaj mnie... - usłyszałem jego szept, po czym z westchnieniem objąłem go w pasie. I poczułem jednocześnie ulgę, że jest tu ze mną, bezpieczny.
- Cóż, nigdzie się nie wybieram - przyznałem, po chwili jednak klepiąc go nieporadnie po boku. Po chwili cofnąłem się lekko, rozglądając dokoła. - Jakim cudem nas tu przeniosłeś? W końcu jesteś człowiekiem. Poza tym mało osób wie o tym miejscu.
- Tak trochę... przeglądałem twój umysł, kiedy spałeś - mruknął niewyraźnie, wzruszając ramionami. Uniosłem brew z zdziwieniem, po chwili jednak kiwnąłem głową.
- Pomogłeś mi- zauważyłem po chwili, patrząc na niego z zamyśleniem. Nie miałem pojęcia, jak mam się z tym czuć. Czyżby ten chłopak coś znowu planował? Ale jeśli tak, to co konkretnego? Kiedy wyciągnął do mnie rękę, od razu cofnąłem dłoń. - Nie. Najpierw wyjaśnij mi, po co był ten cały cyrk. Z tą panienką, z przyjaciółmi, ze... Śmiercią.
Przygryzłem wargę. No tak, kilkanaście z tych dzieciaków zginęło podczas tamtego przyjęcia. W tym Gwiazdeczka. Nie miałem pewności, co działo się z jego psychiką, ale na pewno nic dobrego. Teraz także patrzył na mnie pustym wzrokiem, jakby kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, jakie poważne decyzje podejmował.
- Ja cię kocham... - zaczął cicho, na co ostro mu przerwałem.
- Przestań z tymi kłamstwami. Gdybyś mnie kochał... - popatrzyłem na niego z zniecierpliwieniem, po chwili wzdychając cicho. - Zresztą po co ja ci tu mówię. Dobrze wiesz.
Spuścił wzrok, po chwili rozglądając się dokoła z smutkiem w wzroku. Nim zdążyłem zareagować, chwycił mnie za rękę, patrząc na mnie z determinacją.
- Przepraszam. Proszę, wybacz mi. Ja... Zrobię wszystko, abyś mnie znowu pokochał.
Spojrzałem na niego z rozgoryczeniem, wyrywając po chwili dłoń z jego uścisku.
- Przestań. Popadasz ze skrajności w skrajność. Najpierw chciałeś mnie sprzedać jak cielę na targu, a teraz znowu zamierzasz kłamać? Zrozum. Nigdy nie będzie już tak, jak dawniej.
Dipper popatrzył na mnie ze smutkiem, po chwili wzdychając cicho i zdejmując czapkę. Po chwili zaczął ją lekko miąć w dłoniach. Było mi go trochę żal, ale nie zamierzałem łatwo odpuścić. Na początku oczywiście, że się ucieszyłem z jego widoku. Ale potem wszystkie jego słowa wróciły jak bumerang. A ja niestety nie byłem z tych, co łatwo zapominają.
Widząc jednak jego zakłopotanie, westchnąłem cicho. I jak ja miałem się na niego gniewać teraz, kiedy tak dużo nas wcześniej połączyło?
- Ja naprawdę przepraszam - mruknął ponownie, na co machnąłem ręką lekko.
- Dobra, już dobra. Lepiej mi powiedz, co dalej.
Najwyraźniej zagiąłem go tym pytaniem, bo popatrzył na mnie bezradnie. Nie mogłem w to uwierzyć, jeśli już mnie tu sprowadził powinien przynajmniej wiedzieć, dlaczego. Po chwili jednak pokręcił głową, wyduszając z siebie:
- Nie wiem, gdzie mamy iść. Stanford nas szuka, James także chciał się z tobą zobaczyć... Martwił się. - Praktycznie wypluł te słowa, na co spojrzałem na niego z zdziwieniem. Myślałem, że mieliśmy ze sobą już wszystko wyjaśnione, ale najwyraźniej wcale tak nie było.
- Sosenko? - mruknąłem, lewitując w jego stronę spokojnie i po chwili patrząc na to, jak z jego dłoni zaczynają wychodzić płomienie. Znałem ten stan aż za dobrze. Tak zawsze było, kiedy czułem się wściekły.
- Dlaczego byłeś taki wściekły? Wtedy, w stodole? - zapytałem go z zaintrygowaniem, kładąc dłoń na jego ręce i uspokajając go mocą. Uniósł oko, patrząc na mnie z jakąś dziwną furią w nim. Jego źrenica była bardzo cieniutka, jak szpilka.
- Nie. Byłem. Wściekły.
- Wiesz, ja to widziałem trochę inaczej... - Zacząłem, po chwili jednak zauważyłem, że dosłownie cały zapłonął gniewem. Po chwili zaczął uderzać mnie wiązkami mocy, na co uchyliłem się szybko, dobywając mojego bicza. Skoro tak chciał, to w porządku. Mogliśmy walczyć. Chociażby i do końca życia.
Utworzyłem tarczę, obserwując jego chaotyczne ruchy z zaintrygowaniem. Robił to bezwiednie, kompletnie bez pomyślunku. Nie miał doświadczenie, na co mimowolnie uśmiechnąłem się w duchu. To będzie szybka rozgrywka.
CZYTASZ
Forget It /billdip/
FanfictionDipper Pines uznał, że miłość tylko rani. Dlatego stanowczo odrzucił swojego ukochanego, starając się znaleźć sobie kogoś nowego. Tylko jakoś nie bardzo mu idzie... Bill Cipher nie przywykł do bycia tym odrzuconym. To zwykle on łamał serca, śmiejąc...