|Rozdział 12: 2/2| Pierścionek dla damy.

115 13 4
                                    

*uwaga — chciałabym żebyście przeczytali notatkę od autora i poradzili mi, jak mogę dalej pociągnąć fabułę. Będę bardzo wdzięczna, dzięki.

---------------------------------------------------  

Leanne i Elias patrzyli jeszcze chwilę w stronę drzwi, czekając aż będą mieli pewność, że Den już poszedł. 

Elias chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, jak mógłby zacząć. Lee, zanim wyszedł, popatrzyła się Dena z nieznaną do tej pory czułością. Choć to może nie była czułość, a spokój w jej spojrzeniu. Jak gdyby mówiła; ufam ci. A Elias wiedział, że nie powinna była tak patrzeć. Leanne też o tym wiedziała, ale mimo tego się nie powstrzymała. Tak nie mogło być.

Chciał coś powiedzieć, lecz to ona zaczęła. 

— I jak? Chyba nie jest tak źle, jak oczekiwaliśmy. — Zapytała się, nadal patrząc na drzwi.

— Taa... — Odwarknął. Nie zamierzał ukrywać tego, że jest rozdrażniony, chcąc wzbudzić w niej poczucie winy. 

Ale Leanne nie złapała się na jego zagrywkę. Nie spytała czemu jest zły albo czy coś się stało. Tylko ciągle patrzyła się w stronę drzwi z niezrozumiałym spokojem. 

Elias aż gotował się w środku. Bał się, że te emocje to zazdrość, nie troska. 

— Lee...! — Wrzasnął urwanym krzykiem, hamując się pod koniec. Na korytarzu mógł ich słyszeć ktoś jeszcze. 

W końcu zwróciła na niego jakąkolwiek uwagę i spojrzała mu prosto w te czerwone oczy. Płonęły w nich ogniki złości, które Elias bezskutecznie starał się uspokoić. 

— Nie rób z tego jakiejś koleżeńskiej relacji. — Warknął kolejny raz, ale już spokojniej. — Jesteśmy...

— A ty nie rób ze wszystkiego problemów. — Głos Lee, mimo że dziewczęcy, był wycedzony przez zęby, przez zaciśnięte wargi. I wcale nie był miły. Nie spodziewał się tego. — Posłuchaj... — Złagodniała w jednej chwili. —  Rozumiem, że im nie ufasz, ja... Też im nie ufam, nie do końca. Ale jeżeli będziesz podchodził do tego z taką wrogością, to oni też zaczną coś podejrzewać. I może choć spróbuj być dla nich miłym. Choć dla jednej osoby.

— Lee, ale...

— Nie. — Znowu mu przerwała. — Wiem, co sobie teraz myślisz — że nie o to w tym chodzi, że oni mają nam tylko pomóc z klątwą, że to nie nasi przyjaciele. I tak, wiem że myślisz sobie; och, jestem wielką humanoidalną jaszczurką, jak będą niemili, to rozerwę ich na strzępy. I owszem, możesz sobie rozrywać kogo chcesz. Ale wtedy na pewno nam nie pomogą.

Elias uspokoił się. Rzadko zdarzało się, by przyjaciółka tak agresywnie go naprostowała. Jednak nadal uważał, że to on ma rację.

— Lee. 

— Cicho. 

— Nie będziesz mi znów...

— Cicho. Słyszę kroki. 

Lizard już się nie odezwał. Leanne też. Później do pokoju weszli Sophe z Lokiem i Cheritem w plecaku, by przekazać im nowe informacje, które dostali od Metza.

~~~

Dante spoglądał na nią przez balkonowe drzwi. Włosy miała jak zwykle rozpuszczone i, gdy wiał ciepły wiatr, pachnący morzem, nachodziły jej na twarz. Co chwilę próbowała je sobie nieznacznie odgarniać, ale bezskutecznie. 

Widział to, choć stała do niego tyłem. 

Ścisnął mały pakunek w ręce. Teraz albo nigdy. Otworzył balkonowe drzwi, a Zhalia od razu zwróciła na niego uwagę, odwracając głowę w jego stronę. Jednak zaraz potem odwróciła się z powrotem, by mieć widok na morze. Nie zauważyła pudełeczka.

|HUNTIK| Nikkos znaczy zwycięstwo.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz