-Nie, usłyszałyśmy twoje wołanie o pomoc - powiedziała Hope. - A teraz słuchaj dalej. Pobiegłyśmy w twoją stronę i zobaczyłyśmy ciebie na rękach Brooksa.
-Co?! - Powiedziała zdziwiona Rose.
-No, stał tak z tobą dopóki nie przyjechała policja.
-Rose chodź weź frytki! - Krzyknęła mama dziewczyny z domu.
Blondynka wstała z huśtawki i poszła do domu. Po chwili wróciła z tacą pełną misek z frytkami.
-A gdzie Tomatini? - Zapytała Bonnie.
-Tutaj - mówiąc to Rose podała Bonnie ketchup.
-I co jeszcze się działo? - Dopytywała blądynka.
-W sumie tyle - powiedziała Hope.
-A rozmawiałyście z nimi?
-Trochę.
-Rosalie Walker idziesz jutro do szkoły? - Zapytała Alex.
-Chyba tak, a właśnie jak tam w szkole?
-Dobrze wszyscy wiedzą o tym iż Bassi próbował cię zgwałcić - odpowiedziała Alex i zjadła frytkę.
-Co? Jak?
-Była policja po jego dokumenty i się pytała uczniów czy się dziwnie zachowywał - dodała Hope.
Po zjedzeniu frytek zrobiło się późno i dziewczyny zaczęły się rozchodzić do domu. Rose posprzątała z ogrodu brudne talerze i zaniosła do kuchni. Następnie zmęczona długim i zadziwiającym dniem zasnęła.
Następnego dnia w szkole wszystko byłoby dobrze. Gdyby przypadkowi ludzie, których Rose znała z widzenia nie byliby dla niej przeraźliwie mili. Nawet nauczyciele wydawali się być inni. Czy fakt, że prawie została zgwałcona aż tyle zmieniał?
Po pierwszej lekcji Rose szła z Alex, Hope i Vanessą do pani Lidzi, która opiekowała się szkolną biblioteką. W dłoniach trzymała dwie książki, które miała oddać do biblioteki. Jedną był “Sherlock Holmes”, a drugą “Harry Potter i komnata tajemnic’’.
Gdy minęły stołówkę Rose się zagapiła i na coś wpadła. Właściwe na kogo, byli to dwaj chłopcy z 3b. Oboje średniego wzrostu, z ciemnymi włosami. Różnili się tylko ubraniem, rysami twarzy i tym iż drugi miał małą brodę. Blondynka chciała podnieść swoje książki ale chłopcy ją wyprzedzili i zrobili to za nią.
-Hej jestem Luke - powiedział pierwszy podając książkę Rose i wyciągnął rękę by się przywitać.
-Rose - powiedziała blondyna i uścisnęła jego rękę.
-A ja jestem Chris - powiedział drugi i również uścisnął jej rękę.
-Rose - powiedziała uśmiechając się. - A teraz przepraszam muszę zrobić coś ważnego.
-Dozobaczenia później - powiedzieli jednocześnie w stronę już oddalającej się Rose.
-Czemu od nich uciekłaś? -Spytała Alex.
-Mogłaś ich wyrwać - dodała Vanessa.
-Jeszcze pewnie na nich wpadniemy mamy dziś lekcje koło nich. Ale mam wrażenie, że są mili dla mnie tylko z powodu tego wypadku - powiedziała po czym weszła do biblioteki. - Dzień dobry.
-Dzień dobry dziewczynki - powiedziała pani Lidzia i się uśmiechnęła. - Rose jak się czujesz?
-Dobrze dziękuje - powiedziała. - Mogłam bym oddać książki?
-Tak, oczywiście - powiedziała i wzięła książki.
-Dziękuje i dowidzenia - po tych słowach wyszła, a dziewczyny ruszyły za nią.
-I co masz zamiar robić? - Spytała Hope.
-Związku z czym?
-No Luke się z tobą przywitał i Chris. Powinnaś się cieszyć - zaczęła Alex.
-Ale ja się ciesze. Nie będę skakać z radości tak jakbyście to wy robiły.
Reszta lekcji minęła bardzo szybko i zanim blondynka się spostrzegła było już po nich. Poszła ona z przyjaciółkami do szatni gdzie włożyły kurtki i mogły iść dalej.
-Rose! - Usłyszała krzyk za sobą gdy znajdowała się na szkolnym dziedzińcu.
Odwróciła się za siebie i jej oczom ukazał się Luke i Chris, którzy zmierzali w jej stronę.
-Hej, coś się stało? - Spytała uśmiechając się do nich.
-Mamy do ciebie pytanie - zaczął Chris.
-Czy pójdziesz z nami na pizze? - Dodał Luke.
-Emm nie wiem, a kiedy? - Zapytała zdziwiona blondynka.
-Może jutro o 17? - Zapytał Luke.
-No okej - odpowiedziała Rose i skierowała się w stronę bramki.
Luke i Chris szli za nią, Rose się zagapiła i znów na kogoś wpadła. Prawie by upadła na ziemię gdyby nie czyjaś ręka, która chwyciła ją w talii.
CZYTASZ
Bo za kwiaty się nie płaci
Kurzgeschichten"Nic dwa razy się nie zdarza i nie zdarzy. Z tej przyczyny zrodziliśmy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny. Choćbyśmy uczniami byli najtępszymi w szkole świata, nie będziemy repetować żadnej zimy ani lata. Żaden dzień się nie powtórzy, nie...